Pod koniec 1944 roku do Kurska przyjechały trzy pociągi, z których uzbrojeni po zęby żołnierze wyładowywali nocą tajemnicze skrzynie. Gdzie je ukryli? Trop prowadzi do podziemi bunkrów w okolicy Międzyrzecza.
Złoty pociąg to w ostatnich dniach temat numer jeden. Gdy w okolicach Wałbrzycha zlokalizowano pociąg z okresu II wojny światowej, natychmiast pojawiły się spekulacje, że może chodzić o legendarny pociąg ze złotem i innymi kosztownościami, który pod koniec wojny rzekomo wywieziono z Wrocławia, a którego nigdy nie odnaleziono. Jego istnienie jest nie tylko malowniczą legendą, która przydaje turystycznej atrakcyjności i aury tajemniczości Dolnemu Śląskowi. Dokładnie opisywał tę historię gauleiter Wrocławia Karl Hanke. Gdy okazało się, że Wrocław ma stać się twierdzą, zebrano w jednym miejscu depozyty bankowe i depozyty ludności cywilnej. I załadowano do pociągu. Sensacyjnego wymiaru sprawie dodaje to, że informacje o położeniu i zawartości pociągu przekazała na łożu śmierci osoba, która miała pracować przy jego ukryciu. Dziś generalny konserwator zabytków informuje, że przedstawione dowody dają "99 proc. pewności", że pociąg naprawdę istnieje... Według już bardziej bajkowych opowieści Złoty Pociąg to dwanaście wagonów wyładowanych skarbami, które Niemcy pod koniec wojny wywieźli z Wrocławia, Berlina, Dolnego Śląska i Prus Wschodnich. Zdaniem poszukiwaczy miały się w nim znajdować Bursztynowa Komnata, złoto Wrocławia, dzieła sztuki...
Złoty? A może bursztynowy?
Krótko mówiąc to niemiecki eszelon wojskowy, który przewoził cenne depozyty z banków i muzeów. Zniknął w tajemniczych okolicznościach pod koniec drugiej wojny światowej w okolicach Wałbrzycha. A może pojechał dalej? Zresztą takich wojennych zagadek jest znacznie więcej, gdyż w ostatnich miesiącach, ba, tygodniach wojny, Niemcy próbowali ukryć rozmaite cenne dla nich przedmioty. Dla niemieckich rodzin była to porcelana, srebra, a nawet weki, dla notabli wojenne łupy, dla historyków sztuki dzieła zgromadzone w muzeach, galeriach, prywatnych kolekcjach.
Od 70 lat numerem jeden na liście skarbów, które wówczas się "zawieruszyły" jest Bursztynowa Komnata. Już w wywiadzie Niemieckiej Republiki Demokratycznej powstała nawet specjalna komórka, której celem było odnalezienie bezcennego zabytku. Szukały go także służby specjalne Związku Radzieckiego, muzealnicy, historycy oraz cała rzesza łowców skarbów. Niektórzy są przekonani, że pod koniec drugiej wojny światowej Niemcom udało się ją wywieźć z Królewca i ukryć w podziemiach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Od lat pojawiają się nowe hipotezy i informacje o tajemniczych pociągach, rozładowywanych nocami w okolicach Międzyrzecza. Kolejny taki wątek odkrył ostatnio przewodnik po fortyfikacjach Tadeusz Świder z Międzyrzecza.
- Spotkałem się z byłym mieszkańcem Kurska pod Międzyrzeczem, który podczas wojny był zawiadowcą w tej miejscowości. Opowiadał mi o trzech pociągach, które przyjechały tam pod koniec 1944 roku. Były wypełnione skrzyniami, których pilnowali uzbrojeni po zęby żołnierze niemieccy - opowiada T. Świder, który jest skarbnicą wiedzy o międzyrzeckich bunkrach.
Do 1945 r. Kursko nazywało się Kurzig. Okolice tej wsi były ważnym miejscem na militarnej mapie Trzeciej Rzeszy. Niemcy wybudowali w pobliżu kilka potężnych bunkrów, które miały bronić dróg na Sulęcin i w kierunku Bledzewa. Między Kurskiem i Pieskami powstał też obóz, w którym podczas drugiej wojny światowej stacjonowali belgijscy renegaci z dywizji szturmowej SS Wallonien. Strategiczne znaczenie miała też stacja kolejowa. - Znajdowały się tutaj potężne rampy i magazyny. Składowano w nich między innymi kopuły pancerne - opowiada.
