Podpalali i pierwsi gasili pożar, bo chcieli, żeby na wsi coś się działo
Piroman podpala, bo ogień stanowi dla niego także podnietę seksualną. Stoi w pobliżu i się onanizuje - mówi adwokat dr Bogdan Lach, psycholog śledczy z Uniwersytetu SWPS w Katowicach
Sprawy kryminalne o podpalenia nie mają cech wspólnych. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego sprawca wzniecił pożar? Czy zrobi to jeszcze raz? Szacuje się, że około 40 procent pożarów w Polsce to świadome podpalenia.
W czasie tegorocznych wakacji dwóch nastolatków z nudów spaliło w Krzepicach k. Kłobucka blisko 700 słomianych bali. Jeden ma 13 lat, drugi dwa lata więcej. Siedzieli na stogu i bawili się ogniem, ale zabawa szybko wymknęła się spod kontroli i pożar zaczął się rozprzestrzeniać. Wtedy uciekli. Zwykła lekkomyślność? W tym wypadku pewnie tak, chłopcy mają sąd rodzinny na głowie, ale może też chodzić o coś więcej, o adrenalinę, którą podpalaczowi daje widok płonących słomianych bali, samochodów, stodół. Czerpie radość z samego widoku ognia. Zdaniem psychologów od wszystkiego można się uzależnić, także od podpalania.
Strażacy ochotnicy podpalali stodoły
Daniela i Tomasza policjanci ze Skoczowa szukali ponad dwa lata. Długo nie mogli odgadnąć, kto podpala na terenie gminy stodoły i inne zabudowania gospodarcze, garaże wraz wyposażeniem. W pożarze w Kiczycach spalił się nawet koń. Straty oszacowano już na pół miliona zł. Nie pomagały wzmocnione patrole, zarówno umundurowane, jak i operacyjne. Mieszkańcy bali się spać nocą.
Podpalacze wpadli w maju tego roku po anonimowym telefonie o kolejnym pożarze. Alarm okazał sie fałszywy, choć poderwał strażaków do akcji, ale doprowadził śledczych najpierw do 21-letniego dziś Daniela. To z jego telefonu komórkowego ktoś dzwonił, że się pali. Do Tomasza, młodszego o rok, droga była już prosta.
Obaj należą do miejscowej ochotniczej straży pożarnej i obaj gasili potem ogień, który sami podłożyli. Co nimi kierowało?
- Podpalali, bo chcieli, żeby coś się we wsi działo i żeby było wesoło. Tak tłumaczą śledczym swoje zachowanie - wyjaśnia Benedykt Polok z Komendy Powiatowej Policji w Cieszynie. - Mówią, że chcieli też sprawdzić się w roli strażaków i zrobić dobry uczynek gasząc ten pożar.
To nie pierwszy przypadek, kiedy ogień podkładają rozmyślnie strażacy ochotnicy. Kamil, lat 21, przez kilka miesięcy terroryzował swoich sąsiadów ze wsi Bojszowy w powiecie bieruńsko-lędzińskim. Płonęły zabudowania gospodarcze, maszyny, a nawet zwierzęta. Rolnicy nie spali ze strachu, bo podpalacz zawsze uderzał nocą. Kamil, jako strażak ochotnik, był na miejscu pożaru jako jeden z pierwszych. Bohaterski strażak- podpalacz. Podczas przeprowadzania wizji lokalnej o mało nie doszło do jego zlinczowania. Nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego pięć razy podpalał sąsiadów. Nie odmówił sobie "przyjemności" nawet w przeddzień Dnia Strażaka. Podczas trwania uroczystości urwał się z imprezy, spalił chlewnię i oborę. Straty wyszacowano na kilkaset tysięcy złotych.
- W województwie śląskim jest około 100 tys. strażaków ochotników. Nie powinien paść cień tych zdarzeń na całe to środowisko - przekonuje Jarosław Wojtasik z Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach. - Pracuję w zawodzie 35 lat i nie spotkałem się, by kiedykolwiek podpalaczem okazał się strażak zawodowy. Na pewno byłoby głośno o takim przypadku. Strażacy zawodowi, zanim zostaną przyjęci do pracy, przechodzą testy psychofizyczne.
Ochotnikiem staje się każdy chętny z marszu, to zaszczytna służba. Jak widać, bywa też kosztowna.
Lubił patrzeć na ogień
Początkowo Dawid wzniecał pożar co kilka miesięcy, a potem co kilka dni. Takiego popłochu na Żywiecczyźnie dawno nie było. Płonęły samotne chaty na zboczach Beskidów w promieniu nawet 30 km, w miejscach, do których strażacy często nie mogli dojechać. A Dawid wspinał się wtedy na sąsiedni szczyt i patrzył na ogień. Ten widok go podniecał, dawał radość i pewność siebie. Gdy wokół ognia zbierał się tłum, chował się wśród gapiów, żeby być jeszcze bliżej ognia.
