Po ulewach miasto nam tonie. Zamiast ulic mamy zwące rzeki
O skali sobotniej ulewy w Zielonej Górze świadczy też to, że w dwóch przypadkach strażacy byli wzywani do ratowania dzieci i dorosłych, którzy znajdowali się w zalanych samochodach i sami nie mogli z nich wyjść
Ulewę sprzed tygodnia zapamiętamy na długo. Z dwóch powodów. Po pierwsze, skala zniszczeń, jakich dokonała woda. Po drugie, intensywność opadów. Jeśli o nie chodzi, to w zielonogórskim oddziale Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej dowiedzieliśmy się, że w sobotę w ciągu 20 minut spadło 36,6 litra wody na metr kwadratowy. To tak, jakby na ten metr kwadratowy wylać prawie cztery wiadra wody. Przypomnijmy, że sporą ulewę mieliśmy także pod koniec czerwca. Ale wtedy w ciągu około 20 minut spadło 20 litrów.
Zalany dworzec, szpital...
Świadkiem tego, co działo się na ulicy Kupieckiej był Mateusz Litecki. – To był prawdziwy armagedon. Widziałem, jak ulicą Kupiecką, całą jej szerokością, płynęła prawdziwa rzeka o wysokości w niektórych miejscach 40 centymetrów. To się nie mogło dobrze skończyć – stwierdza pan Mateusz.
Z kolei pan Marian z przerażeniem obserwował to, co działo się na dworcu PKP i w jego okolicy. – Woda płynęła z miasta, trzeci peron został zalany, zalane całe podtorze, urządzenia, które służą do prowadzenia ruchu pociągów. Nie mogłem patrzeć, jak znikają pod wodą. Tunel, nowe windy, monitoring, megafony, cała infrastruktura kolejowa, zwrotnice. Nie mogłem na to patrzeć, bo kolej jest mi bliska. A hol PKP został zalany do wysokości 50 centymetrów – wyliczał pan Marian.
Zniszczenia były ogromne. Przy ulicy Świętej Trójcy pod wodą znalazło się kilkanaście samochodów. Zarówno tych stojących na parkingu, jak i tych w garażach. Zalany został też pobliski kościół. Jeszcze w poniedziałek na posadzce stała woda, a sprzątające panie mówiły o uszkodzeniu konfesjonału.
Większe szkody odnotowano jednak na dworcu PKP i w szpitalu.
Na nasze pytanie o wielkość strat Zbigniew Wolny, rzecznik prasowy PKP Polskie Linie Kolejowe, odpisał jedynie: „Dworzec kolejowy z tunelem jest najniższym miejscem w Zielonej Górze. Podczas tak intensywnego deszczu kanalizacja deszczowa miasta, do której podłączona jest kanalizacja stacji, nie była w stanie odprowadzić tak dużej ilości wody. Problem został zgłoszony do straży pożarnej, która niezwłocznie pojawiła się na dworcu. PKP SA w najbliższym czasie planuje zorganizowanie spotkania z przedstawicielami miasta w sprawie rozwiązania tego problemu”.
Więcej dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, choć z wiarygodnego źródła. I tak zamokło wiele urządzeń elektronicznych, chociażby sterownia ruchem, uszkodzone są windy, trzeba będzie odnawiać część ścian...
A jeśli chodzi o lecznicę, to Sylwia Malcher-Nowak, kierownik biura zarządu szpitala, odpisała nam: „W szpitalu ucierpiały z powodu nawałnicy pomieszczenia zlokalizowane w tzw. przyziemiu. Woda wlała się do archiwum, świeżo wyremontowanych poradni w budynku, gdzie mamy oddział okulistyki i laryngologii, na SOR, a także do apteki i sterylizatorni. Straty, na szczęście, nie są bardzo duże, najważniejsze, że nie ucierpiał sprzęt medyczny”.
To oznacza, że szpital był w znacznie lepszej sytuacji niż dworzec PKP. Zresztą jest położony znacznie wyżej. Ale w obu przypadkach straty były. Dlatego pytania nasuwają się same. Czy takich sytuacji można było uniknąć? Czy powodem zalania części miasta było to, że niektóre studzienki kanalizacyjne były zapchane piaskiem? O ich złym stanie już w czerwcu sygnalizowało Zielonogórskie Towarzystwo Upiększania Miasta, a w ostatnich dniach także radny Jacek Budziński.
Bo rury są za wąskie
Paweł Urbański, dyrektor departamentu inwestycji i zarządzania drogami w magistracie, odrzuca takie sugestie. – Wyobraźmy sobie, że ulicą Kupiecką płynie rzeka o szerokości 6-7 metrów i wysokości 30-40 centymetrów, a tak było. Ile z tej wody trafi do studzienek? Nawet jeśli jedna czy dwie z nich były zapchane. Przy takiej masie wody nie ma to istotnego znaczenia. Podobnie było przed dworcem, do którego płynęła woda z kilku okolicznych ulic. Dlatego jego los był przesądzony – przekonuje dyrektor Urbański.
