Po zmianie przepisów zwolnią z przetargu
Przetarg na wywóz śmieci z nieruchomości niezamieszkanych unieważniono, bo jedyna oferta aż trzykrotnie przewyższała możliwy budżet.
Burmistrz Sępólna Waldemar Stupałkowski mówi wprost, że pewnie problemu by nie było, gdyby nie stawki opłat obniżone przez sępoleńskich radnych na komisjach.
Przetargu nie można było rozstrzygnąć, bo oferta Zakładu Gospodarki Komunalnej aż trzykrotnie przewyższała przewidziane środki na obsługę systemu. Zabrakłoby funduszy i gmina musiałaby dopłacać, a nie o to chodzi. Samorząd ma być tylko pośrednikiem, a opłaty odpowiednie do ilości produkowanych przez siebie śmieci wnosić mają przecież właściciele biur, firm, punktów usługowych czy działek ogródkowych. Budżet by się nie spiął, byłby fikcją. Temat jest szczególnie skomplikowany, bo nie dość, że radni obniżyli stawki, to jeszcze z już wysłanych deklaracji wynika, że większość zgłaszała mniejszą ilość śmieci, niż faktycznie produkuje.
Deklaracje miały spłynąć do końca marca. Są już niemal wszystkie, na ich podstawie ogłoszono więc przetarg i przygotowano specyfikację. Burmistrz jest pewien, że większość deklaracji nie odpowiada prawdzie. Gdy system ruszy, tym razem mówi się o styczniu przyszłego roku, to będą weryfikowane przez pracowników.
- Jeżeli się okaże, że ktoś zgłosił jeden pojemnik, a potrzebuje trzech czy czterech, to będą korekty - mówi Stupałkowski.
W praktyce może się więc okazać, że wywóz śmieci będzie kosztować nawet więcej niż owe 400 tys. zł, które teraz zaproponował w przetargu ZGK. Czy będzie kolejny przetarg? Prawdopodobnie już nie, bo 18 kwietnia wejdzie najpewniej w życie ustawa o zamówieniach publicznych. W noweli jest zapis, że gminy, które mają swoje spółki komunalne, są zwolnione z konieczności ogłoszenia przetargu. Wtedy wystarczy wspólnie zasiąść do stołu i porozumieć się, co do rozsądnej, ale i uczciwej dla spółki umowy. Burmistrz mówi, że tak czy siak nie ma wyjścia - radni muszą znów przymierzyć się do ustalenia stawek. Tak by były odpowiadające rzeczywistości. Z wyliczeń ZGK wyszło, że po przeliczeniu obecnych stawek przez częstotliwość wywozów firma powinna dostać ok. 400 tys. zł. Tymczasem wiadomo, że z opłat do urzędu mogłoby wpłynąć co najwyżej 130 tys. zł.
- To prawda, że to już kolejne, na pewno co najmniej trzecie podejście - mówi Stupałkowski. - Teraz damy sobie czas, chcemy przygotować się do nowego systemu jak należy.