Po wynalezieniu szczepionki gospodarka pójdzie szybko w górę

Czytaj dalej
Matylda Witkowska

Po wynalezieniu szczepionki gospodarka pójdzie szybko w górę

Matylda Witkowska

Albo trzeba pogodzić się z większą liczbą zgonów, albo z dalszym schładzaniem gospodarki - mówi prof. Piotr Krajewski z Katedry Makroekonomii Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego Uniwersytetu Łódzkiego.

Epidemia koronawirusa przyniosła załamanie gospodarki. Jedni mówią, że jest to największy kryzys w Polsce od 1989 roku, inni uważają, że największy od lat 30. Brytyjczycy szacują, że od 300 lat nie mieli takiego załamania. Obecny kryzys jest naprawdę taki wielki?

Po wynalezieniu szczepionki gospodarka pójdzie szybko w górę

W Polsce nie wiemy o nim jeszcze wszystkiego, ale mamy już dane o produkcji przemysłowej. Ta produkcja spadła w kwietniu w stosunku do kwietnia ubiegłego roku o prawie 25 proc. To bardzo duży spadek. Wiele zależeć będzie od tego, jak długo kryzys będzie trwał, bo to będzie mieć wpływ na bezrobocie. Wiemy na pewno, że w Polsce tegoroczny kryzys będzie silniejszy niż ostatni światowy kryzys z 2008 r. Tamten w dużej mierze nas ominął, wpłynął jednak bardzo na tempo wzrostu gospodarczego i bezrobocie w Europie Zachodniej. Pojawiły się głosy, że po raz pierwszy od dawna młodzi ludzie mogą żyć mniej dostatnio niż ich rodzice. Natomiast kryzys z 1989 roku był nietypowy. Bo z jednej strony był bardzo silny, ale z drugiej połączony z transformacją i pozytywną zmianą ekonomiczną. Poza tym był nasz lokalny, a nie światowy.

Czy kryzysy można porównywać?

Można porównywać wskaźniki ekonomiczne, takie jak poziom bezrobocia czy wysokość produktu krajowego brutto. Ale jeśli jakiś kryzys gospodarczy w ogóle może być typowy, to obecny na pewno nim nie jest. Żyjemy przed wielką niewiadomą, bo nie wiemy, ile to będzie trwało. Może kilka lat, a może nagle zostanie wynaleziona szczepionka i kryzys zniknie w okamgnieniu. To zupełnie inny kryzys niż te, z którymi ostatnio mieliśmy do czynienia.

Był już kiedyś kryzys wynikający z epidemii?

W ostatnim czasie i na tak ogromną skalę na pewno nie. Ale epidemie wpływały już na gospodarkę. Najbardziej znany przykład to epidemia dżumy, czyli tzw. czarnej śmierci w średniowieczu. Zmieniła ona zupełnie charakter ówczesnej gospodarki. Wielu ludzi zmarło, co wpłynęło na rynek pracy. Kapitału było tyle samo, ale ludzi mniej, dlatego pracownik stał się bardziej cenny. A to zdecydowanie polepszyło los tych, co przeżyli. Średniowieczna siła robocza wyszła wówczas z nędzy. To pokazuje, że epidemie mogą mieć duży wpływ na gospodarkę. Ale w żaden sposób nie można porównywać dzisiejszej sytuacji ze średniowieczem.

A z czymś w ogóle można obecną sytuację gospodarczą porównać?

Nie.

Czy można więc wierzyć prognozom? Jedni ekonomiści mówią, że kryzys będzie miał kształt litery V i po ostrym spadku gospodarka szybko się odbije. Inni prognozę rysują w kształcie litery L, wieszcząc gwałtowny spadek i bardzo długi dołek. Warto się przywiązywać do takich prognoz?

Potocznych poglądów, które mówią, że kryzys będzie miał kształt sinusoidy, raczej nie należy słuchać. Obecny kryzys może mieć nietypowy, gwałtowny przebieg. Należy spodziewać się raczej nagłych zmian sytuacji. Informacje dotyczące rozprzestrzeniania się koronawirusa, nowych zarażeń, potencjalnych leków czy szczepionek bardzo silnie i szybko wpływają dziś na gospodarkę. Jedna informacja przychodząca z zewnątrz jest w stanie nagle zmienić warunki, w których funkcjonujemy. Można to porównać trochę do kryzysu z lat 70., gdy cena ropy naftowej nagle poszybowała w górę, co negatywnie wpłynęło na ówczesną gospodarkę.

