Zwykł mawiać: „To ja jestem ten »Pineza«, o którym piszą gazety”. I po takiej deklaracji wymiękali najwięksi twardziele. Długo był bezkarny, w końcu trafił jednak za kratki - na 14 lat. Wyszedł i ponownie ma kłopoty z prawem.
Pineza”, czyli tak naprawdę pochodzący z Opola gangster Henryk P., oraz kilkanaście innych osób podejrzewani są o nielegalny obrót paliwami w ramach karuzeli VAT-owskiej.
- Chodzi o miliony złotych, które miał stracić Skarb Państwa - informuje prokurator Anna Zimoląg z Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu, która nadzoruje postępowanie w tej sprawie.
Śledczy zarzucają „Pinezie” udział w grupie zajmującej się popełnianiem przestępstw karnych i skarbowych polegających na dokonywaniu uszczupleń podatkowych, poświadczaniu nieprawdy w dokumentach oraz praniu brudnych pieniędzy.
Henryk P. jest na wolności. Policji nie udało się go zatrzymać. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, opolscy kryminalni na zlecenie wrocławskiej prokuratury byli u niego w domu, jednak „Pinezy” nie zastali.
- Wydaliśmy za Henrykiem P. list gończy - przyznaje prokurator Anna Zimoląg.
Wcześniej wrocławska prokuratura zastosowała zaoczny czternastodniowy areszt, który liczy się od dnia zatrzymania poszukiwanego.
„Teraz leży na Karaibach i baluje z fajnymi laskami, postanowił na koniec trochę pożyć, przecież chłop ma już ponad pięć dych, to już była ostatnia prosta” - napisał na forum nto pod informacją o kolejnych kłopotach „Pinezy” internauta o nicku Gość.
Zobacz też: "Sumienny i sympatyczny pracownik". Luigi B. robił świetną pizzę i nie wzbudzał podejrzeń
Henryk P. jest doskonale znany opolskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Z więzienia w Strzelcach Opolskich wyszedł w 2014 roku. Odsiadywał tam karę 15 lat więzienia, m.in. za posiadanie i handel bronią, wymuszenia rozbójnicze, czerpanie korzyści z prostytucji, zlecenie włamania, wyłudzenie dodatku mieszkaniowego i inne oszustwa.
W zakładzie karnym spędził 14 lat. Złożył wniosek o przedterminowe zwolnienie, który Sąd Okręgowy w Opolu odrzucił. Odwołał się jednak do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, który nakazał wypuścić Henryka P. na wolność.
Już na pierwszy rzut oka budził respekt. Prawie dwa metry wzrostu, silnie zbudowany i te rysy twarzy... Henryk P. ps. Pineza przez kilka dobrych lat, metodycznie pracował na złą sławę, dorabiając się opinii szefa opolskiego półświatka. Był brutalny i bezwzględny. Odsiedział wyrok 15 lat więzienia. Teraz znów ma kłopoty...
Henryk P. pochodzi ze Stargardu Szczecińskiego. Do Opola przyjechał na początku lat 90. Pracował na ubojni w nieistniejących już zakładach mięsnych, gdzie odrabiał wojsko. Tam też poznał przyszłą żonę. Z czasem postanowił w inny sposób zarabiać na życie. Kiedy jeszcze był na etacie, dorabiał na „bramce” w legendarnym SCK-u (Studenckie Centrum Kultury działające w miasteczku akademickim przy Uniwersytecie Opolskim), ale porządki zaprowadzał też w innych ówczesnych klubach w Opolu. Potem poszło już z górki...
Zaczynał u „Konrada”
Pierwszym opolskim watażką, o którym zrobiło się głośno w latach 90., był Konrad J. ps. Konrad. Wsławił się między innymi tym, że grupce osób grających w pokera zrabował 15 tys. złotych. Jednemu z nich przystawił pistolet do głowy i zabrał pieniądze. „Konrad” był kojarzony jako szef opolskiego półświatka związanego w tamtych czasach z lokalem „Corrado” na opolskich Chabrach. Gangster źle skończył. Pod koniec lat 90. pędził swoim jaguarem drogą nr 45 Opole - Racibórz. W okolicach dzisiejszego węzła autostradowego Opole Południe (dawna Dąbrówka) uderzył w rowerzystę przejeżdżającego w poprzek drogi. Ciało rowerzysty wyleciało w powietrze, a potem spadło, zmiażdżyło dach i przednią szybę jaguara, zabijając Konrada J.
To właśnie u „Konrada” przestępczą karierę zaczynał „Pineza” i po śmierci pryncypała zajął jego miejsce.
- Zarabiał na kontrolowaniu prostytucji: czerpał korzyści z agencji towarzyskich założonych przez wspólnika, ale przede wszystkim wymuszał haracze od sutenerów bułgarskich tirówek - mówi jeden z opolskich policjantów, który był kryminalnym w tamtych czasach.
Kult siły i pieniądza
Za każdą z dziewcząt dostawał 300 marek, w złotym okresie wychodziło po 70 tysięcy marek miesięcznie. Henryk P. czerpał też korzyści z agencji towarzyskich założonych przez wspólnika, ale przede wszystkim wymuszał haracze. Miał opinie bezwzględnego, więc wszyscy płacili. Swoje robiła też jego sylwetka. Postawny facet, prawie dwa metry wzrostu, wysoki, napakowany.
„Zawsze bliski mu był kult siły i pieniądza. Schlebiało mu, gdy nazywano go bossem opolskiej mafii” - pisze Maciej Nowak w książce „Kilerzy, gangsterzy i zakochani mordercy, czyli pitawal opolski”, w której oczywiście nie brakuje rozdziału poświęconego Henrykowi P.
