Podatki w Polsce to dom wariatów. Jak załatwić reżim Putina? Wprowadzić tam nasz system podatkowy [KWADRATURA KULI]
Wiem, jak załatwić reżim Putina! – wykrzyknęła pół żartem, ale bardziej chyba serio moja ulubiona krakowska radczyni prawna i doradczyni podatkowa. – Trzeba nałożyć na Rosję najbardziej morderczą z możliwych sankcji, czyli – Polski Ład. Uśmiechnąłem się, ale nie dlatego, że to jest zabawne (choć trochę jest), lecz z tego powodu, że polski rząd zreflektował się, iż to, co wprowadził 1 stycznia 2022 roku i od tego czasu rozpaczliwie próbuje naprawić, jest ciężką sankcją. Nałożoną na większość przedsiębiorczych i twórczych ludzi w naszym kraju. Tych, dzięki którym Polska wydaje się dziś znowu światu solidarna, dzielna i w ogóle – PIĘKNA.
Na początek wyjaśnię tym, którzy czytają wszystko, co napiszę - wprost (pozdrawiam!), że wiem, iż uderzenie w Rosję poprzez wprowadzenie tam najgorszego systemu podatkowego w krajach OECD (w zeszłym roku „wyprzedzili” nas jeszcze Włosi, teraz nie mają szans) to mrzonka. W Rosji podatki, jak wszystko, działają po uważaniu. Można je płacić zgodnie z ordynacją i z jakichś (znanych władzy) powodów trafić do łagru jako kanciarz podatkowy i wróg ludu. A można nie płacić lub nie bardzo płacić, a mimo to uchodzić za przykładnego obywatela i przyjaciela ludu (czyli Putina).
W Polsce wygląda to – nadal – inaczej. Istnieje prawo – choć dalsza kontestacja europejskich sądów przez nasze władze może to zmienić. To prawo wszyscy chcą i próbują stosować, choć coraz mniej ludzi je rozumie i wie, JAK stosować. Twórczość kolejnych rządów, posłów oraz sądów administracyjnych na tym polu w ostatnich kilkunastu latach przyczyniła się walnie do tego, że potrzebujemy (niczym tlenu!) armii doradców podatkowych i wszyscy oni mają kupę roboty (z przewagą - za przeproszeniem - kupy). Ja rozumiem, że musimy zwiększyć wydatki na armię, ale chyba nie na taką.
Polski Ład - o czym zawczasu starałem się ostrzegać, również w tym miejscu, powołując się na mędrszych – wprowadził nas wszystkich na kolejny poziom absurdu. Dobrze, że – poniewczasie – rząd to zrozumiał i chce naprawić, de facto rezygnując z kontrowersyjnych rozwiązań i w ogóle nazywania tego Ładem. Ekwilibryści propagandy, którzy rugali krytyków próbując nas przekonać, że to jest najlepszy koncept świata, powinni zapaść się pod ziemię – skoro sam rząd uznał, że to gniot. I – uwaga – zrobił to nie dlatego, że tego się nie udało sprzedać medialnie, gdyż wredne brytany, typu Bartuś, szczekały, tylko z tej przyczyny, że to jest gniot obiektywny. Nienaprawialny – i szkodliwy. Stąd zapowiedź zmian od 1 lipca – działających wstecz, od początku roku.
Mam cichą satysfakcję, ale równocześnie jestem rozczarowany. Nawet nie dlatego, że w ostatnich miesiącach milion przedsiębiorców wraz z niedosypiającymi doradcami i księgowymi, zamiast zająć się rozwojem swoich firm, próbowało ogarnąć nieogarnialne, niedopracowane i zwyczajnie głupie. Mam zgryz, bo przez ów chybiony eksperyment na żywej tkance społecznej i gospodarczej straciliśmy szansę na bardzo potrzebną – sensowną – reformę systemu podatkowego. Na stworzenie czegoś prostszego w obsłudze, a zarazem – bardziej sprawiedliwego. Od przedstawicieli elit gospodarczych słyszę od kilku lat, że są gotowi na rozmowę o głębszym sięgnięciu do swych portfeli. I podzielenie się swym sukcesem z tymi, którzy mają mniej. Sęk w tym, że przy tworzeniu Polskiego Ładu nikt z nimi nie rozmawiał.
Dobrze, że odpowiedzialny za lipcową zmianę wiceminister Artur Soboń ma inne podejście. Lepiej późno niż wcale. Ale mnóstwo społecznego zaufania niezbędnego przy tak wielkich reformach wyparowało. I tego – w przeciwieństwie do przepisów - nie da się szybko odwrócić.