Na zdjęciach z Bangkoku widać, że są zmęczeni, ale także szczęśliwi! W piątek syn i tata - obaj z Gorzowa - zaczynają kolejny etap wielkiej podróży.
12 lutego (4. dzień podróży)
Najtrudniejszy był moment kliknięcia w pierwszy bilet. Bo po co komu bilet do Bangkoku w jedną, gdy ma bagaż podręczny i 13-letniego chłopca pod opieką? Ale kiedy już się kliknie i wydrukuje, i kiedy się kliknie drugi raz i kupi kolejną destynację, i oczami wyobraźni spaceruje się po miejscach, do których się poleci, to wstępuje w człowieka taka adrenalina i radość, że daje kopa na następne kliknięcia.
Oczywiście nie jest to zabawa w klikanie. Cała podróż przeżywana była w ciszy i skupieniu wiele lat wcześniej. Od dawna czytałem fachową literaturę, obserwowałem polskie i zagraniczne portale dotyczące taniego latania. Znałem z pamięci linie, które obsługują poszczególne trasy. Ale to wszystko i tak nie przyda, jeśli zabraknie tej pierwszej decyzji kliknięcia w pierwszy bilet.
15 lutego (7. dzień podróży)
Koszmar. Zasnęliśmy o 5.00 nad ranem czyli 23.00 czasu polskiego. Przez to wstaliśmy po 11.00. Do Wielkiego Pałacu Króla już za późno. Szybka decyzja: jedziemy do parku Lumpini (...). Tam kupiłem sobie schłodzonego kokosa i sączyłem go przez parę minut. Dał dobre orzeźwienie. Sebek nie chciał. A to oznacza 4 zł w kieszeni więcej. Po odpoczynku w parku poszliśmy przejść się uliczkami blisko Chinatown. Na wózkowym straganie zdecydowałem się kupić grillowane pałeczki z prosiaczka i woreczek ryżu. Mniam. Syn woli kanapki z serem zrobione przeze mnie. (...)
Plan podróży taty i syna
Przechodzimy kolejny raz przez stację metra i uświadamiamy sobie tajskie absurdy. Jest bramka - taka, jak na lotniskach - i każdy, kto chce wejść do metra, musi przez nią przejść. Bramka piszczy jak szalona, a ochrona pogania zdezorientowanych ludzi, by szli. Jest parę innych śmiesznych rzeczy np. wymowa po angielsku. Kupujemy kartę sim i słyszę: „pasyipoł płyt” - o co mu chodzi? I tak kilka razy. Aż wreszcie łapiemy. „Passport please”! Bez paszportu nie można też wymienić pieniędzy. Ważną sprawa ten paszport. Wieczorem byliśmy w China-town. Masa ludzi, skutery, tuk tuki i taksówki ocierające się o przechodniów. I smród zmieszany z zapachami chińskiej kuchni. Widoki czasem piękne, czasem odrażające jak np. skóra z prosięcego ryjo-łba sprzedawana jako snack, czyli przekąska.
17 lutego (9. dzień podróży)
Pozdrawiamy Gorzów z plaży Patong na Phuket. Jest gorąco. Poznajemy nowych ludzi z całego świata. W nocy mamy 26 stopni, w dzień 35. (opracowane na podst. bloga: ojciecisyn.blox.pl )
Tu możesz ich śledzić
Na Facebooku Podróżnicy założyli specjalny profil, gdzie zamieszczają fotografie i krótkie opisy z podróży. Aktualizacji jest sporo, są zamieszczane niemal codziennie.
Na blogu Dłuższe wpisy (jednak pojawiają się zdecydowanie rzadziej) znajdziecie na blogu ojciecisyn.blox.pl, skąd czerpaliśmy materiały do dzisiejszej publikacji w „GL”.
Jeszcze sporo czasu Podróż dookoła świata (ponad 44 tys. km) Derowie zaczęli 9 lutego. Do Gorzowa wrócą 21 marca.