Brakowało mu pewności siebie i chciał za wszelką cenę udowodnić sobie i światu, że jest mężczyzną. Dlatego podpalał. Nie był w wojsku, choć bardzo chciał, bo ojciec zabronił. Ojciec rządził twardą ręką, starszy brat - także.
Piromania to chorobliwa potrzeba wzniecenia ognia. 17 procent podpaleń dokonują osoby chore psychicznie.
- Najtrudniejsze są śledztwa dotyczące właśnie piromanów - twierdzi psycholog śledczy, dr Bogdan Lach z Uniwersytetu SWPS w Katowicach. - Oni nie podkładają ognia tam, gdzie mieszkają ludzie. Ich bezpośrednim celem nie jest bowiem wyrządzenie komuś krzywdy. Oni tylko chcą zaspokojenia swoich piromańskich zapędów. Podpalają, bo ogień stanowi dla nich podnietę także seksualną. Dlatego obserwują łunę pożaru i nawet onanizują się w jej blasku. Czasem można ich wyłapać w tłumie gapiów. Dlatego warto fotografować ludzi, którzy przychodzą obserwować akcję gaśniczą.
Piromani to zazwyczaj ludzie młodzi, zagubieni w życiu, źli na cały świat. W dzieciństwie lub we wczesnej młodości przeżyli jakąś traumę, którą teraz odreagowują wzniecając pożary. Karani przez rodziców, pozbawieni ich wsparcia i miłości. W efekcie piromani mają problem z zaakceptowaniem siebie. Ciągle szukają potwierdzenia własnej wartości. Ażeby ją odnaleźć, okazać siłę fizyczną, podpalają. Zwykle już w dzieciństwie mieli niegroźne incydenty z ogniem.
Sprawa seryjnego podpalacza z Bielska-Białej jest już w sądzie, ale jeszcze nie zapadł wyrok. Płonęły budynki gospodarcze, stodoły i szopy, altany, opuszczone domy i kosze na śmieci, a także cysterna w bazie transportowej. I tak z trzydzieści razy strażacy uwijali się do pożaru. Po co to robił Jakub, lat 25? Na to pytanie może odpowiedzieć tylko psycholog. Nigdy nie naprawi szkód, które wyrządził, bo nigdy nawet nie widział pół miliona złotych.
Z kolei Leszek z Tychów grasował na osiedlu "M" i podpalał śmietniki, kontenery, pojemniki na odpady. Tak samo "zabawił" się w piwnicy. Z dziesięć razy wzniecał pożar i stawiał na nogi strażaków.
Nie wiadomo, co podpowiedziało pijanemu, żeby podpalić młodnik w miejscowości Borowa w powiecie kłobuckim. Była niedziela, piękne południe, a on miał we krwi już 2,5 promila alkoholu. I też nie wie, dlaczego podłożył ogień w trzech miejscach i wyładował złość na drzewach.
Podpalacz z Jasienicy k. Bielska-Białej miał chociaż motyw. Pracodawca posłał go za bramę, bo w pracy się nie przemęczał, więc skradł się do niego niezauważony przez tę bramę i spalił mu altanę. Po kilku dniach wrócił i podpalił jeszcze wiatę ze składowanym tam drewnem.
Podpalenia z zemsty
- Podpalacze działają z ukrycia ponieważ boją się otwartej konfrontacji - wyjaśnia dr Lach. - Atakują właśnie budynek należący do kogoś, kto, w ich mniemaniu, zrobił im krzywdę. Czasem wystarczy, że krzywo spojrzał, użył nieodpowiedniego słowa.
Podpalacze nie reagują natychmiast, wolą poczekać, by nie wzbudzić podejrzeń. Podpalenia z zemsty zdarzają się często.
Seryjny podpalacz z Katowic skupił się na ogródkach działkowych. Puścił z dymem 15 altanek. Działkowcy zorganizowali patrole obywatelskie, by dorwać drania. Dołączył do nich także podpalacz, bo działkę miał w tym samym ogrodzie. Gdy on pełnił nocny dyżur, nie spłonął żaden z budynków i to zaciekawiło śledczych. Co nim kierowało?
- Zemsta - odpowiedział bez ogródek policjantom. - Paliłem altanki tym, którzy się ze mnie naśmiewali.
Lucek z Chorzowa, lat 19, wyzywał się na klatkach schodowych budynków mieszkalnych. Za każdym razem przynosił ze sobą papier i stare ubrania, ale na szczęście nie zawsze buchnął ogień tak, jakby on chciał, bo szmaty paliły się marnie. Dlaczego w ogóle to robił? - Dla zabawy - odpowiedział policjantom bez cienia zażenowania.
Kobiety też bywają piromankami? - Oczywiście, ale rzadziej - odpowiada dr Bogdan Lach. - Działają zwykle w dzień, bo tak czują się bezpieczniej. Karzą same siebie za jakieś wyimaginowane winy i w ten sposób odreagowują emocje.