Po tragedii pod Malechowem. Jak zachować się na lodzie?
Nie ma żartów. Nawet gruby - na oko - lód nie gwarantuje, że jesteśmy bezpieczni. Mówi o tym mł. bryg. Przemysław Zawadzki z KP PSP Białogard.
Czy można wchodzić na zamarznięte jezioro albo staw?
Teoretycznie nie ma jakiegoś zakazu, ustalonego przepisami. Ale rozsądek powinien nam tego zakazywać. Owszem, jeśli lód jest gruby, ma kilkanaście centymetrów, to teoretycznie nie powinien się pod nami załamać. Ale lód przecież nie wszędzie, nie w każdym miejscu jest taki sam.
Zwłaszcza jeśli chodzi o jeziora przepływowe lub takie, w których zachodzi sporo procesów gnilnych. Pojawiają się miejsca, w których lód jest bardzo osłabiony. I wtedy może dojść do tragedii. Dlatego powtarzam: na zamarzniętych akwenach zawsze jest niebezpiecznie, niezależnie od tego, jak długo panował mróz.
Nie posłuchaliśmy Pana i weszliśmy na lód, który się załamał. Jesteśmy w wodzie. Co robić?
Szok termiczny będzie ogromny. W takiej wodzie tracimy temperaturę 20 razy szybciej niż normalnie. Mamy więc niewiele czasu. Krzyczmy, wołajmy o pomoc. Ale też próbujmy się uspokoić i próbujmy się wydostać.
Nie róbmy gwałtownych ruchów, bo tracimy ciepło. Podejdźmy do sprawy metodycznie: łokcie na lód, ale od tyłu, i próbujmy się wydostać. Najpierw tułów, później nogi. Gdy nam się to uda, nie wstawajmy. Przeturlajmy się do brzegu.
A jeśli widzimy tonącego? Jak mu skutecznie i bezpiecznie pomóc?
Po pierwsze: zadzwońmy na numer alarmowy lub zlećmy komuś, kto jest obok, by tam zadzwonił. W międzyczasie przygotujmy jakiś kij, kurtkę, sanki, wędkę, cokolwiek, co będziemy mogli podać osobie znajdującej się w wodzie. Nigdy nie podawajmy ręki. Musi być coś pośredniego między nami. Pamiętajmy, by nie stać na lodzie.
Najlepiej leżeć. A jeśli nie możemy znaleźć się blisko tonącego, rzućmy mu coś, czego będzie mógł się trzymać do czasu przyjazdu ratowników.