Czyli tak samo jak po wybuchu epidemii w tydzień wszystko zamrożono, tak samo po informacji o wynalezieniu szczepionki gospodarka pójdzie szybko w górę?

Tak. Bo obecny problem związany jest z czynnikiem zewnętrznym, a nie z samą gospodarką. Nie było pęknięcia bańki w jakiejś dziedzinie gospodarki czy pesymizmu uczestników rynku, które wywołałyby kryzys.

Co w tej sytuacji powinien teraz zrobić przedsiębiorca?

Wiele zależy od tego, jak on sam przewiduje przyszłość, czy jest optymistą, czy pesymistą. Nie wiemy, kiedy wynaleziona zostanie szczepionka i problem sam się rozwiąże. Nie wiemy więc, kiedy skończy się epidemia. Raczej stanie się to za rok czy dwa, a nie za kilka miesięcy. Dużo zależeć będzie od decyzji, jaką podejmie społeczeństwo. Co uzna za ważniejsze: minimalizowanie bezrobocia i kryzysu gospodarczego, czy zmniejszanie liczby zachorowań i zgonów na COVID-19. W pierwszym etapie epidemii w Polsce priorytetem było ograniczanie zachorowań. To moim zdaniem była rozsądna decyzja. Bo nie wiedzieliśmy, czy czeka nas to, co zdarzyło się we Włoszech, czy może coś jeszcze dziesięć razy gorszego. Teraz Polska, podobnie jak i inne kraje, zaczyna jakoś swoje decyzje wypośrodkowywać. Tu nie ma jednak dobrego rozwiązania. Albo trzeba pogodzić się z większą liczbą zgonów, albo z dalszym schładzaniem gospodarki.

Które branże szczególnie ucierpiały na skutek epidemii?

W oczywisty sposób najbardziej te zamknięte administracyjnie: branża gastronomiczna, hotelarska, turystyczna, kosmetyczna, galerie handlowe, transport lotniczy. Cierpi przede wszystkim sektor prywatny, jego właściciele i pracownicy. Ograniczenia w sektorze publicznym pracowników właściwie nie dotknęły. Natomiast przedsiębiorcy nie byli przygotowani na taki zastój. Pojawiły się głosy, że może powinni być przygotowani. Ale trudno oczekiwać, by ktoś, kto ma biznes oparty na stabilnych przychodach i do tego spore koszty, robił oszczędności na okoliczność pandemii. W jaki sposób popularny fryzjer mógł przewidzieć, że nagle ludzie przestaną do niego przychodzić? Musiałby założyć, że nagle świat przestanie funkcjonować. I jeszcze przewidzieć, jak długo ta przerwa potrwa.

Wygląda jednak na to, że zamrożenie się kończy. Większość branż wróciła do pracy...

Daje to nadzieję na przyszłość. Ale administracyjne odmrożenie to jedno, a to, czy klienci będą chcieli korzystać z usług, to już inna sprawa. Choć dane dotyczące zapisów do fryzjerów z pierwszych dni po otwarciu zakładów wskazują na dużą potrzebę powrotu do normalności i to nawet kosztem zwiększonego ryzyka zakażenia. Spodziewałem się zresztą, że przywykniemy do tej epidemii. Wkrótce to, co jeszcze niedawno było strasznym wydarzeniem, będzie codziennością. Ktoś choruje, ktoś umiera, ale trzeba dalej żyć. Przyzwyczailiśmy się do tego, może już nawet stajemy się trochę znudzeni informacjami o epidemii. I dla dotkniętych epidemią branż jest to akurat dobre.

Tak już nam zostanie?

