Pociąg pełen złota
4 września 1939 z Warszawy na wschód ruszył transport złotych sztabek z Banku Polskiego. Tak zaczęła się wojenna epopeja polskiego złota.
4września u premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego stawiło się dwóch pułkowników i major: Ignacy Matuszewski, Adam Koc i Henryk Floyar-Rajchman. Oficerowie ci pełnili w przeszłości ważne funkcje państwowe: Matuszewski był ministrem skarbu, Koc prezesem Banku Polskiego, a Floyar-Rajchman ministrem przemysłu i handlu. Premierowi oświadczyli, że odpowiadają za ewakuację z Warszawy złota Banku Polskiego, czyli państwowych zasobów kruszcu i zażądali pomocy.
Polska miała wtedy około 95 ton złota, które warte było prawie 464 mln zł, czyli około 87 mln ówczesnych dolarów. Złoto wartości 193 mln zł (około 38 ton) przechowywano w skarbcu w Warszawie. Sztaby warte 170 mln zł (37 ton) spoczywały w oddziałach w Brześciu, Lublinie, Siedlcach i Zamościu. Reszta zdeponowana była za granicą.
W pierwszych dniach września wobec zwiększającego się zagrożenia Warszawy zapadła decyzja, by ze stolicy wywieźć 38 ton złota i umieścić z dala od frontu, gdzieś na wschodzie kraju. Koordynatorem przedsięwzięcia mianowano doświadczonego piłsudczyka, oficera i polityka obozu rządzącego Adama Koca. Ten zwrócił się do odpowiedzialnego za ewakuację urzędów centralnych gen. Aleksandra Litwinowicza z prośbą o przydzielenie ciężarówek do przewiezienia złota. W odpowiedzi usłyszał od Litwinowicza, że ten nie dysponuje już ani jedną wolną kolumną samochodową.
W takiej sytuacji udano się po pomoc do samego premiera Sławoja Składkowskiego, który z właściwą sobie rzeczowością wydał polecenie wykorzystania warszawskich autobusów miejskich. Wykorzystano też samochody z Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Koc gorączkowo organizował z pracowników Banku Polskiego zespół mający przewieźć cenny ładunek, zdobył też kierowców, mechaników i eskortę.
4 września ze stolicy wysłano część samochodów do Brześcia nad Bugiem, by zabrały przechowywane tam złoto. Innym transportem wywieziono złote walory z Oddziału Banku Polskiego w Siedlcach. Wszystkie kolumny miały się spotkać w Łucku na Wołyniu.
Konwój kilkudziesięciu autobusów i samochodów osobowych wyjechał z Warszawy wieczorem 5 września i skierował się w stronę Lublina. Podróż była trudna. Kolumna musiała przedzierać się przez zatłoczone uchodźcami drogi, ustępować miejsca oddziałom wojskowym i starać się unikać niemieckich nalotów. Po drodze okazało się jak świetnie działa w Polsce niemiecki wywiad. Radio Berlin podawało mianowicie w swoich codziennych komunikatach, gdzie aktualnie znajduje się kolumna ze złotem, a samoloty Luftwaffe ewidentnie na nią polowały. Cudem udało jej się uniknąć zbombardowania.
Mimo trudności transport warszawski dotarł do Łucka 8 września. Następnego dnia zapadła decyzja o dalszej ewakuacji do Rumunii. Koncentracja transportów miała się tym razem odbyć w Śniatyniu. Oficerowie dokonali reorganizacji kolumny. Zmniejszyli liczbę pojazdów, większość samochodów benzynowych wymienili na diesle, dokonali selekcji personelu, zmniejszając go do ok. 30 osób, sformowali eskortę policyjną, sprowadzili też z Równego cysternę kolejową z paliwem.
W nocy z 9 na 10 września kolumna transportowa wyruszyła w stronę Dubna. Jednym z autobusów kierowała żona Matuszewskiego - Halina Konopacka, pierwsza polska złota medalistka olimpijska.
12 września kolumna dotarła do Śniatynia. Następnego dnia wieczorem dołączyły do niej transporty brzeski, siedlecki i zamojski. Późnym wieczorem 13 września na stacji kolejowej około 75 ton złota przeładowano do wagonów kolejowych. Złoty pociąg wyruszył ze Śniatynia do rumuńskiego portu Konstanca. Wkrótce potem Niemcy zbombardowali stację w Śniatyniu.
Niemcy, nadal świetnie zorientowani co do losów złota, wywierali naciski na Rumunię, by zatrzymała transport, uaktywnili też swoich agentów w tym kraju. Tym razem jednak Rumuni nie ugięli się i w porcie w Konstancy złoto przeładowano na podstawiony przez Brytyjczyków statek „Eocene”, który wymknął się w nocy i popłynął do Stambułu. Po drodze polował na niego niemiecki u-boot.
Złoto było przynajmniej na razie uratowane. Na razie, bo nie był to koniec jego epopei, epopei zasługującej na dobry sensacyjny film wojenny. Obraz taki w zasadzie powstał. Był to „Złoty pociąg” nakręcony w 1986 r. przez słynnego Bohdana Porębę. Ale na walory tego filmu spuśćmy lepiej zasłonę milczenia.