Po tragedii na obozie w Suszku. "Młody człowiek nie zastanawia się nad śmiercią"
Z Magdaleną Wyszomirską-Górą, psychologiem społecznym z Uniwersytetu Gdańskiego, rozmawia Monika Jankowska
To, co spotkało harcerzy, jest ogromną tragedią. Kto i jak powinien z nimi rozmawiać po tym, co się stało?
Zdecydowanie ci młodzie ludzie nie mogą zostać z tym sami. Jest to dla nich ogromne przeżycie. W życiu kierujemy się zjawiskiem nierealistycznego optymizmu, które powoduje, że wszyscy uważamy, że nas nic złego nigdy nie spotka, że my jesteśmy bezpieczni, wyjątkowi. To naturalny mechanizm, który pozwala na to, by człowiek normalnie funkcjonował. W związku z tym dla młodych ludzi, którzy zazwyczaj cechują się dobrą kondycją zdrowotną, nagła śmierć jest czymś absolutnie zaskakującym - to przecież nie jest ten etap życia, w którym nad śmiercią się zastanawiamy. Dlatego tak bardzo jest im potrzebne wsparcie i rozmowa. Ważna będzie tutaj pomoc rodziny, najbliższych, którzy znają tę młodzież najlepiej. Myślę, że dobrze byłoby, gdyby grupa harcerska podniosła ten temat, warto zaprosić też psychologa, by taką pogadankę przeprowadził i przepracował ten temat na forum. Przeżycie żałoby jest bardzo istotne, jest konieczne. Najgorzej, kiedy człowiek pozostawiony jest z tym sam sobie.
Czy myśli Pani, że dla niektórych może to być tak traumatyczne przeżycie, że zrezygnują z harcerstwa?
Jest to możliwe. To podobnie do tego, kiedy ugryzie nas pies. Potem zaczynamy się bać wszystkich psów. Siła ludzkiego skojarzenia, która powstaje w głowie, może spowodować, że część tych osób nie będzie w stanie w harcerstwie dalej funkcjonować. Z drugiej strony, jeżeli jest to dla nich coś istotnego, coś, z czym wiążą swoje dalsze plany, to myślę, że jednak nic nie stanie im drodze w dalszym działaniu w harcerstwie, tym bardziej jeżeli zostanie im udzielona pomoc, by mogli sobie poradzić ze swoimi negatywnymi odczuciami. Na pewno będą jednostki, które z tą traumą poradzą sobie lepiej, będą też takie, które będą miały z tym problemy. Człowiek dotknięty taką traumą może niestety coraz bardziej zamykać się w sobie.
Chciałam jeszcze zapytać o rodziców - niekoniecznie rodziców tych harcerzy, ale rodziców innych młodych ludzi. Czy sądzi Pani, że teraz będą oni mieli większy lęk przed tym, żeby wysyłać swoje dzieci na tego typu obozy? Z badań wynika, że w te wakacje swoje dzieci na wczasy i kolonie posłało rekordowo dużo rodziców.
Zawsze jest tak, że w danym momencie po jakimś tragicznym wydarzeniu przez moment taki ruch ma miejsce – część rodziców się wycofa, część ograniczy wyjazdy swoich pociech. Oczywiście będzie to jakiś określony procent, nie wszyscy. Tak samo dzieje się po zamachu terrorystycznym w danym kraju - przez kilka miesięcy turystyka tam się załamuje, kolejne osoby pod wpływem impulsu rezygnują z wyjazdu, a potem wszystko wraca do normy.