Piotr Nowak, ostatni z Breakoutów na scenie
Piotr Nowak, obecnie lider zespołu Piotr Nowak Band, wspomina występy z Tadeuszem Nalepą i opowiada o swoim nowym zespole.
4 marca minęła 10. rocznica śmierci Tadeusza Nalepy. Wystąpił pan na koncercie poświęconym pamięci Miry Kubasińskiej i Tadeusza Nalepy. Jest pan ostatnim żyjącym muzykiem zespołu najpierw Blackout, a potem Breakout.
Zgadza się. Najpierw zmarła Mira, to było w 2005 roku, Tadeusz odszedł dwa lata później, a perkusista, Józef Hajdasz, w maju 2015 roku. Z muzyków zostałem tylko ja. Ale żyje też nasz znakomity autor tekstów, Bogdan Loebl. Utrzymuję z nim bardzo serdeczny kontakt. To jeden z twórców zespołu.
Jak pan trafił do zespołu?
Nie chwaląc się, muszę zaznaczyć, że jestem jedynym basistą, który grał z Tadeuszem Nalepą zarówno w grupie Blackout, jak i Breakout, a potem w jego solowych projektach. Do Blackoutu przyszedłem w 1966 roku na miejsce Andrzeja Soleckiego. Z Tadeuszem poznaliśmy się w Rzeszowie na przeglądzie w kinie Świt. Powiedział:
Piotrek, przychodzisz na bas. Ale teraz na basie gra Krzysiu Potocki. Andrzej Solecki odchodzi na studia, więc ty na razie wskakujesz na jego miejsce na gitarę. Kiedy Krzysztof kupi sobie jakiś klawisz, to wskoczy na niego, a ty na bas.
Ale Krzysiu Potocki poszedł do Niebiesko-Czarnych, a w jego miejsce przyszedł Krzysiu Dłutowski. Na początku skład Blackoutów był więc taki: Tadeusz na gitarze, ja na basie, na organach Krzysztof Dłutowski, za bębnami siedział Józiu Hajdasz. Śpiewała Mira Kubasińska, Stan Borys, wtedy jeszcze Stanisław Guzek i oczywiście Tadeusz. A ja sobie w chórkach podśpiewywałem (śmiech).
W roku 1968 odszedłem z Blackoutów. W tym czasie Tadeusz zmienił nazwę zespołu na Breakout. Z zespołu odszedł Stan Borys. Uważam, że z korzyścią zarówno dla Stana, jak i dla Nalepy. Zespół wyjechał wtedy do Holandii, grali w klubach. Kiedy wrócili, Tadeusz zadzwonił do mnie i przyszedłem do Breakoutu. Wtedy w składzie byłem ja, Tadek i Józiu oraz Mira. No i współpracujący z zespołem Włodzimierz Nahorny. Zagraliśmy na festiwalu w Sopocie, sporo graliśmy na Wybrzeżu i wyjechaliśmy po raz drugi do Holandii. Tam odbył się piękny koncert, transmitowany na żywo, w ośrodku telewizyjnym w Hilversum. Później, już z Włodkiem Nahornym, który dojechał ze Szwecji, zagraliśmy w Hadze jako support przed Led Zeppelin, potem na festiwalu bluesowym w Essen, a stamtąd pojechaliśmy do Berlina Zachodniego, gdzie zagraliśmy w Operze Berlińskiej.
Z Holandii przywieźliście znakomity sprzęt i podobno dolary szmuglowaliście?
Sprzęt tak, znakomity, ale szmuglu nie było (śmiech).
Jak wspomina pan pracę w zespole? Jak się pracowało z Nalepą?
Tadeusz łatwym człowiekiem nie był, ale był niekwestionowanym liderem, szefem i ja tak go traktowałem. Był surowy, wymagający, ale był też znakomitym przyjacielem. I znakomitym muzykiem, który zrobił wiele dobrego dla polskiego bluesa.
W 1969 roku po raz kolejny odszedł pan z zespołu. Dlaczego?
