Piotr Skrzynecki. Możliwy tylko w Krakowie. Wspomnienie artysty
Piotr Skrzynecki był legendą za życia, sam kreował swój artystyczny wizerunek. Stał się uosobieniem artystycznej krakowskiej cyganerii. Warszawiak z urodzenia, krakowianin z wyboru jest symbolem Krakowa jak hejnał z wieży Mariackiej. 12 września świętowałby 93. urodziny.
Kochali go artyści, uwielbiali krakowianie, kłaniali się w pas wielbiciele niskogatunkowych trunków z Plant, bywał za pan brat ze wszystkimi. Władza za jego wolnym duchem nie przepadała. Podobno radziecki konsul zgłosił oficjalny protest przeciwko piwnicznym realizacjom „podważającym sojusze” bratnich narodów. Metodycznie ignorował cenzurę i choć piwniczny kabaret nie był polityczny, zamykano Piwnicę nie jeden raz.
Zwykłe dni zamienia w niedziele
Skrzynecki żył jak młodopolska cyganeria artystyczna, nie dbając o sprawy materialne; długo nie miał w ogóle mieszkania, zdarzało mu się nocować na ławce, a w czasie studiów na waleta w akademikach, w nocnych tramwajach, czy odstawionych na bocznicę wagonach kolejowych. Jednak prowadząc taki tryb życia, zawsze miał na sobie czystą koszulę, czasem ktoś mu pożyczył, a często prał swoją i zakładał na siebie jeszcze mokrą.
Kiedy w 1960 roku złamał nogę, zaprosiła go do swojego mieszkania na placu Na Groblach Janina Garycka, współzałożycielka i kierownik literacki Piwnicy. Zasiedział się tam na ponad dwadzieścia lat. „Na ogół żyję prawie bez pieniędzy, oszczędzam, kalkuluję” - mówił w jednym z wywiadów.
Nie goni za pieniędzmi, karierą i sławą. „Lubi śmiech, muzykę, kwiaty, blask świec.” Zwykłe dni zamienia w niedzielę.
Artystka Piwnicy Aleksandra Maurer: „Zadzwonił, że musimy się koniecznie spotkać. Spóźnił się, bo pośpiech poniża człowieka. Kapelusz z piórkiem, długi, ciemny płaszcz, zapewne dar od Ruth Buczyńskiej, piękny kaszmirowy szalik od Krysi Zachwatowicz i pana Andrzeja Wajdy.”
„Z pozoru rozchełstany, niesystematyczny, nieuporządkowany, wiecznie spóźniający się i niefrasobliwy. Z pozoru. W tym szaleństwie była metoda. Metoda na przeciwstawienie się mechanizmowi: więcej, szybciej, drożej!” - wspomina Rafał Jędrzejczyk, aktor Starego Teatru.
W wianuszku wielbicieli zdawał się pozostawać samotny, wspominają dawni przyjaciele.
On sam mówił, że alkohol i papierosy pomagają mu zabić nieśmiałość.
Jan Nowicki, który ze Skrzyneckim był „per pan” choć łączyła ich prawdziwa przyjaźń, w jednym z wywiadów wspominał: „Pan Piotr stanowi o naszym samopoczuciu i próbuje nam pomóc w zachowaniu równowagi. On przywraca czuciom właściwe proporcje. Pan Piotr wszystko wszystkim rozdaje, ale jest w nim jakaś głęboka tajemnica, którą chowa tylko dla siebie. To mój przyjaciel - wykreowałem go sobie”.
Był ze wszystkimi za pan brat, ale bardzo nielicznych dopuścił do bycia blisko.
Możliwy tylko w Krakowie
Choć jest symbolem Krakowa, nie urodził się pod Wawelem, przyjechał do miasta w 1951 roku, jak wielu innych, na studia. I, jak wielu innych, pokochał Kraków. Mówił, że nie umie bez niego żyć.
