Po superwtorku zostali Clinton i Trump [rozmowa]
Rozmowa z prof. Zbigniewem Lewickim, amerykanistą z UKSW, o amerykańskich prawyborach i szansach kandydatów.
- Zaskoczenie?
- Te wyniki były przewidywalne, nie ma żadnych sensacji. I zapewne już nie będzie. Można sobie wyobrazić, że kolejne prawybory raczej nie przyniosą drastycznie odmiennych rozwiązań.
- Czyli sytuacja jest już dziś przesądzona?
- O ile tylko nie zmieni się sytuacja samej Clinton. Pamiętajmy, że wisi nad nią jeszcze niewyjaśniona sprawa jej e-maili służbowych wysyłanych z jej prywatnego konta. Gdyby odpowiadała za to przed sądem, wówczas jej kandydatura stanęłaby pod znakiem zapytania. W innym wypadku nie przewiduję zwrotów akcji.
- Dla Polski, dla Europy kto będzie lepszym wyborem?
- Pani Clinton była architektem słynnego „resetu” z Władimirem Putinem. To wcale nie był dobry pomysł dla Polski. Trump z kolei niewątpliwie prezydenta Rosji będzie uważał za współpartnera do rozmów. Polska jest dla niego jedynie małym krajem na skraju Europy. Nie ma dla nas, niestety, dobrego kandydata, jest co najwyżej mniej zły lub mniej groźny. Pani Clinton wygrywa o tyle, że jest bardziej przewidywalna i bardziej myśląca geopolitycznie.
- A co z umową handlową pomiędzy USA a UE?
- W wypadku Trumpa zadecydują oczywiście kwestie gospodarcze, pytanie - czy to się Ameryce opłaca? Jeśli tak, nie ma powodu, aby Trump ją wetował. Ale czy ten pomysł ma w ogóle szanse na realizację - nie jest oczywiste, także z powodu Europy. Stary Kontynent ma co do niej poważne wątpliwości. Myślę, że pani Clinton będzie silnym zwolennikiem tej umowy. Myślę, że Stany Zjednoczone, które dużo eksportują i będą eksportować, będą raczej parły do zawarcia tej umowy, natomiast może się ona rozsypać przy omawianiu szczegółów. Już wiemy, że istnieją poważne różnice, ale sądzę, że i jeden, i drugi kandydat ostatecznie uzna, że unia handlowa leży w interesie USA i że jest korzystna.
- Co zadecydowało o zwycięstwie tych dwojga kandydatów?
- Powody, dla których wybrano Clinton, są oczywiste. Polityk pochodzi z bardzo silnej partii, jest mocno osadzona w jej strukturach. Zdobyła ogromną popularność wśród wyborców Demokratów. W wypadku Donalda Trumpa efekty przyniosła bardzo dobra jego taktyka wyborcza. Z zupełnie nieznanej jako polityk osoby stał się bardzo szybko czołowym graczem. Bezbłędnie rozpoznał on, jak przekonać do siebie elektorat, formułując niekonkretne obietnice. Mówił to, co zwykli Amerykanie chcieli usłyszeć. Mówił językiem prostym, zrozumiałym dla każdego. Obywatele chcieliby widzieć swoje państwo w takim rozkwicie jak w latach 50. czy 60. Uważają, że nadszedł ten moment, by Ameryka odzyskała swoją siłę. To jest oczywiście nierealne i puste, ale przekonujące dla dużej części wyborców. To bardzo chwytliwe hasło. To również ciekawy przykład do analizy politologicznej, jak można osiągnąć tak wiele, obiecując tak niewiele.
- Czyli ten niejasny program Trumpa jest największym atutem polityka?
- Nie tylko atutem, a świadomie wybraną taktyką. Zręcznie unika on konkretów. Nic nie obiecując, nie zrażamy do siebie nikogo.
- Kto więc wygra listopadowe wybory prezydenckie?
- Nie mam, niestety, kryształowej kuli, ale moim zdaniem, Trump zniszczy panią Clinton.
- Skąd pomysł superwtorku?
- W latach 80. ubiegłego wieku Demokraci doszli do wniosku, że kandydaci dopasowywali swój program wyborczy do potrzeb i oczekiwań konkretnych stanów. Robili wiele, by się przypodobać konkretnym wyborcom, nie myśleli globalnie o Stanach Zjednoczonych ani o świecie. Ich śladem poszli również Republikanie. Choć superwtorek nie kończy przedwyborczych zmagań, to jednak udziela odpowiedzi na pytanie, który z kandydatów rokuje największe szanse na zwycięstwo w listopadzie.
Rozmawiała Sylwia Arlak