Podgórski dylemat Hamleta, czyli dziwny jest ten świat
Krakowianie są naprawdę strasznie wybredni. Nic im się nie podoba. Zwłaszcza tym z Podgórza. Jak im pokryto kostką plac w centrum dzielnicy, to wylewali krokodyle łzy na starymi zmurszałymi drzewami i za podeptanymi trawnikami.
Teraz znowu marudzą, że im urząd chce pójść na rękę i zrewitalizować Park Bednarskiego, remontując alejki, wycinając chory drzewostan, montując altankę, nowe lampy, schody, plac zabaw, scenę i siłownię pod chmurką, a także rzeźbę na dokładkę. Słowem, ma tam powstać istne parkowe arcydzieło.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony faktem jest, że krakowianie są dość mocno konserwatywni i z trudem akceptują zmiany oraz ingerencje w stan zastany. Pewnie dlatego tyle w mieście ruder i truchła aspirującego do roli zabytku. Jednak z drugiej, może dlatego uratowało się u nas jeszcze tyle urokliwych miejsc nietkniętych ręką, pożal się Boże, nowatorów.
Dylemat godny Hamleta. Co zrobić, by przepiękny i klimatyczny teren nie stracił swego romantycznego, nieco dzikiego charakteru. Znając poprzednie pomysły urzędników (którym w podgórskiej sprawie nie chciało się niczego skonsultować z mieszkańcami), już się boję kolejnego potworka. Ale może jest jeszcze czas, by się cofnąć, choć o krok? Mieszkańcy dzielnicy podziękują, a i w kasie miasta zostanie trochę pieniędzy. Inaczej może się zdarzyć coś w stylu „pół miliona za kosze”, by wspomnieć historię z parku Reduta...