Dodaje, że o jakość studzienek, o to, czy są zapchane czy nie dba firma z Krakowa, która za tę usługę do listopada 2019 roku skasuje 2 miliony złotych.
– A studzienek jest może pięć tysięcy. Tymczasem z informacji towarzystwa upiększania miasta wynika, że niedrożnych było kilka. Czy miały one wpływ na zalanie części miasta? – pyta dyrektor Urbański.
Zwraca też uwagę na inny problem. A jest nim zbyt mała średnica rur, którymi deszczówka płynie do rzeki. I tak w przypadku ulicy Dworcowej jest to 80 centymetrów, ale kanalizacji sanitarnej, która z konieczności zbiera też deszczówkę. W przypadku ulicy Chopina jest jeszcze gorzej. To 20 lub 30 centymetrów, także kanalizacji sanitarnej. A na Akacjowej – 15 centymetrów. Czy można się dziwić, że właśnie z tych ulic w kierunku dworca PKP płynęła rzeka wody?
Złym przykładem jest także ulica Bohaterów Westerplatte. Tu mamy dwie rury, jedną o średnicy 60 centymetrów, a drugą – 25. Ale to też kanalizacja sanitarna, która zbiera deszczówkę. I tak jest na większości ulic.
Za 400 milionów
Dopiero teraz powinno być lepiej. Przy okazji budowy centrum przesiadkowego przy dworcu PKP powstanie kolektor deszczowy o średnicy 1 metra, którym deszczówka popłynie aż do rzeczki Łączy. Ale centrum będzie gotowe dopiero jesienią przyszłego roku. Kolektor odprowadzający deszczówkę powstanie też przy okazji budowy Trasy Aglomeracyjnej, która połączy dworzec z aleją Zjednoczenia. – To oznacza, że za rok podobne sytuacje, jak zalanie dworca PKP, będą pewnie jedynie wspomnieniem. Chociaż siły natury nie można lekceważyć... – zastrzega dyrektor Urbański.
W ciągu 20 minut spadło 36,6 litra deszczu na metr kwadratowy. W czerwcu w tym samym czasie spadło 20 litrów
Jeszcze większe nadzieje wiązane są z kompleksową rozbudową sieci kanalizacji deszczowej w mieście. Jak nas poinformował prezydent Janusz Kubicki, przetarg w tej sprawie ogłoszono w 2015 roku, a wygrała go spółka Conseko Safage z Krakowa. To z nią w 2016 roku podpisano umowę. Koszt opracowania koncepcji to około milion złotych.
Prezydent dodał, że to zwykły przypadek, że przed kilkoma dniami, a dokładnie w środę, do urzędu miasta dotarła gotowa koncepcja. To dziesięć grubych teczek o wielkości pół metra sześciennego. Zapoznanie się z materiałem potrwa wiele dni. A może nawet tygodni.
– Dziś mogę powiedzieć jedynie, że kompleksowe uregulowanie kanalizacji deszczowej będzie kosztowało około 400 milionów złotych. Na szczęście, Unia Europejska przewidziała udzielanie dotacji na tego typu roboty. My najpewniej już w przyszłym roku zaplanujemy pierwsze prace. Wcześniej wystąpimy też, być może nawet w tym roku, o pieniądze unijne. Rozbudowę kanalizacji deszczowej chcemy prowadzić etapami. Zapewne na początek roboty będą prowadzone w tych częściach miasta, gdzie występują największe kłopoty z zalewaniem – obiecuje prezydent Kubicki.
Dyrektor Urbański dodaje, że jeszcze w tym roku ma być rozpisany przetarg na opracowanie dokumentacji wspomnianego kompleksowego uregulowania kanalizacji deszczowej.
Ponad 150 interwencji
Młodszy brygadier Ryszard Gura, oficer prasowy straży pożarnej w Zielonej Górze, powiedział nam, że w sobotę i niedzielę strażacy, w tym także ochotnicy, wyjeżdżali do interwencji ponad 150 razy. Najczęściej zajmowali się wypompowywaniem wody, usuwaniem gałęzi i drzew. A w dwóch przypadkach ratowaniem dzieci i dorosłych z zalanych aut.
Rozbudowa sieci kanalizacyjnej
Zgodnie z przymiarkami urzędu miasta w Zielonej Górze już w przyszłym roku mogą ruszyć prace związane z budową sieci kanalizacji deszczowej. Na razie opracowano koncepcję. Zrobiła to firma Conseco Safage z Krakowa. Szczegóły koncepcji, jej zakresu poznamy w najbliższych tygodniach.