Zawsze bliski mu był kult siły i pieniądza. Schlebiało mu, gdy nazywano go bossem opolskiej mafii
Najcięższe przestępstwa, których dopuścił się „Pineza”, to między innymi wymuszenie rozbójnicze na Adamie K., przedsiębiorcy z branży mięsnej z województwa śląskiego. Od jesieni 1998 roku do lutego 2000 roku Henryk P. wraz ze swoimi kompanami ściągali od biznesmena rzekomy dług. Nie stronili od wywożenia go do lasu. Łącznie zabrali mu około 40 tysięcy złotych, kilkaset kilogramów mięsa i wędlin za 10 tysięcy oraz sprzęt rtv. i agd. wart około 2,5 tys. złotych. Adam K., by móc płacić gangsterom, zadłużał się. Swych zobowiązań nie spłacił, przez co trafił do więzienia. Drugie najpoważniejsze przestępstwo „Pinezy” to rozbój w Opolu na handlarzu złota z Nysy, w agencji towarzyskiej Savage. Poszkodowanego pobito, gaszono mu na głowie papierosy, grożono gwałtem. Zabrano pieniądze, zegarek, biżuterię wartości około 13 tysięcy złotych.
Przyszła kryska na...
Kariera Henryka P. ps. Pineza zakończyła się wiosną roku 2000. On i jego ludzie zostali zatrzymani przez Centralne Biuro Śledcze. Rozpracowywaniem grupy zajmowało się też dwóch prokuratorów z wydziału przestępczości zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Opolu. Ich zdaniem działalność Henryka P. i jego kompana Seweryna T. w okresie od czerwca 1998 do czerwca 2000 w ramach zorganizowanej grupy przestępczej wprowadziła realne zagrożenie dla praworządności na terenie Opolszczyzny i ościennych województw. Działali brutalnie i bezwzględnie, egzekwowali mniej lub bardziej wyimaginowane długi. Wprowadzili swoisty kult „Pinezy”, którego miał się obawiać każdy, kto się z nim zetknął.
- Jego proces był pierwszym w historii Opolszczyzny dotyczącym zorganizowanej grupy przestępczej - mówi jeden z ówczesnych policjantów, którzy zajmowali się rozpracowywaniem Pinezy. On i jego ludzie na salę sądową doprowadzani byli przez antyterrorystów, przy zachowaniu nadzwyczajnych środków ostrożności, nieznanych wcześniej opolskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Sąd zamieniał się na te parę godzin w prawdziwą twierdzę. Henryk P. miał też status „N”, czyli więźnia szczególnie niebezpiecznego.
W 2005 roku usłyszał wyrok - 15 lat więzienia, między innymi za posiadanie i handel bronią, wymuszenia rozbójnicze, czerpanie korzyści z prostytucji, zlecenie włamania i inne oszustwa. Ale jeden z zarzutów prokuratury dotyczył również wyłudzenia świadczeń socjalnych od opolskiego urzędu miasta. Pineza jeździł luksusowym bmw, oplem tigrą i chevroletem cammmaro, ale przedstawił dokumenty świadczące o fatalnej sytuacji materialnej jego rodziny. Dzięki temu od 1994 roku boss przestępczego światka żył na koszt społeczeństwa, korzystając... z pełnej dopłaty do mieszkania w wysokości 360 zł miesięcznie.
Natomiast w sierpniu 2009 roku sąd uznał, że Henryk P. i jego kompani działali w zorganizowanej grupie przestępczej. Jej członkowie wspólnie przygotowywali przestępstwa, dokonywali ich, w grupie był też system kar i nagród. W związku z tym dodano mu 2,5 roku więzienia.
Na pokutę do Strzelec
Opolski wymiar sprawiedliwości połączył mu jednak te kary w łączną - 15 lat więzienia. Za grzechy pokutował w więzieniu w Strzelcach Opolskich. Schedę po mężu przejęła jego żona Małgorzata. To ona prowadziła agencję towarzyską w Krapkowicach. Dziewczyny mówiły o niej „Szefowa”. W grypsach przesyłanych z aresztu mąż instruował ją, od kogo ma ściągać zaległe pieniądze.
„Pinezową” oraz jej prawą ręką - „Szeryfa” zatrzymano w listopadzie 2000 roku. Ona również usłyszała wyrok.
Henryk P. na wolność wyszedł trzy lata temu.
- W ramach przedterminowego zwolnienia - mówi Ewa Kosowska-Korniak z biura prasowego Sądu Okręgowego w Opolu.
Wprawdzie Sąd Okręgowy w Opolu odrzucił prośbę skazanego, jednak ten odwołał się do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, który przychylił się do jego wniosku.
Teraz chodzi o miliony
Po kolejnych trzech latach śledczy znów wzięli „Pinezę” na celownik. Tym razem chodzi o przekręty podatkowe, grube miliony złotych. Prokuratura Regionalna we Wrocławiu zarzuca mu udział w grupie zajmującej się popełnianiem przestępstw karnych i skarbowych polegających na dokonywaniu uszczupleń podatkowych, poświadczaniu nieprawdy w dokumentach oraz praniu brudnych pieniędzy. Policji nie udało się go do tej pory zatrzymać.
- Wydaliśmy za Henrykiem P. list gończy - informuje Anna Zimoląg z wrocławskiej prokuratury regionalnej, która wcześniej zastosowała zaoczny czternastodniowy areszt, który liczyć się będzie od dnia zatrzymania poszukiwanego.