Pod dywanem
Do niedawna wydawało się, że Jarosław Kaczyński świetnie potrafi kontrolować swoje otoczenie i jeśli czegoś nie wie, to tylko chwilowo. Mimo zaawansowanego wieku lidera PiS, mało było takich, którzy chcieli podważać jego władzę i coś robić na boku.
Najboleśniej przekonali się o tym ludzie z PJN oraz Zbigniew Ziobro, gdy wspólnie z Beatą Kempą i Jackiem Kurskim próbowali tworzyć alternatywę na prawicy. Prezes Kaczyński zawsze w takich starciach okazywał się zawodnikiem wagi ciężkiej, o czym niemal rok temu przekonał się także Antoni Macierewicz. Kiedyś nieodwoływalny, otoczony wyznawcami i wzmacniany sympatią o. Tadeusza Rydzyka - dziś jest nikim.
Ciągnę tę wyliczankę tylko po to, by stwierdzić na koniec, że nic nie trwa wiecznie. Mamy aferę z KNF, mamy świetnie płatną robotę dla syna Mariusza Kamińskiego w Banku Światowym - a prezes może jedynie usprawiedliwiać się, że nic nie wiedział. To niedobry sygnał. Kaczyński to przecież nie Gierek, który w 1980 r. tłumaczył się, że był „niedoinformowany”. Nie wypada.
Może i nikt nie stara się dziś w PiS kwestionować władzy prezesa, ale nie zmienia to faktu, że dawniej zdyscyplinowane towarzystwo - nie ma dziś żadnych oporów, by kotłować się pod dywanem w samym centrum gabinetu Kaczyńskiego. Zbigniew Ziobro, Beata Szydło i Adam Glapiński toczą bój o przetrwanie, tworząc niespójny, taktyczny sojusz, by przeciwstawić się Mateuszowi Morawieckiemu, który patronuje środowisku Jarosława Gowina oraz części starzejącego się „zakonu PC”.
Nie wiem, czy ta walka buldogów pozwala jeszcze na sprawne rządzenie. Może i tak, skoro gospodarka ma się świetnie. Pytanie, ile można przetrwać w takiej atmosferze.