To moje odejście było planowe. Ożeniłem się i wyjechałem do Gorlic. Zresztą, jak przychodziłem do Breakoutów, powiedziałem Tadkowi, że będę się żenił i odejdę. Cały czas mieszkałem w Gorlicach. Ale miałem kontakt z Tadkiem na bieżąco. On u mnie bywał, ja bywałem u niego, często dzwoniliśmy do siebie. Grałem w knajpach, po weselach, czego się nie wstydzę, miałem też bandy bluesowe, ale od 20 lat grywałem jedynie sporadycznie.
Jak to się stało, że powrócił pan na profesjonalną scenę?
Poznałem rzeszowskiego muzyka Roberta Bartusika. To on mnie przekonał do powrotu. No i zacząłem śpiewać! Robert to dzisiaj mój serdeczny, choć młody przyjaciel. Cały ten mój zespół jest młody, młodszy od moich dzieci.
Jak pan poznał Roberta?
4 marca 2015 roku Robert, który wali w bębny, razem ze swoim zespołem grał koncert z okazji rocznicy śmierci Nalepy w studiu Radia Rzeszów. Grali z nim Sebastian Stachurski na gitarze i Wojtek Kwieciński na basie. Do udziału w tym koncercie zaprosił ich Czesław, brat Tadeusza Nalepy. Po koncercie powiedziałem im, że fajnie grają. Wtedy Tadeusz Niedzielski i Andrzej Klee z Radia Rzeszów zaproponowali, byśmy zrobili coś razem. Ja się akurat spieszyłem, więc odpuściłem temat, ale Robert wziął ode mnie numer telefonu i zaczął mnie do tego projektu namawiać. Skomponował jakiś utwór i uznał, że to ja powinienem go zaśpiewać. To była świetna muzyka, w klimacie Breakotów. Napisał nawet tekst do tego utworu, ale nie był z niego zadowolony. Z propozycją napisania tekstu zwróciłem się do mojego przyjaciela, Andrzeja Stasiuka, ale odmówił. Powiedział, że on jest prozaikiem a nie poetą. Zaproponowałem, żeby tekst zrobić z tytułów piosenek Breakoutów. Sam nie mogłem sobie poradzić, więc poprosiłem o napisanie przyjaciela, Arkadiusza Zawilińskiego. Kiedy tekst był gotowy, zadzwoniłem do Bogdana Loebla, żeby tego utworu nie potraktował jako plagiat, w końcu składał się z tytułów jego piosenek. Bogdan stwierdził, że zestawienie tytułów to żaden plagiat.
Gdy wysłałem mu tekst, oddzwonił i powiedział, że jest znakomity i żebym nagrywał. To nagrałem, choć byłem mocno zdziwiony, że to ja mam śpiewać (śmiech). Kiedy wysłaliśmy mu gotowy utwór, bo o to prosił, zapytał Roberta: „kto to śpiewa?”. Robert odpowiedział, że ja. Później Loebl do mnie zadzwonił: „k…, dlaczego ciebie Nalepa do mikrofonu nie dopuścił?”.
Utwór spodobał się także bratu Tadeusza, jego żonie Grażynie i synowi Piotrowi. Nosi tytuł „Pamięć” i znalazł się na naszej debiutanckiej płycie. Jest na niej sześć utworów Roberta, z czego pięć - poza „Pamięcią” - jest jego pełnego autorstwa: muzyka i tekst. Dalej: dwa bardzo piękne utwory Sebastiana, w tym jeden do tekstu Bogdana Loebla, a drugi do tekstu Zbigniewa Działy, wokalisty RSC. Jeden utwór „Dziewczyna moja” jest mój, ponownie do tekstu Arkadiusza Zawilińskiego. Odtworzyłem go z pamięci sprzed 50 lat. W grupie Blackout wykonywaliśmy go z Andrzejem Soleckim. Nie był nagrany na żadnej płycie, ani nie był nigdzie zapisany. Trochę zapamiętałem, trochę dopisałem ...
A w tym roku dostajemy od Was kolejną płytę. Już w sobotę, 1 kwietnia, będziecie ją promować podczas koncertu w WDK w Rzeszowie. Czyli współpraca kwitnie?
Tak, zespół Piotr Nowak Band ma się dobrze. Występujemy w składzie: Piotr Nowak - wokal, bas; Robert Bartusik - bębny, wokal; Marcin Dyś - klawisze, wokal; Wojciech Kwieciński - bas, wokal; Sebastian Stachurski - gitary, wokal. Zapraszamy na nasze koncerty.