Podkarpackie uzdrowiska świecą pustkami. Nie wiadomo, kiedy wrócą kuracjusze. NFZ i ZUS wciąż nie kierują do sanatoriów
W Iwoniczu-Zdroju gości nie przyjmuje żadne sanatorium. W Rymanowie-Zdroju działalność mogło rozpocząć jedynie Centrum Rehabilitacji Kardiologicznej Polonia. Uzdrowiskowe gminy szacują straty. Podkarpackie kurorty, które w maju zaczynały tętnić życiem, dziś świecą pustkami.
- To jest widok, który wywołuje we mnie rozpacz – nie ukrywa Piotr Komornicki, prezes Uzdrowiska Iwonicz. – Wszystko zamknięte, pusty deptak, na poprzedni weekend otworzyliśmy pijalnię, ale nikt nie przyszedł, więc ją znowu zamknęliśmy – opowiada.
Przed epidemią koronawirusa Rymanów-Zdrój o tej porze roku miał w sanatoriach i pensjonatach ok. 1500 gości. Teraz – tylko kilkudziesięciu pacjentów w „Poloni” – ale nie mogą wychodzić na zewnątrz.
- Sytuacja jest trudna. Jest piękny park zdrojowy, powstaje nowa fontanna, zainwestowaliśmy w korty tenisowe, a przede wszystkim po latach wybudowaliśmy nowy basen rekreacyjny
– potwierdza Wojciech Farbaniec, burmistrz Rymanowa.
Tym bardziej, że uzdrowiskowa gmina na tegoroczny sezon szczególnie się przygotowała.
Wszystkie te inwestycje z myślą o uatrakcyjnieniu kurortu i przyciągnięciu jak największej liczby gości.
– Pandemia pokrzyżowała nam plany – przyznaje Wojciech Farbaniec.
Już teraz wie, że skutkiem zamknięcia działalności sanatoriów będzie dziura w budżecie gminy. Jeśli taki „martwy czas” potrwa 3 miesiące, to gmina straci ok. 4 mln zł.
– Nie wpływają podatki od nieruchomości od spółki uzdrowiskowej, kompleksu „Świerkowy Zdrój” i od innych podmiotów funkcjonujących w Rymanowie-Zdroju. W restauracjach, hotelach, pensjonatach życie praktycznie zamarło. Nie zasilają już budżetu opłaty uzdrowiskowe od wypoczywających i kurujących się u nas osób.
Gości w Rymanowie-Zdroju jest mało. Pojedynczych spacerowiczów można było w ubiegłym tygodniu spotkać na popularnej ścieżce do Wołtuszowej. Czynna jest jednak pijalnia, na weekend gmina zdecydowała się też otworzyć plenerową tężnię.
– Z zachowaniem obowiązujących zaleceń – zastrzega burmistrz.
Kiedy do podkarpackich uzdrowisk wrócą kuracjusze?
Odpowiedzi na to pytanie nie zna Sławomir Szczepaniak, naczelny lekarz uzdrowisk podkarpackich. W piątek rozmawiał na ten temat w rzeszowskim NFZ. Ale tam też nie dysponują konkretnymi informacjami co do terminów zniesienia zakazu działania sanatoriów.
- Rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów z 2 maja otworzyło możliwość udzielania świadczeń z zakresu rehabilitacji medycznej, natomiast leczenie uzdrowiskowe dalej jest wstrzymane. Pozostaje nam tylko czekanie
– mówi Sławomir Szczepaniak.
Z jednej strony tli się nadzieja, że ten moment nastąpi w nie tak bardzo odległej przyszłości, z drugiej – perspektywa się oddala, bo słychać, że jesienią może nastąpić „drugi rzut” zachorowań.
– Wszystko zależy od tego, jak będzie się rozwijał stan epidemii – mówi Szczepaniak. - Trzeba brać pod uwagę ryzyko związane z leczeniem uzdrowiskowym. W jedno miejsce zjeżdżają się ludzie z całej Polski, w różnym wieku, często starsi, z różnymi chorobami towarzyszącymi.
W Iwoniczu-Zdroju wszystkie miejsca w sanatoriach są puste
Spółka Uzdrowisko Iwonicz dysponuje ponad 550 miejscami w sanatoriach i szpitalu uzdrowiskowym.
- Wszystkie są puste - mówi Krzysztof Guzik, szef marketingu.
Niedawno zakończyła się duża rozbudowa „Ekscelsiora”, uruchomiono nową bazę zabiegową. – Działaliśmy ledwie kilkanaście tygodni i trzeba było obiekt zamknąć a kuracjuszy odesłać do domu – narzeka Piotr Komornicki, prezes Uzdrowiska Iwonicz.
- Rozważamy, czy w oparciu o nowe rozporządzenie nie otworzyć rehabilitacji ogólnej, ale musimy zestawić potrzeby i koszty, obostrzenia są duże, nie wiadomo, czy taka działalność się zbilansuje – dodaje Krzysztof Guzik.
Ani NFZ, ani ZUS nie kierują kuracjuszy do Iwonicza-Zdroju. Załoga jest na postojowym. – Prowadzimy dyżur, odbieramy masę telefonów, chętnych do przyjazdy jest sporo, ale mamy związane ręce – mówi Krzysztof Guzik.