Jak zapowiadają pracownicy, montaż kanalizacji burzowej w Świebodzinie nie sparaliżuje ruchu pociągów. Zmniejszy się prędkość ich przejazdu.
Ruszyła budowa zapowiadanej od dawna kanalizacji burzowej, która zbierze wodę od ulicy Sulechowskiej i odprowadzi do jeziora Zamecko. Jednym z etapów budowy jest wykonanie przepustu pod torami kolejowymi, na odcinku ok. 70 metrów. Do pokonania jest aż 6 torów. Później taki przecisk, trochę krótszy będzie wykonany w drugą stronę.
- Metodą mikrotunelingu wprowadzamy głowicę wiercącą o średnicy rury, którą będziemy wciskać. Zgodnie z projektem jest to rura betonowa o średnicy 1 metra w środku - tłumaczy Marcin Nieruszewicz z firmy NODIG.
W minionym tygodniu firma zakończyła wykop i w komorze startowej umieściła maszynę przeciskową. - Głowica mikrotunelingowa została wciśnięta i zaczynamy montaż rur betonowych. Są w odcinkach 3-metrowych i tak będą składane, wciskane przez maszynę. Potrwa to tak długo, aż dojdziemy do komory odbiorczej po drugiej stronie torów. Planujemy, jeśli nie będzie problemów, że potrwa to jakieś dwa tygodnie - zapowiada M. Nieruszewicz.
Czy ok. 70-metrowy odcinek pod torowiskiem może sprawić problemy? - Taka specyfika naszej pracy, że tak naprawdę, nigdy nie wiadomo, co tam będzie do końca. Były oczywiście wykonane, przed rozpoczęciem projektu, badania geologiczne. Zostało to mniej więcej sprawdzone. To nie jest tak, że się robi jakąś nawiertkę sprawdzająca co metr na całej długości, tylko zazwyczaj się robi takie badanie po jednej i po drugiej stronie torów. Mniej więcej wiemy, że będziemy wiercić w glinach piaszczystych, aczkolwiek mogą się znaleźć jakieś przewarstwienia, zmiana gruntu - wyjaśnia nasz rozmówca.
W tym miejscu pociągi będą musiały przejeżdżać wolniej, niż normalnie
Kłopotów mogą przysporzyć duże kamienie o średnicy rury. - Powinniśmy sobie dać radę z takim problemem, albo skruszyć ten kamień, albo zupełnie go zmielić, albo przesunąć na bok. Powinno się udać to sforsować - mówi fachowiec. A co, jak się nie uda? To taki najczarniejszy scenariusz, ale i na to jest sposób. - Trzeba robić komorę ratunkową, taki wykop, żeby usunąć tę przeszkodę. Wiemy, że pod torami będzie to wielki problem, wiązało by to się z zamknięciem danego toru, pod którym była kolizja, z rozbiórką torów, wykopem, później odtworzeniem - wylicza szef firmy.
Na razie prowadzone roboty nie paraliżują ruchu pociągów. Kursują normalnie z tym, że zostały założone konstrukcje wzmacniające torowisko na wypadek, gdyby tam jakieś osunięcia miały powstać. - Nigdy nie można przewidzieć, czy tam nie nastąpi jakaś taka niepożądana sytuacja, że natrafimy na jakąś przeszkodę. Jest tak zwana konstrukcja odciążająca, zabezpiecza tory i utrzymuje je w stabilności tak, by pociągi mogły jeździć.
Tak więc, mimo wierconego przepustu ruch będzie się odbywał normalnie, można korzystać z torów. Wprowadzone zostało ograniczenie prędkości, w tym miejscu pociągi będą musiały przejeżdżać wolniej, niż normalnie mają to dopuszczone w przepisach.
Pozostała część układania kanalizacji burzowej jest wykopem. - Tam, gdzie nie trzeba przechodzić takich przeszkód terenowych jak te tory, to się kopie. Jest to tańsza metoda - tłumaczy M. Nieruszewicz. Dodajmy, że inna firma równolegle prowadzi te wykopy na terenie miasta.
Autor: Renata Zdanowicz