Po(d)gląd na świat. Tylko świnie siedzą w kinie (i teatrze)
Zdaniem wielu znawców tematu ważnym elementem tzw. polityki historycznej każdego państwa powinna być kultura masowa - z natury rzeczy docierająca do szerokich kręgów odbiorców, także (zwłaszcza) zagranicznych. Słuszności tej tezy dowodzi chociażby zionące wprost patriotyzmem, niekiedy przesadnym, kino hollywoodzkie. Jak jest z tym u nas - wiadomo. Nienajlepiej, choć może nieco poprawi sytuację wchodząca właśnie na ekrany, i to w dwóch wersjach, polskiej oraz brytyjskiej, historia Dywizjonu 303.
A mnie do głowy przyszedł pewien pomysł: wykupienie (choć nie mam pojęcia jak tego dokonać) praw do francuskiego filmu „Ostatnie metro”, nakręconego w roku 1980 (nominacja do Oscara, deszcz Cezarów) przez Francoisa Truffaut, z Catherine Deneuve w roli głównej, przypomnianego w ostatnich dniach przez TVP Kultura. To opowieść o niemieckiej okupacji Paryża podczas II wojny światowej, pokazanej przez pryzmat losów pewnego paryskiego teatru. Tak, proszę Państwa, teatru. Bezproblemowo grającego normalny repertuar (w tym np. „Wiśniowy sad” Czechowa), borykającego się co prawda z lekkimi problemami natury cenzuralnej, ale potrafiącego dogadywać się z odpowiednimi okupacyjnymi instytucjami… Fakt, dyrektor tej sceny, artysta pochodzenia żydowskiego, musi się ukrywać, żyje jednak nie za szafą czy w kanałach, a w świetnie urządzonej garsonierze w teatralnych podziemiach, skąd udziela rad pracującym na scenie reżyserom. Dla nich głównym problemem jest zaś uchronienie teatru przed zamknięciem, grożącym aktorom bezrobociem…
Po wykupieniu praw do „Ostatniego metra” należałoby pokazywać go na świecie w pakiecie z jakimś polskim filmem opowiadającym o tych samych czasach. Nie tylko o aktorach pracujących jako kelnerzy, bądź (niewielka mniejszość) otoczonych ostracyzmem za występy na koncesjonowanych przez okupanta scenach. Przede wszystkim opowiadających o ukrywaniu w jakże odmiennych warunkach Żydów, grożącej za to karze śmierci, powszechnej nędzy i głodzie. Co najważniejsze - nikt nie mógłby zarzucić nam manipulacji - w końcu „Ostatnie metro”, przedstawiające sielankowy (z polskiego punktu widzenia) obraz niemieckiej okupacji nakręcili sami Francuzi.
Może dzięki takiemu zabiegowi choć jednostki poszłyby po rozum do głowy i przestały szkalować Polaków za postawę prezentowaną podczas wojny.