Pisowski punk w Trójce, czyli dziwny jest ten świat
Jadąc niedawno przez pół Polski męczyłem się okrutnie usiłując znaleźć jakąkolwiek stację radiową, gdzie nie byłoby muzycznej papki oraz dziwnie podekscytowanych swymi słabymi dowcipami prezenterów.
Dawniej w takich sytuacjach ratowała mnie „Trójka”, ale po ostatnim zdemolowaniu zespołu dziennikarskiego zrezygnowałem z niej z bólem i tylko czasem słucham sobie w internecie powstałego na zgliszczach „Trójki” Radia 357 (Nowy Świat wydaje mi się zbyt nudny i politycznie przewidywalny).
Tym razem jednak terror podobnych jak dwie krople wody przebojów z treścią w stylu: „on mnie rzucił, a ja cierpię” - okazał się ponad moje siły. Odnalazłem więc nieco wstydliwie częstotliwość PR3 i odkryłem rzecz zdumiewającą. Nie, nie to, że radio stało się prawicowe (łagodnie) albo że niewiele w nim treści, bo dopiero odbywa się łapanka mająca załatać dziury w zespole.
Chodzi mi raczej o to, że stery w dużej mierze oddano tam Markowi Wiernikowi, który wielu ludziom otworzył w latach 80. drzwi do ambitnej muzyki nowofalowej wynikłej z punkowej rewolucji, a także do awangardy, która każdego prezesa komercyjnej stacji przyprawiłaby o wysypkę i spadek wpływów z reklam. Tymczasem za sprawą „nawróconego” Wiernika, PiS dał nam radio, które (znającym angielski) jawić się może jako skrajnie lewackie, by użyć ulubionego zwrotu prezesa Kaczyńskiego. Anarchia goni tam anarchię, a na jednego z głównych didżejów wyrósł Jędrzej Kodymowski, dziś ulubieniec TVP, a niegdyś kwintesencja stylu „sex, drugs and rock’n’roll” oraz niechęci do służb mundurowych, o czym świadczy płyta pod tytułem „Menda”.
No cóż, niech mi ktoś powie, że nie żyjemy w wesołym kraju?