PO w oparach absurdu
Komentarz redaktora Tomasza Mikulicza
Ha. Już dawno nie byłem na tak kuriozalnej konferencji prasowej. Poseł PO Robert Tyszkiewicz stwierdził, że mój artykuł powstał z inspiracji IPN-u. I że udzielający mi informacji prokurator insynuował, że Stefan Nikiciuk był tajnym współpracownikiem. Można byłoby przejść nad tym do porządku dziennego. Na zasadzie, że oderwani od rzeczywistości politycy znów zachowują się jak kosmici. Nie pierwszy raz i nie ostatni.
Sprawa jest jednak poważniejsza. Pokazuje, że w polityce fakty nie mają żadnego znaczenia. Jeśli partia X stwierdzi, że może pokazać w złym świetle partię Y, będzie w radosnej twórczości naginać fakty do swoich potrzeb. Bo nie łudźmy się, przekaz konferencji był jeden. IPN to PiS, a PiS to ta zła partia, która atakuje PO, psuje demokrację, rozjeżdża Trybunał itd...
Oczywiście PiS trudno pozwać, że rzekomo zainspirował. Działacze wpadli więc na pomysł, że zaatakują „Poranny”. Bo wiadomo, że na złe niedobre, szukające sensacji media najlepiej zwalić. To przecież one wyrwały z kontekstu i zmieniły charakter tak poważnych wypowiedzi jak słynne: „Sorry, traki mamy klimat” czy „Zmień pracę i weź kredyt”.
Jeśli Stefanowi Nikiciukowi zależy na nieposzlakowanej opinii, może wystąpić o autolustrację. Wtedy sprawę rozstrzygnie sąd.
O wiele istotniejsze jest jednak to, co radny robi teraz. W szczególności dla społeczeństwa, które go wybrało. Na razie znamy go przede wszystkim z afery taśmowej, gdy oferował pracę radnemu lewicy w zamian za przejście do PO.