Kiedy w latach sześćdziesiątych, będąc na stypendium w Paryżu, podjął się pracy w magazynie z gadżetami dla magików, chyba nawet mu się spodobało, ale wytrzymał tam ledwo kilka miesięcy, choć Paryż uwielbiał. Upił się i wrócił do Krakowa. Nawet w czasie stanu wojennego, który zastał go w również w Paryżu, wrócił do Krakowa, do Piwnicy.
Urodził się 12 września 1930 r. w Warszawie. Wojnę spędził w Makowie Podh., potem w Zabrzu, na koniec zamieszkał z matką w Łodzi. Tam rozpoczął studia, najpierw w Wyższej szkole Ekonomicznej, potem w Państwowej Szkole Instruktorów Teatrów Ochotniczych.
Gdy ją ukończył, przyjechał do Krakowa studiować historię sztuki i robić teatry amatorskie w Nowej Hucie i Zarządzie Wodociągów Miejskich. Studiów nie ukończył, w indeksie wciąż brakowało zaliczenia studium wojskowego, ale teatry amatorskie zakładał i prowadził z powodzeniem.
Jerzy Turowicz, naczelny „Tygodnika Powszechnego” mówił: „Może to jest patriotyzm lokalny, ale sądzę, że Piotr Skrzynecki jest możliwy tylko w Krakowie”.
„Piwnica pod Baranami, która jest wizytówką kultury polskiej w skali światowej, nie mogła powstać i istnieć bez niego. Jest swego rodzaju paradoksem, że ten kabaret, w zasadzie niepolityczny, a polityki dotykający tylko z życzliwa ironią, odgrywał w Polsce Ludowej ważną rolę polityczną, dzięki swej absolutnej niezależności, co wtedy zresztą było przyczyną jego wielu kłopotów. Zespół Piwnicy się zmienia, a przecież kabaret ten jest ciągle ten sam. Co jest zasługą Piotra Skrzyneckiego” - pisze teatrolog Janusz R. Kowalczyk.
Piwnica była jego życiem, piwniczni artyści rodziną. Nie umiał żyć bez kabaretu - powtarzał to zawsze wracając z lepszego świata do Krakowa.
Genius loci Piwnicy
Nie umiał żyć bez Piwnicy. Zorganizował ją w 1956 roku wraz z przyjaciółmi w podziemiach Krakowskiego Domu Kultury w Pałacu Pod Baranami i z miejsca stała się punktem spotkań studentów artystycznych kierunków.
Ryszard Horowitz, fotografik wspomina, że Piwnica była dla nich, studentów drugim domem. „Cały dzień czekało się na wieczór, kiedy można było wreszcie pójść Pod Barany i często siedzieć tam do rana. Co najdziwniejsze, nawet moja nadopiekuńcza mama nigdy nie robiła mi wyrzutów, kiedy wracałem z Piwnicy o świecie” - wspomina w książce „Życie niebywałe. Wspomnienia fotokompozytora”.
Pierwszy program kabaretowy w Piwnicy odbył się w grudniu 1956 roku. Sam Skrzynecki mówił: „Nie zamierzałem występować. Wyszedłem na scenę przypadkiem. Spodobałem się pani Hannie Olczakowej, która rozgłosiła to publicznie”.
Klimat miejsca stworzył on - w czarnym kapeluszu z piórkiem, w pelerynie, z nieodłącznym dzwoneczkiem.
„Był artystą niepowtarzalnym, całkowicie wolnym i niezależnym, żył bez obowiązków, bez zegarka i kalendarza, bo jedyne trwałe i poważne więzy łączyły go tylko z własnym kabaretem, a najważniejsza dla niego była tylko chwila, która właśnie trwała” mówiła o Skrzyneckim Dorota Terakowska.
Był kierownikiem i konferansjerem Piwnicy aż do śmierci w 1997 roku. Dzwoneczkiem zapowiadał kolejne kabaretowe spektakle. Horowitz wspomina: „Musiałeś go poznać, kiedy już bywałeś w Piwnicy tak, jak ja bywałem. A kiedy go poznałeś, musiałeś go pokochać. Piotr Skrzynecki. Był naszym mistrzem i guru tak w sprawach sztuki, jak i życia”.
