PiS zapowiada kadencyjność prezydentów, wójtów i burmistrzów
PiS zapowiada kadencyjność prezydentów, wójtów i burmistrzów. Czy ten pomysł będzie służył samorządom? Na to pytanie odpowiadają nam Krzysztof Łapiński, poseł PiS z okręgu pilskiego i Jakub Rutnicki, poseł PO z okręgu pilskiego.
Kaczyńskiemu przeszkadza silny samorząd, więc chce go zagarnąć - uważa Jakub Rutnicki, poseł PO
Zmiana ordynacji wyborczej i wprowadzenie maksymalnie dwóch kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast jest potrzebna?
Jakub Rutnicki: Absolutnie nie jest potrzebna, lecz jest to pewien pomysł PiS, by dorwać się do władzy w samorządach. Rok 2016 był rokiem niszczenia Trybunału Konstytucyjnego, a rok 2017 będzie próbą wygarnięcia tego, czego Jarosław Kaczyński jeszcze nie ma. Chodzi oczywiście o samorządy, które są najzdrowszą częścią organizmu naszego państwa. Widać, że PiS i prezes Kaczyński nie mają pomysłu, jak merytorycznie i w sposób demokratyczny rządzić w miastach czy gminach, więc chcą zrobić to w sposób najbardziej bezczelny z możliwych. Ponadto, przecież mówi się, że pierwsza kadencja jest tak naprawdę okresem nauki, a następne są czasem szybkiego i dobrego działania. Kaczyńskiemu przeszkadza silny i niezależny samorząd, więc chce go zagarnąć.
Jakub Rutnicki: Jeśli Jarosław Kaczyński mówi o „zasiedzeniu” wójtów, burmistrzów czy prezydentów, to mam dla niego propozycję i apel, by złożył samokrytykę także w stosunku do siebie. Policzmy, ile kadencji w parlamencie ma za sobą Jarosław Kaczyński. Skoro przeszkadza mu obecna wielokadencyjność w samorządach, to dlaczego to samo nie przeszkadza mu w parlamencie?
W jaki sposób dwukadencyjność miałaby pomóc PiS? Przecież nawet w takim przypadku Państwo, jako Platforma, będziecie mogli wystawić innego kandydata, na którego będą mogli zagłosować wyborcy.
Jakub Rutnicki: A dlaczego ci dobrzy samorządowcy, którzy funkcjonują już od dwóch czy trzech kadencji, nie mogą być dalej weryfikowani? Można dostrzec, że PiS próbuje zastraszać samorządowców, jak to miało miejsce w przypadku prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej czy prezydenta Lublina Pawła Żuka. Poprzez działania służb próbuje się ich usunąć ze stanowiska. To jednak nie działa, a mieszkańcy są tym oburzeni, więc znajduje się inne rozwiązanie. Najważniejszą weryfikacją dla samorządowca są wyborcy, którzy oceniają jego pracę. Jarosław Kaczyński ma jednak taki pomysł, by zlikwidować popularnych samorządowców, którzy cieszą się wysokim poparciem. To rozwiązanie niekonstytucyjne, ale przyzwyczailiśmy się, że PiS próbuje siłą zagarniać kolejne stanowiska.
Przedstawiciele PiS twierdzą, że dwukadencyjność zapobiegałaby „zasiedzeniu” się prezydentów czy burmistrzów na ich stanowiskach.
Jakub Rutnicki: To dziwna teoria, bo jeśli prześledzimy sobie poszczególne gminy, zwłaszcza po ostatnich wyborach, to mamy już tylko pojedyncze przypadki, by wójtowie czy burmistrzowie byli na stanowiskach od wielu lat. Poza tym, jeśli Jarosław Kaczyński mówi o „zasiedzeniu”, to mam dla niego propozycję i apel, by złożył samokrytykę także w stosunku do siebie. Policzmy, ile kadencji w parlamencie ma za sobą Jarosław Kaczyński. Skoro przeszkadza mu obecna wielokadencyjność w samorządach, to dlaczego to samo nie przeszkadza mu w parlamencie?