Tutaj były magazyny
Razem z T. Świdrem jedziemy polną drogą między obiema częściami wsi. W latach 30. minionego wieku - podczas budowy bunkrów - mieszkańcy Kurska zostali przesiedleni do tzw. nowego Kurska, które powstało na pobliskich polach. - Niemcy nie wyburzyli jednak opuszczonych zabudowań. Zamaskowali je siatkami - opowiada mój przewodnik.
Zatrzymujemy samochód koło stacji kolejowej między starym i nowym Kurskiem. Właśnie tutaj znajdowały się magazyny. Teraz nie ma po nich nawet śladu. Zdaniem byłych mieszkańców, potężne składy znajdują się także pod ziemią. Nikt nie wie jednak, gdzie je wydrążono. - Przed kilkoma laty podczas poszukiwań ropy i gazu nafciarze uszkodzili tam dwa diamentowe wiertła. Może natrafili na żelbetowe stropy ukrytych pod ziemią skrytek...? - zastanawia T. Świder.
Kursko miało dla Niemców ogromne znaczenie. Dowodem są walki, toczone w pobliżu tej wsi pod koniec stycznia 1945 r. Wsi bronili ochotnicy z Volkssturmu, którzy po wzięciu do niewoli zostali rozstrzelani przez Rosjan w okolicach Templewa. - Do starcia doszło między innymi w pobliżu mostu na Strudze Jeziornej - mówi regionalista z Międzyrzecza Andrzej Chmielewski, który opisał potyczkę w swojej książce "1945. Przełamanie MRU".
Tutaj był "Stańczyk"
Kolejne relacje z końca drugiej wojny dotyczą dwóch innych tajemniczych transportów, które dotarły w 1944 r. w rejon fortyfikacji. Pierwszy pociąg zatrzymał się w 1944 r. w Paradyżu. Ponoć wyładowane z niego skrzynie przewieziono do bunkrów w okolicach Boryszyna. - Prawdopodobnie chodzi o dzieła sztuki, które odkryto w bunkrach już w 1945 roku - twierdzi T. Świder.
Rosjanie przebili się przez główną linię fortyfikacji pod koniec stycznia 1945 r. Kilka tygodni później dotarł tam specjalny tzw. trofiejny batalion Armii Czerwonej. Jego żołnierze nie szukali jednak niedobitków Wehrmachtu czy dywersantów. Rabowali odnalezione na tyłach frontu dzieła sztuki i kosztowności. Dowodził nim podpułkownik Andriej Biełokopytow. Jego podwładny, major Siergiej Sidorow natrafił w MRU na komory na eksponaty z Muzeum Cesarskiego w Poznaniu, schowane tam przez hitlerowców kilka tygodni lub miesięcy wcześniej. Łup był obfity. Rosjanie wynieśli na powierzchnię około 500 skrzyń wypełnionych obrazami, rzeźbami, dokumentami i zabytkowymi meblami, które następnie przewieziono 22 wagonami do Moskwy, gdzie odbyła się ich wstępna selekcja.
W podziemiach MRU odnaleziono m.in. "Stańczyka" pędzla Jana Matejki, który został zwrócony Polsce dopiero w 1956 roku i obecnie możemy go podziwiać w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Zdaniem T. Świdra, cenne dzieła sztuki były ukryte w specjalnych schowkach. - Podczas wojny Niemcy budowali w różnych miejscach tak zwane komory depozytowe z myślą o ukryciu w nich archiwów czy skarbów. W spisie sporządzonym w 1943 r. wymieniono cztery takie skrytki w podziemiach MRU. Właśnie w nich odkryto dzieła sztuki z Poznania - zaznacza przewodnik.
Było więcej podziemnych komór
Bunkry MRU wciąż mogą jeszcze ukrywać wiele tajemnic. Podczas wojny były rozbudowywane i być może między 1943 a 1945 r. Niemcy zdążyli wybudować kilka kolejnych komór. Tylko gdzie? - Na pewno nie w pobliżu magazynów z amunicją i paliwem czy obiektów bojowych. Zabraniały im tego instrukcje - przekonuje międzyrzeczanin.