Bywali w Piwnicy notable, szacowne damy i ci, co zwyczajnie chcieli się zabawić.
Piwnica i Skrzynecki stworzyli artystów, którzy wielkimi literami wpisali się w historię polskiej kultury: Ewę Demarczyk, Krzysztofa Komedę, Marka Grechutę. Współpracowali i występowali: Wiesław Dymny, Leszek Długosz, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Anna Szałapak, Zbigniew Preisner, Krystyna Zachwatowicz, Grzegorz Turna, Jacek Wójcicki. Tu rodził się polski jazz.
Kolorowy ptak
Krakowianie pamiętają korowody, których inicjatorem był Skrzynecki, od lat 70. organizował rekonstrukcje historyczne takie jak hołd pruski czy przysięga Kościuszki, bal do białego rana z okazji upadku komuny.
W Krakowie był kolorowym ptakiem, sam kreował swój wizerunek.
Ile z opowiadanych przez niego historii zdarzyło się w takim kształcie, w jakim przetrwały? Obdarowałby swoimi „przygodami” kilka życiorysów.
„Niesamowitych przygód, jakich doświadczał Piotr, mógłby mu pozazdrościć sam baron Münchhausen. Kiedyś opalającego się na bulwarach pod Wawelem Skrzyneckiego zmorzył sen. Ktoś mu zrobił niewybredny kawał i podprowadził ubranie. Dokumentnie całe. Obudziły Piotra histeryczne krzyki: ‘Zboczeniec, zboczeniec!’. Zgorszone nauczycielki, prowadzące dziatwę szkolna na Zamek Królewski, wezwały milicję. Patrol rzeczny zgarnął nagiego Piotra do motorówki, woził tam i z powrotem po Wiśle, dopóki Teresa Stanisławska, redaktor naczelna zaprzyjaźnionej redakcji „Echa Krakowa” - gdzie piwniczny animator drukował recenzje z wystaw - nie skompletowała mu zastępczego przyodziewku” wspomina Janusz R. Kowalczyk.
Jego sława wykraczała poza Kraków. Kowalczyk wspomina wspólny pobyt w Zakopanem z okazji występów.
„Rano wybraliśmy się do Doliny Kościeliskiej. Piotr się oddalił i nie mogliśmy go znaleźć. Szukamy, wypatrujemy kapelusza. Nagle pojawił się góral. Pytamy: „Baco, nie widzieliście takiego pana w kożuchu, szerokim kapeluszu i z brodą”. A on tak spojrzał na nas z politowaniem i odparł: „O pana Skrzyneckiego pytocie?”.
Zmarł mając zaledwie 66 lat. Gdy trzy lata przed śmiercią otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta Krakowa, podczas uroczystości w imieniu radnych mówił Marek Rostworowski:
„Piotr Skrzynecki, krakowianin z wyboru, w czasie wielkiej opresji stworzył tu miejsce, gdzie niby żartem, lecz całkiem serio, nie ‘wpół’, ale bez kompromisów, publicznie broniono wartości i przeciwstawiano się przemocy i kłamstwu; miejsce, w którym była i jest kultywowana autentyczna polska kultura”.
Konwalie na Rynku Głównym
Bez niego wielu nie wyobrażało sobie krajobrazu krakowskiego Rynku tak, że z inicjatywy Zbigniewa Preisnera przy stoliku kawiarni Vis-a-Vis w pobliżu Piwnicy stanął jego pomnik - odlew z brązu, do którego po prostu można się przysiąść.
Zazwyczaj są tam też świeże kwiaty, bo pan Piotr lubił kwiaty. A najbardziej konwalie.
Pisząc tekst korzystałam z książki Joanny Olczak-Ronikier „Piotr”, Janusza R. Kowalczyka „Powrót do moich Baranów” oraz cyklu Krakowskiego Forum Kultury „Każdy ma swoją opowieść o Piotrze S.”