Po ataku furiata na dziecko w Kadłubie już nie będzie tak jak dawniej
Zamykają domy i stali się nieufni. Choć od ataku Waldemara Z. na bezbronne dziecko minął już tydzień, mieszkańcy Kadłuba wciąż mają w pamięci to, co się wydarzyło.
Był czwartkowy poranek. Roczny Mikołaj bawił się w domu pod okiem mamy. Nagle otworzyły się drzwi. 36-letni Waldemar Z. wpadł do mieszkania, chwycił Mikołaja na wysokości bioder i rzucił nim o podłogę. Potem podniósł dziecko i rzucił jeszcze raz. W napadzie furii dusił i kopał malucha. Jak ustalili śledczy - chciał zabić. Chłopczyka widział pierwszy raz na oczy. To, że Waldemar Z. znalazł się tu, gdzie się znalazł, to był kompletny przypadek.
Matka po pierwszym szoku cudem wyrwała syna z rąk oprawcy. Jej krzyki przerażenia, głośny płacz dziecka było słychać w budynkach po drugiej stronie ulicy. Ludzie wezwali policję. Sąsiedzi, którzy przybiegli na ratunek, zamknęli napastnika w jednym z budynków gospodarczych. Tam czekał do przyjazdu policji.
- Mieszkańcy Kadłuba przyznają jednak, że w ich wsi nic już nie jest takie jak dawniej.
- Mimo że sprawca od tygodnia jest zatrzymany i izolowany, to ludzie zamykają drzwi i furtki na cztery spusty.
- - Tego, co się wydarzyło, nie da się szybko zapomnieć - uważa sołtys Gabriela Puzik. - To mogło się przecież trafić na każdego.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień