PiS boi się, że Andrzej Duda przegra wybory prezydenckie, a Senat celowo przeciągnie prace nad ustawą, by odwołano głosowanie?
Nie chodzi o to, kto przegra, tylko o zabezpieczenie zdrowia naszych obywateli i ich udziału w wyborach. A jaką mamy gwarancję, że w maju prezydent Duda będzie zwycięzcą? - mówi Krzysztof Czarnecki, poseł PiS z Piły, z którym rozmawiamy o uchwalonej w poniedziałek wieczorem ustawie dotyczącej głosowania korespondencyjnego z powodu koronawirusa podczas wyborów prezydenckich.
Wybory prezydenckie mają odbyć się już 10 maja. Od kilku tygodni opozycja przekonuje, że z powodu koronawirusa powinien zostać wprowadzony stan klęski żywiołowej, a w konsekwencji wybory powinny zostać odwołane i odbyć się w innym terminie. Żeby tego nie robić, posłowie PiS wyszli z propozycją przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych.
W poniedziałek projekt ustawy dotyczący głosowania korespondencyjnego trafił do Sejmu i nie został przegłosowany do dalszych prac. Teoretycznie wszystko wskazywało na to, że pomysł przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych upadł.
"Nie chodzi o to, kto przegra, tylko o zabezpieczenie zdrowia naszych obywateli i ich udziału w wyborach. A jaką mamy gwarancję, że w maju prezydent Duda będzie zwycięzcą? - odpowiada opozycji poseł Krzysztof Czarnecki z @PiS_Wielkopolsk
— Norbert Kowalski (@norkowalski) April 7, 2020
Jednak zaledwie kilka godzin później prawie identyczny projekt ustawy ponownie pojawił się w Sejmie. Pod projektem podpisało się troje posłów PiS z Wielkopolski. Byli to Krzysztof Czarnecki, Marta Kubiak i Zbigniew Dolata. Drugi projekt w ciągu kilku godzin został w całości przyjęty przez Sejm i trafi do Senatu.
Dlaczego PiS uważa, że głosowanie korespondencyjne jest lepsze niż odwołanie wyborów?
Krzysztof Czarnecki: Na dzień dzisiejszy rząd musi wykonać obowiązujące przepisy i terminy. Jeśli wskazaliśmy datę 10 maja, to rząd musi zrealizować wszystkie sprawy dotyczące przygotowania, przeprowadzenia i rozstrzygnięcia wyborów. Przesunięcie wyborów jest związane ze stanem nadzwyczajnym, klęski żywiołowej lub wyjątkowym. Wszystkie warunki przeprowadzenia wyborów są przyjmowane przez Sejm tak, by wybory korespondencyjne mogły się odbyć zgodnie z przepisami i ustawą. Przejeżdżając dziś przed instytucjami takimi jak np. samorządy, widać, że stoją przed nimi urny. Petent nie ma bezpośredniego kontaktu z pracownikiem, lecz wrzuca wniosek do urny i tak to funkcjonuje od kilku tygodni. Czyli jest coś, co już funkcjonuje i się sprawdza. Idąc tym kierunkiem, wyborca wrzuci głos do urny, a komisja je przeliczy. To jest najbezpieczniejsza forma wyborów.
Wspominał Pan, że odwołanie wyborów jest możliwe po wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej. Takiego stanu, w pana ocenie, jeszcze nie mamy?
Aktualnie cały budżet, który niedawno został zatwierdzony przez Sejm, jest realizowany. Nie ma żadnych decyzji dotyczących zmian zapisów budżetowych. Ponadto realizowany jest pakiet inwestycji zapisanych w budżecie. Dopiero po czasie rząd będzie wiedział, jaki jest faktyczny stan gospodarki i czy może ona funkcjonować.
Pan mówi o gospodarce, ale spójrzmy za okno i wprowadzone już obostrzenia. Ograniczona została możliwość wychodzenia na dwór czy spotykania się ludzi. Pozamykane są sklepy, szkoły, urzędy itp. Tak nie wygląda stan klęski żywiołowej, który jedynie nie jest wprowadzony formalnie?
Wszystko realizowane jest zgodnie z zapisami ustaw. Jeśli mówimy o stanie klęski żywiołowej, wiąże się to z przejęciem steru zarządzania gospodarką. Jeśli słyszę od osób atakujących rząd, które są z opozycji, że będą regulowały wynagrodzenia i proponują, by zarobek nie był większy niż 2600 zł brutto, to jestem ciekawy, jak społeczeństwo zareagowałoby na to.
Dlaczego posłowie PiS w poniedziałek wieczorem ponownie zgłosili prawie taki sam projekt ustawy dotyczący głosowania korespondencyjnego, mimo że kilka godzin wcześniej został on odrzucony przez Sejm?
Tak jak mówiłem na początku, dziś obowiązuje harmonogram i kalendarz wyborczy, do którego musimy się przygotować. Natomiast decyzje będą zapadały zapewne po drugiej połowie kwietnia. Jednak gdybyśmy nie mieli tych przepisów, to wybory byłyby przeprowadzone metodą tradycyjną, a to byłoby naprawdę niebezpieczne.
Skoro projekt dotyczący wyborów korespondencyjnych początkowo został odrzucony, to nie był to dla państwa znak, że posłowie nie chcą takich wyborów i należy je odwołać po wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej?
To nie jest tak do końca. Dwóch posłów przekazywało informację, że nie tak zostały wysłane głosy. Pewnie byłyby mniejsze emocje, gdyby te 230 głosów było w pierwszym głosowaniu. Stało się, jak się stało. Natomiast drugie głosowanie pokazało, że większość rządząca chce przygotować, zgodnie z obowiązującymi prawami, najbezpieczniejsze wybory, jakie można przeprowadzić, nie mając bezpośredniego kontaktu między wyborcą a komisją wyborczą, czyli to, co sprawdza się w wielu państwach na zachodzie.
Mówi pan o obowiązujących prawach, ale wielu ekspertów, w tym prof. Maciej Gutowski, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu, podkreśla, że poniedziałkowe wydarzenia w Sejmie to łamanie konstytucji a najbliższe wybory nie będą zgodne z konstytucją...
Co prawnik, to ma swoje zdanie. Ale opieranie się na jednym zdaniu jest jak dobieranie sobie prawnika do danej opinii, który dobierze do tego odpowiednie przepisy prawne.
A partia rządząca nie słucha się tylko tych prawników, którzy mówią zgodnie z jej poglądem i jej odpowiadają?
Proszę przeanalizować, jakie były zmiany dotyczące przeprowadzenia wyborów i fakt, że w późniejszym etapie wsłuchaliśmy się w obawy społeczeństwa, które czuło się zagrożone, biorąc bezpośredni udział w wyborach. Dlatego zmieniliśmy sposób głosowania.
Załóżmy hipotetycznie, że osoba, która jest zameldowana w jakiejś miejscowości, przeprowadziła się do innego miasta i nie weźmie udziału w wyborach oraz nie zwróci karty do głosowania, bo nie będzie jej w miejscu zameldowania, gdzie prawdopodobnie zostanie wysłana karta. Czy taka osoba trafi na trzy lata do więzienia zgodnie z uchwalonymi przez PiS przepisami?
Niech pan weźmie pod uwagę, że dziś rejestr wyborców jest tworzony w gminie. Według tego, co zostanie przekazane przez gminę, tam zostaną wysłane karty. Dzisiaj jest też ograniczenie poruszania się między miejscowościami, które pewnie po jakimś okresie zostanie poluzowane. Aktualnie przygotowujemy się na ekstremalne warunki, które mogą panować w maju. To tylko zabezpieczenie się.
Spytam jeszcze raz. Czy trafię do więzienia, jeśli nie będę w stanie zagłosować i zwrócić karty? Takich osób, które przebywają za granicą lub w innych miejscach niż są zameldowane jest wiele.
To nie jest tak do końca. To musiałyby wystąpić ekstremalne warunki. Wybory prezydenckie są dobrowolne i nie każdy musi oddać swój głos. Ale musi mieć pan świadomość, że może dojść też do fałszowania, czy podpisania karty za inną osobę. W kopercie będą pewne oświadczenia i instrukcje, jak zagłosować.
Nadal jednak nie wiem, co z osobami, które nie będą mogły zagłosować, bo ich po prostu nie będzie tam, gdzie zostanie wysłana karta. I czy można mówić o dobrowolności wyborów, skoro za nieoddanie karty grożą trzy lata więzienia?
Jeśli ma pan kontakt z gminą, gdzie jest rejestr wyborców i nie wprowadzi pan informacji, że będzie przebywał w innym miejscu, to karta do głosowania zostanie wysłana tam, gdzie przekazała to gmina w rejestrze wyborców.
Czyli obywatel sam musi zadbać o to, żeby nie trafić do więzienia?
Jeszcze raz tłumaczę, że wybory są dobrowolne. Trzeba się zabezpieczyć, by nie doszło do fałszowania. Pewnie będą próby dotyczące fałszowania wyborów, dlatego trzeba wypuścić taki sygnał. W każdych wyborach od 1990 roku każdy mógł otrzymać dokument i zagłosować w innej miejscowości. Dlatego też jest kwestia przekazywania rejestrów wyborców przez gminy.
W przegłosowanej przez państwa ustawie znalazł się zapis o możliwości zmiany terminu wyborów przez marszałka Sejmu. To ewenement, o którym prawnicy mówią, że jest niezgodny z konstytucją.
Pani marszałek ma trzy terminy, w których mogą odbyć się wybory. To 3, 10 i 17 maja. Prosiłbym jednak, żeby jeszcze poczekać w tej kwestii.
Opozycja mówi wprost, że PiS chce przeprowadzić w maju wybory prezydenckie, bo boi się, że za kilka miesięcy Andrzej Duda przegra. Boicie się Państwo?
Dzisiaj nikt nie jest pewny wygranych wyborów. Z jednej strony opozycja mówi, że nie bierze udziału w wyborach, a kandydaci biorą udział w różnych wydarzeniach, wypowiadają się, atakują urzędującego prezydenta. Ta kampania jest w ograniczonym stopniu, ale udostępniona dla wszystkich kandydatów. Dziś każdy bierze udział w wyborach, bo nikt się z nich nie wycofał.
Nikt nie neguje tego, że kandydaci opozycji biorą udział w wyborach, ale pytanie dotyczyło tego, czy PiS boi się przegranej Andrzeja Dudy w późniejszym terminie i dlatego chce teraz przeprowadzić wybory?
Nie chodzi o to, kto przegra, tylko o zabezpieczenie zdrowia naszych obywateli i ich udziału w wyborach. A jaką mamy gwarancję, że w maju prezydent Duda będzie zwycięzcą?
Ustawa o wyborach korespondencyjnych trafi teraz do Senatu, który ma 30 dni, by się nią zająć. Liczycie się z tym, że Senat może celowo przeciągać prace nad tą ustawą?
Dlatego jest ta druga data (17 maja – przyp. red.).