"Poseł pierwszej kadencji najpierw pyta, gdzie jest toaleta"
Źródło: TVN24 / x-news
Krytycy PiS nie zagłosują na nas, nawet po zmianie ordynacji - uważa Krzysztof Łapiński, poseł PiS
Dlaczego tak nagle pojawił się pomysł zmian w samorządowej ordynacji wyborczej?
Krzysztof Łapiński: Ta kwestia w Prawie i Sprawiedliwości była już dyskutowana od kilku lat, a w 2014 r. postulat ten został zapisany w naszym programie. To rzecz, nad którą warto się pochylić, porozmawiać, ponieważ różne mogą być rozwiązania dla propozycji prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Co ma Pan na myśli?
Krzysztof Łapiński: Może być tak, że prezydenci miast, burmistrzowie i wójtowie będą wybierani maksymalnie na dwie pięcioletnie kadencje następujące po sobie. Dziesięć lat to sporo czasu, by zrealizować swoje projekty. Możliwe jest także inne rozwiązanie, czyli dwie czteroletnie kadencje, po których nastąpi przerwa. Po nie taka osoba znów mogłaby się starać o powrót do zarządzania miastem lub gminą. Skoro prezydent Polski jest wybierany na maksymalnie dwie kadencje, nie widzę problemu w tym, by podobny tryb dotyczył samorządowców. Moim zdaniem jednak takie rozwiązania powinny obowiązywać od następnej kadencji.
Czyli zgadza się Pan z konstytucjonalistami, którzy twierdzą, że zmiany w ordynacji nie powinny odnosić się do minionych kadencji?
Krzysztof Łapiński: Tak, uważam, że najuczciwiej byłoby, gdyby proponowane rozwiązania obowiązywały od kolejnych kadencji. Chciałbym by samorządowcy nie byli zaskakiwani, dlatego tak istotne są jasne i czytelne reguły zmian, by obowiązywały one „do przodu”, a nie „do tyłu”.
Krzysztof Łapiński: Stawianie tezy, że tymi zmianami chcemy przejąć pełnię władzy w samorządach, jest błędne, bowiem Platforma Obywatelska, PSL czy Nowoczesna mogą przecież wystawić innych kandydatów i nadal rządzić dużymi miastami. Jeśli wyborcy nie popierają Prawa i Sprawiedliwości, nagle na nas nie zagłosują tylko dlatego, że zmodyfikowana została ordynacja wyborcza.
PiS bardzo często powołuje się na wolę suwerena, tymczasem zmiana ordynacji, może pozbawić ich oddania głosu na osobę, która się sprawdziła.
Krzysztof Łapiński: Jak wspomniałem prezydenta Polski też dotyczą podobne ograniczenia i nikt się z tego powodu nie oburza. W różnych demokracjach to rzecz spotykana, że istnieją ograniczenia w sprawowaniu mandatu. Nie jesteśmy jedyną partią, która chce zmian w tym zakresie, bo takie postulaty zgłaszała również Nowoczesna.
Wasi krytycy i opozycja twierdzą, że chcecie po prostu jak najszybciej odbić samorządy, w tym duże miasta, gdzie PiS do tej pory nie miał wysokich notowań, a co za tym idzie, prezydentów.
Krzysztof Łapiński: Przecież nas te ewentualne zmiany również będą nas dotykać, bo mimo wszystko mamy kilku prezydentów. Stawianie tezy, że tymi zmianami chcemy przejąć pełnię władzy jest błędne, bowiem Platforma Obywatelska, PSL, czy Nowoczesna mogą wystawić innych kandydatów i nadal rządzić dużymi miastami. Jeśli wyborcy nie popierają PiS-u, to przecież nagle na nas nie zagłosują, tylko dlatego, że zmodyfikowana została ordynacja.