Podziały, czyli prawicowi naukowcy bronią prof. Morawskiego
Sędziego Lecha Morawskiego usprawiedliwiają naukowcy z Akademickich Klubów Obywatelskich im. Lecha Kaczyńskiego. Są oburzeni nagonką.
Przypomnijmy, że sędzia Trybunału Konstytucyjnego, prof. Lech Morawski dał się poznać kontrowersyjnymi wypowiedziami w Oksfordzie. Mówił m.in. o tym, że polska konstytucja to dramat, a obecny rząd mimo że jest przeciwko homoseksualistom, nie ściga ich. Po tym incydencie, Wydział Prawa i Administracji UMK przełożył obronę doktoratu jednego ze studentów, którego promotorem jest prof. Morawski, na wrzesień. Większość profesorów odcięła się też od słów sędziego TK uznając je za niegodne.
Upadek postaw?
Środowiska skupione wokół Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z oburzeniem przyjęły jednak wiadomość o przełożeniu obrony doktoratu.
„Pamiętamy analogiczne nagonki przeprowadzane w czasach totalitarnego państwa, jakim był PRL” - piszą w oświadczeniu profesorowie, członkowie Akademickich Klubów Obywatelskich w Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Lublinie, Łodzi, Poznaniu, Toruniu i Warszawie . Dodają też, że stanowisko kadry naukowej UMK świadczy o upadku postaw akademickich na tym uniwersytecie, bo profesorowie przenieśli swą niechęć do prof. Morawskiego na jego doktoranta.
Zdaniem dr. Roberta Gawłowskiego, prawnika z WSB w Bydgoszczy trzeba pamiętać o kontekście wypowiedzi na Uniwersytecie w Oksfordzie. - Wystąpienie prof. Morawskiego nacechowane było emocjami i wartościującymi sądami, które dotyczyły wielu ważnych osób w państwie - mówi dr Gawłowski. - Rozumiem działania władz Wydziału Prawa i Administracji UMK jako chęć uspokojenia nastrojów i wybór takiego terminu publicznej obrony doktoratu, którym umożliwiłby merytoryczny jej przebieg. Można bowiem wyobrazić sobie sytuację, że wypowiedzi prof. Morawskiego oraz duże zainteresowanie opinii publicznej położyłyby się cieniem na przebiegu obrony. Życzę doktorantowi powodzenia podczas obrony i myślę, że wskazanie późniejszego terminu ostatecznie okaże się dla niego najlepszym rozwiązaniem.
Dawał swobodę
Prof. Morawski był promotorem pracy magisterskiej i doktorskiej dr. Łukasza Mirochy: - Jako promotor dawał swoim studentom niemal nieograniczoną swobodę w zakresie wyboru tematu, jak i tworzenia pracy - opowiada dr Mirocha. - Krytycznie profesor podchodził do jednostronności czy fanatyzmu w prezentowaniu poglądów w promowanych pracach. W trakcie seminariów cenił polemikę, również - a może zwłaszcza - jeśli nie była ona zbieżna z jego poglądami. Nigdy nie narzucał nikomu jakiegokolwiek stanowiska. Sam chętnie korzystał z wiadomości uzyskanych w trakcie dyskusji. Czynił nawet przypisy w swoich pracach wskazując na „podopiecznych”, którym zawdzięczał dane spostrzeżenie.
Zdaniem dr. Mirochy konferencja w Oksfordzie miała właśnie charakter naukowy, zaś krytyka jest zasadniczym motorem nauki. - Krytyka prawa nie oznacza jego nieprzestrzegania czy braku poszanowania dla niego - dodaje dr Mirocha. - Opinie wyrażone w wystąpieniu - co wynika również z jego pisemnej wersji - stanowią konsekwencję zajętego przez prof. Morawskiego stanowiska w sporze aktywizm kontra wstrzemięźliwość sędziowska. Polska konstytucja, co jest powszechnie wiadome, zawiera szereg niedookreślonych przepisów, klauzul generalnych, często wręcz w jednym przepisie stara się godzić sprzeczne wartości (np. „społeczna gospodarka rynkowa”). Przepisy tego typu tworzą pole do szerokiej interpretacji, co mogło być przedmiotem krytyki.
Milczenie to przyzwolenie
Dr Hubert Stys z WSB w Toruniu zwraca uwagę na to, że oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich trudno traktować jako coś więcej niż tylko kolejne działania prorządowej przybudówki politycznej PiS.
- To smutny widok, kiedy ostre podziały polityczne wkraczają na uczelnie, co przecież jeszcze kilkanaście lat temu było nie do wyobrażenia - zauważa dr Stys. - Strona rządowa, i wciąż liczne środowiska ją wspierające, w dalszym ciągu realizują politykę psucia instytucji państwowych. Przecież gdyby nie słowa oburzenia, nie tylko opozycji, ale wolnych mediów oraz środowisk prawniczych i akademickich - wystąpienia publiczne „a la prof. Morawski” byłyby traktowane jako norma, nie wyjątek. Była to kolejna sytuacja, wpisująca się w obalanie dotychczasowego systemu politycznego i realizowanie radykalnego programu PiS. Milczenie oznacza przyzwolenie. Dziwne by było, gdyby profesorowie z Torunia milczeli.
Dr Stys przekonuje, że doktorantowi profesora nie stała się krzywda - decyzja władz uczelni była jak najbardziej słuszna. Uniknięto możliwych emocjonalnych polemik i dyskusji niezwiązanych z dysertacją, a prof. Morawski miał czas, by wyrazić słowa ubolewania wobec swojego zachowania, z czego przezornie skorzystał.