Po wichurach: lasów już nie ma, a parki nie istnieją
Odkąd istnieją Lasy Państwowe, czyli od 1924 roku, nigdy w Polsce nie zanotowano tak gigantycznych strat jak w naszym regionie.
Przez cały długi weekend trwała walka z czasem - o przywrócenie prądu, a więc i dostaw wody, o przejezdność dróg, o zabezpieczenie domów i mieszkań przed niepewną pogodą. Na pomoc poszkodowanym rzucili się sąsiedzi, strażacy i policjanci, a służby energetyczne przyjechały do regionu aż z Gorzowa i Szczecina.
Ofiarność ludzi i służb była ogromna, ale to nie wystarczy, by naprawić wszystkie szkody. Straty w infrastrukturze i w rolnictwie idą w miliony, na odbudowę potrzeba nie tylko pieniędzy, ale i wielu lat. Już teraz wiadomo, że nie wszystko da się odbudować.
- Nasza gmina jest jedną z najbardziej poszkodowanych. Zniszczonych lub bez dachów zostało 121 budynków. Dwa piękne, reprezentacyjne miejskie parki przestały właściwie istnieć - wylicza Piotr Kalamon, wiceburmistrz Nakła nad Notecią.
- Lasy w gminie straciły przynajmniej 70 procent drzewostanu. Wielu ludzi nadal nie ma prądu, bo przyłącza - to zrozumiałe - będą naprawiane w ostatnim etapie. Gmina zabezpieczyła wodę, musieliśmy też zorganizować odbiór ścieków, bo przepompownie działały z przerwami na agregatach. To, co się tu zdarzyło, to po prostu kataklizm.
W powiecie bydgoskim strażacy w weekend wyjeżdżają do około 20 pilnych interwencji. Wtedy mówią , że był to pracowity okres. W ostatnich dniach interweniowali... 870 razy.
- Sprzęt pracował non stop, zmieniali się tylko ludzie. W powiecie dachy straciło 170 domów. Pomagaliśmy je zabezpieczać prowizorycznymi plandekami, by nikt nie spał pod gołym niebem i jechaliśmy dalej z pomocą - mówi kpt. Aleksandra Starowicz, rzecznik KM PSP w Bydgoszczy.
Załamany jest Janusz Kaczmarek, szef Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu. - Nigdy w historii nie zanotowaliśmy katastrofy nawet w połowie tak poważnej, jak ta, która zdarzyła się w regionie. Padło tyle drzew, ile wynosi dwuletni plan pozyskania drewna w regionie. Żeby to uzupełnić będziemy potrzebowali lat i około 240 milionów sadzonek drzew. Wkrótce zwiększymy zatrudnienie podleśniczych, ściągniemy zakłady usług leśnych z całej Polski i zaczniemy pracę.
W poniedziałek wojewoda ma zdecydować - o co wnioskują samorządy - czy w poszkodowanych powiatach ogłosić stan klęski żywiołowej.