Pod rondo Jagiellonów na łeb, na szyję – nasze schody nie do pokonania
Rondo Jagiellonów ongiś nazywało się rondem XXX-lecia, jako że powstało w podarunku na okrągłe urodziny dla ludowej ojczyzny od niej samej. Oj, głośno było wtedy o tym rondzie! Niestety, nikt już nie nagłośnił faktu, że parę miesięcy później stałem się jedną z pierwszych ofiar tego cuda techniki, dotkliwie obijając sobie gnaty po upadku ze schodów prowadzących do czeluści ronda.
Zgoda, tego wieczora nie byłem całkiem trzeźwy. Ale to nie przestępstwo, w przeciwieństwie do stawiania konstrukcji stwarzających śmiertelne zagrożenie dla użytkowników, także tych z 0,0 promila w wydychanym powietrzu.
Kolejnych trzydzieści lat, w połowie już upływających w kapitalizmie, nie wystarczyło, by schody pod rondo przybliżyć do zachodniej cywilizacji. Nie wystarczyło na to i kolejne ćwierćwiecze, w połowie spędzone pod kuratelą Unii Europejskiej. Ostatnio pojawiła się jednak nadzieja, że schody do piekła 50-lecia nie doczekają. - Jeszcze w tym roku planujemy ogłosić przetarg na przygotowanie analizy i koncepcji przebudowy ronda Jagiellonów pod kątem dostosowania go do potrzeb osób niepełnosprawnych, pieszych, rowerzystów i matek z dziećmi – głosi oto rzecznik bydgoskiego Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej.
Z dalszej części artykułu dowiesz się m.in. jaką koncepcję dot. przejścia naziemnego na rondzie proponuje społeczny rzecznik pieszych >>>
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień