Plaga wujów, czyli to MY damy kasę na pierwsze dziecko i trzynastki dla emerytów
Pan nas okradł - rzuciła 9-letnia Asia do wychowawcy na zimowisku w Jabłonce. Uchodziła dotąd za grzeczną prymuskę, a tu takie dictum. Wezwano rodziców, ci kazali wychowawcę przeprosić. Asia odmówiła. Pokazała zapiski. Ojciec przyznał jej rację.
Poszło o kieszonkowe. W przypadku Asi - 10 zł na każdy dzień kolonii. Żeby pociechy nie wydały wszystkiego w dwa dni, część rodziców poprosiło wychowawcę, by wydzielał uczniom pieniądze w ratach, co rano. I ten robił to - odnotowując kwoty przekazane danemu dziecku. Ale Asia, jako jedyna, zapisywała te sumy w swoim kajeciku. Po tygodniu zajrzała do pozostawionego na biurku notatnika wychowawcy i odkryła, że dane te różnią się od jej zapisków - o dwa złote dziennie. Na jej niekorzyść.
Wychowawca próbował przekonywać, że „dziecko musiało się pomylić”. Ale rozmowy z innymi uczniami potwierdziły przykry zarzut: opiekun urywał z każdej „wypłaty” niewielki „podatek” - dla siebie. Ubocznym skutkiem afery było to, że dzieciaki, skłonne wcześniej traktować wychowawcę jak dobrego wujka łaskawie rozdającego im pieniążki, zrozumiały, że tu nie ma żadnej łaski: bo jedyne środki, jakimi dysponuje „dobry wujek” - to ICH pieniądze.
Marzy mi się, by przeciętny dorosły Polak doznał takiego wstrząsu, olśnienia, czy jak to tam nazwiemy. Bo na razie króluje nad Wisłą ślepa wiara w łaskawość dobrych wujków.
Nic dziwnego, że tacy wujkowie mnożą się u nas jak króliki na wiosnę (choć jeszcze kalendarzowa zima przecie!). Najwięcej za uszami ma tu rządzące Prawo i Sprawiedliwość - pierwsze na taką skalę przećwiczyło na wyborcach deal: „wypełnimy wam koryto, a wy siedźcie cicho”. Podziałało - co widać po wynikach wyborów i większości sondaży - więc teraz licytacja wujów przebija wszystko, co kiedykolwiek widziały gały uczestników słynnych aukcji w Sotheby’s i Christie’s. Może tylko Wenezuela z wujami Chavezem i Maduro może się z nami równać.
Zatem dla porządku - i otrzeźwienia - spróbujmy sobie przypomnieć, kim są nasi dobrzy wujowie. Wuj numer jeden, czyli Jarosław Kaczyński, stoi na czele partii, która od 2005 roku dostała najwięcej pieniędzy z budżetu państwa, czyli od nas - podatników. To grubo ponad 400 mln złotych z ogólnej kwoty - 1,5 mld zł subwencji i dotacji - wypłaconych przez nas ugrupowaniom politycznym; nieco mniejsza kwota trafiła do PO, prawie trzy razy mniejsza do SLD, cztery razy mniejsza do PSL.
Nie tylko partia, ale i prezes PiS osobiście żyje głównie z naszych podatków - jego dochody z diety i uposażenia posła sięgają 12,5 tys. zł miesięcznie, dochodzi do tego emerytura. Przy tym takie rzeczy jak 24-godzinna ochrona i limuzyny gotowe zawieźć prezesa w dowolne miejsce o każdej porze finansuje partia - z naszych podatków. A to jest jakieś 150 tys. zł miesięcznie. Z kolei komfort prezesa (m.in. wynajęcie okolicznych domostw plus wyżywienie okolicznych kotów - tylko to ostatnie kosztuje 12 tys. zł rocznie) finansuje spółka Srebrna.
„Skromne życie” liderów pozostałych partii, czyli wujów obiecujących, że dadzą nam NASZE pieniądze - które muszą NAM najpierw ZABRAĆ - nie ma może aż takiego rozmachu, ale również finansowane jest z NASZYCH podatków. To MY damy kasę na pierwsze dziecko, a nie żaden wuj.
Warto to sobie, na początek, gdzieś odnotować, jak rezolutna Asia.