Kolejny trop prowadzi na Lisią Górę koło wsi Stary Dworek między Bledzewem i Skwierzyną. W latach 30. minionego wieku Niemcy wybudowali tam kilka potężnych bunkrów, które zostały wysadzone po zakończeniu wojny. Mieszkańcy pobliski wsi nazywają je twierdzą. Teraz to malownicze morze ruin. I niezbadane podziemia, które mogą kryć wiele zagadek. Zdaniem nieżyjącego już świadka, pod koniec 1944 r. w pobliskim Popowie zatrzymał się pociąg, z którego żołnierze przez cała noc wyładowywali skrzynie. - Ze stacji wywozili je samochodami na Lisią Górę. Niemcy mieli tylko dwie ciężarówki, dlatego zmobilizowali gospodarzy, którzy przewozili skrzynie konnymi wozami. Nikt nie wie, co było w środku. Moim zdaniem to była amunicja. Pewności jednak nie mam - kończy swoją opowieść T. Świder.
Dlaczego właśnie MRU
Dotychczas faworytem poszukiwaczy skarbów był Olbrzym, czyli projekt Riese. To kryptonim największego projektu górniczo-budowlanego hitlerowskich Niemiec, rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich oraz na zamku Książ i pod nim w latach 1943-1945. Prace objęły swym zasięgiem teren kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych na stokach gór: Wolfsberg (Włodarz), Saalberg (Jedlińska Kopa), Mittelberg (Dział Jawornicki), na wzgórzu między Wüstewaltersdorf (Walim) a Dorfbach (Rzeczka), Mulenberg (Moszna), Säuferhöhen (Osówka), Ramenberg (Soboń) i Schindelberg (Gontowa). Prace zostały wykonane tylko w części. Przed wkroczeniem Armii Czerwonej wiele podziemnych konstrukcji zostało zniszczonych, a przynajmniej tunele do nich prowadzące zostały wysadzone. Co w nich się znajduje? Na dobrą sprawę każda zagadka związana z ostatnimi miesiącami wojny prowadzi właśnie do Olbrzyma.
Tymczasem jako schowek MRU było co najmniej równie atrakcyjne. To system umocnień, wybudowanych przez Niemców w latach 30. minionego wieku. Miały bronić wschodniej granicy Trzeciej Rzeszy przed atakiem ze strony Polski. Główną linię stanowi ponad 20 potężnych, kilkukondygnacyjnych bunkrów między Staropolem a Kęszycą, połączonych labiryntem podziemnych korytarzy o łącznej długości około 32 km. Jeszcze dziś, zwiedzając część otwartą dla ruchu turystycznego można zobaczyć korytarze, którymi swobodnie poruszały się samochody, jeździły pociągi, były nawet dworce kolejowe. Także w przypadku MRU kompleks nigdy nie został ukończony, a eksploratorzy mówią o wielu korytarzach i komorach zasypanych lub zatopionych. Zresztą podawane są kolejne dowody lub rzekome dowody.
Chociażby te z istnieniem podziemnych korytarzy komunikacyjnych w rejonie Kęszycy. W czasie walk w rejonie MRU w 1945 roku biła się tutaj 44. Brygada Pancerna Gwardii z 1. Armii Pancernej Gwardii generała M. E. Kadukowa. Brygada starła się z dwoma niemieckimi pułkami z 3. Dywizji Pancernej SS "Totenkopf" i częścią załogi fortecznej. Niemcy szybko zrozumieli, że nie sprostają naszym czołgom i… znikli w ciągu kilku godzin. Jak hitlerowcy tego dokonali, nie wiadomo, bowiem wszystkie drogi ucieczki mieli już odcięte. Zresztą, gdy "wparowali" Rosjanie, zupa w talerzach była jeszcze ciepła. Być może uratowali się oni właśnie poprzez Regenwürmerlager, czyli mający już swoją tajemniczą sławę Obóz Dżdżownic.
Znawca fortyfikacji Robert Jurga jest przekonany, że prawdziwych skrytek depozytowych nie znaleziono, a jedynie doraźne schowki. I trudno się dziwić przekonaniu poszukiwaczy, że MRU kryje wiele sekretów. Kilkanaście lat temu w rejonie Lisiej Góry pojawiła się grupa Niemców próbujących wiercić szyb w poszukiwaniu podziemnych pomieszczeń. W tej okolicy koszary i magazyny nie znajdowały się pod widocznymi na powierzchni stanowiskami, a w korytarzach. Poszukiwacze musieli zrezygnować, gdy okazało się, że nie mają koniecznych pozwoleń. I jeszcze jedna historia. Sprzed kilku lat. Mieszkańcy okolic Lubrzy podnieśli larum, gdy nagle w lesie, w rejonie jednego z bunkrów, pojawili się niemieccy saperzy. Wszyscy byli przekonani, że przybyli po skarby. Szybko okazało się, że towarzyszyli im polscy koledzy i wspólnie prowadzili projekt mający na celu ochronę nietoperzy...
Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje