PKS-y w Wielkopolsce ledwo zipią. Uratują je pieniądze od rządu?
Jest źle, a nawet tragicznie - tak wygląda sytuacja Przedsiębiorstw Komunikacji Samochodowej w Wielkopolsce. Czy obiecane przez PiS 1,5 mld zł doprowadzi do odbudowania połączeń autobusowych w kraju i naszym regionie? Prezesi PKS-ów uważają, że nie będzie to łatwe.
Wśród pięciu nowych obietnic Prawa i Sprawiedliwości znalazło się te dotyczące przywrócenia zredukowanych połączeń autobusowych. Prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział, że rząd chce podwoić liczbę przejechanych kilometrów do jednego miliarda z pół miliarda obecnie. Na ten cel z budżetu państwa ma być przeznaczone 1,5 mld zł. Nie wiadomo jeszcze w jaki sposób pieniądze maja być rozdzielane i jaka pula trafi do Wielkopolski, ale posłowie PiS z naszego regionu twierdzą, że już rozpoczęli rozmowy z samorządami.
– Konsultacje z samorządami w moim okręgu kalisko-leszczyńskim trwają od poniedziałku. Chcemy, by pomogły nam stworzyć sieć lini, których utrzymanie stało się nierentowne, ale są one potrzebne mieszkańcom mniejszych miejscowości. Chodzi przede wszystkim o ludzi młodych i seniorów, którzy nie zawsze mogą korzystać z samochodów. Liczymy na dobrą współpracę, autobusy nie są ani lewicowe, ani prawicowe – stwierdza Jan Dziedziczak, parlamentarzysta PiS z Wielkopolski.
Ale nie tylko wsie mają problem z połączeniami autobusowymi, na co zwraca uwagę wiceburmistrz Obornik Piotr Woszczyk. Przez lata mieszkańcy tego wielkopolskiego miasta mogli dojechać PKS-em do Poznania, ale dziś takiej możliwości nie mają.
– Dwukrotnie próbowaliśmy eksperymentu z mniejszymi, prywatnymi przewoźnikami, ale obie firmy się wycofały, w tym jedna z dnia na dzień. PKS Poznań próbował reaktywować połączenie poprzez linię „Maraton”, ale i to się nie udało. Teraz mieszkańcy mogą korzystać jedynie z nie najlepszej oferty kolei – ubolewa P. Woszczyk.
Jak wynikało ze statystyk prowadzonych przez przewoźnika na jeden z trzynastu kursów realizowanych w ciągu dnia pomiędzy Obornikami i Poznaniem średnio przypadało... trzech pasażerów.
PKS Poznań , jak przyznaje prezes spółki Hieronim Urbanek (dziś to spółka miejska) od 2010 r. został zmuszony do zlikwidowania 50 proc. kursów.
– Problem jest bardzo poważny, w tej chwili wykluczenie komunikacyjne sięga zenitu, a same PKS-y niewiele mogą zrobić, bo muszą być rentowne
– komentuje. Obecnie PKS Poznań realizuje kursy w powiatach poznańskim, grodziskim, nowotomyskim, śremskim, średzkim, obornickim i szamotulskim.
– Jeśli miałyby zostać przywrócone zlikwidowane linie i kursy, musielibyśmy otrzymać wsparcie na poziomie 50 proc. kosztów prowadzenia naszej działalności – ocenia prezes Urbanek.
Nie lepiej jest w Kaliszu. Tam PKS, działa na podobnych zasadach jak w stolicy regionu. Przewoźnik stał się miejską spółką.
– Gdyby nie miasto, PKS albo by dogorywał, albo już nie istniał – przyznaje Tadeusz Nowacki, prezes PKS Kalisz. Przewoźnik założył, że w tym roku przejedzie 1,9 mln kilometrów, czyli o około 20 proc. mniej niż w 2018 r. W połowie ubiegłego roku kaliski PKS musiał zawiesić lub skrócić połączenia z takimi miejscowościami jak Błaszki, Brzeziny, Blizanów, czy Mycielin.
Wcześniej zlikwidowano też połączenie z Wrocławiem. Spółka próbowała dogadać się z poszczególnymi gminami, ale często wybierały one małych, prywatnych przewoźników. Te jednak, jak w przypadku Obornik, rezygnowały, bo kursy okazały się dla nich nierentowne. Jeszcze 10 lat temu przewoźnik dysponował 140 autobusami, dziś ma ich zaledwie 49.
– Nawet jeśli rząd znajdzie pieniądze na ratowanie połączeń autobusowych, to potrzeba sporo czasu, by te zaczęły normalnie funkcjonować. Cały czas zmagamy się z problemem braku kierowców, a musimy jeszcze myśleć o zakupie nowych pojazdów
– tłumaczy.
Najtrudniejsza sytuacja ma miejsce w Gnieźnie. Jesienią ubiegłego roku złożono w sądzie wniosek o ogłoszenie upadłości tamtejszego PKS. To m.in. wynik zalegania z płatnościami za paliwo, wynoszącymi ok. 2 mln zł. Pierwsze, poważne problemy, które odbiły się na pasażerach pojawiły się jeszcze latem - całkowicie wycofano się wówczas z obsługi około 25 kursów.
Z początkiem stycznia spółka zawiesiła kolejne 13 kursów, m.in.do Kłecka, Kiszkowa, Łubowa, Witkowa i Mieleszyna. Dodatkowo pasażerowie musieli się liczyć z podwyżkami cen biletów pozostałych kursów. Przewoźnik zakomunikował także o całkowitym braku połączeń w trakcie zimowych ferii.
Czy pieniądze od rządu są w stanie uratować przewoźnika?
– Zapowiedzi są, ale pytań jest więcej niż odpowiedzi. Na razie musimy liczyć tylko na siebie. Choć sytuacja jest dla nas zła, prowadzimy obecnie rozmowy z kilkoma gminami, gdzie moglibyśmy uruchomić komunikację. Uważam, że kwestię przyszłości PKS-ów powinno się rozwiązywać przede wszystkim na szczeblu samorządowym, od starostw w dół – komentuje Tomasz Zieliński, prezes PKS Gniezno.