Seria wizerunkowych porażek nie powstrzymuje polityków, którzy chcą nieść pomoc poszkodowanym w nawałnicach własnymi rękami.
- Nie chcę tego roztrząsać, ale na początku wojsko przysłane do Rytla nie wiedziało, co ma ze sobą zrobić. Jak przyjechał minister, kazano amfibiom kręcić się po Brdzie bez sensu, żeby było widać, że coś robią - wspomina poseł Paweł Skutecki, pierwszy z polityków, który pojawił się na miejscu sierpniowych nawałnic.
Potem było już tylko gorzej. Minister Macierewicz zakopał się swoją limuzyną w drodze na miejsce katastrofy, więc to jemu mieszkańcy przynieśli pomoc. Premier Beata Szydło zrobiła konferencję prasową na tle wozów strażackich, które powinny być w tym momencie w zupełnie innym miejscu. Posłanka Pomaska również jechała z pomocą i jej auto utknęło w błocie. Wojewoda, w białej koszuli z podciągniętymi rękawami, ale bez krawata, jeździł po terenie i koordynaował działania. Nie udawał, że wykonuje fizyczną pracę, ale i jemu towarzyszyli asystenci, którzy każdy krok relacjonowali na Facebooku.
Ostatnio do Sośna na pomoc wraz z wolontariuszami ruszył marszałek Piotr Całbecki. Zakasał rękawy i w „traperach” wyciągał gałęzie z rowów. Energii - jak mówią niektórzy wolontariusze - starczyło mu na kwadrans, po którym odjechał, wcześniej bogato dokumentując fotograficznie swoje wysiłki.
- Bez względu na ocenę politycy muszą pojawiać się w takich miejscach - ocenia prof. Tomasz Kuczur.
- Działania polityków to gesty symboliczne, ale ważne jest to, czy za nimi kryje się faktyczna pomoc instytucjonalna - ocenia prof. Tomasz Kuczur. - Politycy powinni pojawiać się na miejscach katastrof.
- Na samym początku nie było tam żadnych mediów. Na swoim Facebooku wrzucałem tylko zdjęcia, fotki zniszczeń i prosiłem o przekazywanie dalej - twierdzi poseł Paweł Skutecki. - Potem przyjechały media ogólnopolskie, ruszyła pomoc, zaktywizowały się organizacje pozarządowe i oczywiście politycy. Jednak w niedzielę ludziom nie pomagał z władz właściwie nikt. Nieobecne były władze powiatowe i wojewódzkie. Ludzie byli w ciężkim szoku, że zostali bez wsparcia. Teraz jechanie tam na zasadzie akcji jest bez sensu. Ten etap już minął, teraz potrzebna jest pomoc strukturalna - ocenia poseł Paweł Skutecki.
Nieco inaczej widzą sprawę wolontariusze, którzy pojawili się w Sośnie, w akcji organizowanej przez marszałka.
- Pracy jest ciągle wiele, strażacy na przykład dotarli na teren cmentarza, którego nikt nie ruszał od czasu nawałnicy - opowiada jeden z wolontariuszy. Nasz region pozostał trochę niezauważony przez media, przez co wsparcie nie docierało wszędzie. Dobrze, że marszałek zorganizował wolontariuszy, szkoda że dwóch fotoreporterów i ktoś z władz lokalnych „pod krawatem” nam nie pomagali. A mieliby co robić...
- Dla polityków w sytuacjach kryzysowych nie ma dobrego wyjścia. Jeśli nie przyjadą na miejsce, to niektórzy ocenią, że bagatelizują sprawę. Jeśli przyjadą - to wyjdzie że „lansują się” na tragedii - uważa prof. nadzw. dr hab. Tomasz Kuczur, politolog i prawnik z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. - Donald Trump również pojechał do Texasu do ofiar powodzi, przekazał milion dolarów na pomoc i to też zostało różnie ocenione. Polityk nie może na to zważać, powinien pojawić się w miejscach dotkniętych katastrofami. Liczy się to, czy przyjedzie z konkretną pomocą, ile gałęzi przerzuci i jak to zostanie ocenione jest sprawą drugorzędną. To tylko gesty symboliczne, ważne, żeby za nimi przyszła pomoc instytucjonalna.