Zobaczymy po poluzowaniach, jaka będzie skala przyrostu zachorowań i jaka będzie reakcja rządzących i klientów na ten wzrost. Czynne galerie handlowe, przedszkola, restauracje na pewno będą źródłami zachorowań. Pytanie, co zrobi rząd i jak my sami będziemy się w tej sytuacji zachowywać? Czy rząd znów zablokuje wybrane branże i jakie wartości będą dla nas ważniejsze?

Mówimy na razie o złych rzeczach. Ale czy ktoś zyskał na tej epidemii?

Najsilniejszy wzrost zanotował e-handel i usługi kurierskie. Widać, że handel szukał nowych rozwiązań. Na przykład sadownicy, którzy nie mogli sprzedawać owoców na lokalnym targowisku, zaczęli wystawiać je bezpośrednio na aukcjach internetowych. W firmach wzrosło też znaczenie osób, które zajmują się utrzymaniem systemów informatycznych. Choć nie sądzę, żeby zatrudniano teraz nowe osoby tylko do wsparcia pracy zdalnej. Na początku epidemii mocno wzrosła jeszcze sprzedaż niektórych artykułów: maseczek, żywności, w Ameryce broni palnej, a w Czechach nawet kusz, bo są tam dozwolone. Służyło to zapewnieniu sobie poczucia bezpieczeństwa. To było jednak jednorazowe zjawisko.

Pojawiły się opinie, że ta sytuacja na stałe zrewolucjonizuje rynek pracy: przejdziemy na pracę zdalną, wykonywaną o dowolnej porze doby, przeplatając obowiązki służbowe i odpoczynek. To realne?

Dzięki epidemii poszerzyliśmy naszą znajomość narzędzi do pracy zdalnej. Dotyczy to też osób, które do tej pory nie musiały tego robić. Na mojej uczelni nawet wykładowcy, którzy nie byli do tej pory obyci z narzędziami informatycznymi, zmobilizowali się i świetnie sobie radzą. To pokazało nam, że takie narzędzia są i można je stosować. Ale czy będzie to stosowane na szerszą skalę? Moim zdaniem nie. Inna jest kultura organizacji, w której ludzie widzą się codziennie, przebywając w pracy, a inna tam, gdzie pracuje się zdalnie.

Czyli inwestorzy, którzy rozpoczęli w Łodzi budowę biurowców, nie powinni się martwić?

Nie powinni. Przejście na stałą pracę zdalną będzie raczej zjawiskiem marginalnym. Zostanie świadomość, że w ten sposób da się pracować, ale na dłuższą metę organizacja, w której pracuje się zdalnie, sobie nie poradzi. Bo korporacja jest w dużym stopniu oparta na relacjach międzyludzkich. Pół biedy, jeśli na pracę zdalną przechodzą ludzie, którzy od dawna się znają i wspólnie pracują. Ale trudno mi wyobrazić sobie zatrudnianie w firmie kogoś nowego i kierowanie go od razu do pracy zdalnej.

Czy w takim razie coś innego, pozytywnego, z tej epidemii zostanie?

Epidemia koronawirusa uświadomiła nam, że w życiu może się zdarzyć coś wyjątkowego. Do tej pory zupełnie nie braliśmy pod uwagę, że może się wydarzyć coś innego niż zwykle. Teraz nauczyliśmy się, że takie ryzyko trzeba uwzględniać przy analizach ekonomicznych. Z drugiej strony odkryliśmy, że nie wszystko, co mamy, jest nam dane raz na zawsze. Na przykład pokój. Tak dawno nie było w Europie wojen, że zapomnieliśmy, że wojny istnieją i musimy im zapobiegać. Przy okazji nauczyliśmy się cieszyć z tego, co mamy. Teraz, gdy wracamy do normalności, bardziej doceniamy wiele rzeczy. Zyskaliśmy też ekologicznie, bo przynajmniej czasowo odciążyliśmy środowisko. Mieliśmy możliwość wyciszenia się, skoncentrowania na rzeczach ważnych i na naszych bliskich. To jednak szukanie pozytywów trochę na siłę, bo wszystko zależy od sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Wiele osób nie myśli teraz o wyciszeniu, tylko o braku środków finansowych, zagrożeniu pracy i zdrowia. Negatywnych skutków pandemii jest więcej.

Matylda Witkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.