Pierwsze derby Rzeszowa odbyły się 75 lat temu. Na boisku przy ulicy Langiewicza Resovia pokonała OM TUR PZL 6:2. Taki był początek
Rzeszowskie święte wojny, czyli piłkarskie derby Rzeszowa rozgrywane pomiędzy Resovią i Stalą zawsze budziły wielkie emocje. Czasem przerastały nawet stawkę o jaką się toczyły. No ale... derby to derby. Dziś Resovia zagra ze Stalą po raz 86. A jak wyglądała pierwsza potyczka?
Pierwsze derby Rzeszowa odbyły się 75 lat temu, 20 maja 1945 roku, na boisku przy ulicy Langiewicza, jedynym jakie pozostało zakończeniu wojny.
Faworyt był jeden
W niedzielne przedpołudnie ze wszystkich stron miasta na Langiewicza podążali kibice, aby zobaczyć w akcji dwie rzeszowskie jedenastki. Resovię i OM TUR PZL, która rozpoczęła tradycje Stali. Podobno na kilka dni przed meczem pracownicy Państwowych Zakładów Lotniczych, późniejszej WSK, robili zakłady, kto wygra. Resovia była zdecydowanym faworytem i ze spokojem oczekiwała na mecz.
- Dysponowaliśmy tak mocnym składem, że nie obawialiśmy się przeciwnika - wspominał Marian Zwoliński, pomocnik Resovii.
- Tworzyliśmy zgraną paczkę, trenowaliśmy także w czasie okupacji, a mecze z różnymi przeciwnikami rozgrywaliśmy już od września 1944 roku - przyznawał prawie 30 lat temu, gdy odwiedziłem go w rzeszowskim miejszkaniu przy okazji artykułu "Pierwsza w Rzeszowie święta wojna".
Drużyna PZL miała kilkumiesięczny staż; zebranie założycielskie sekcji piłkarskiej OM TUR, odbyło się 20 lutego 1945 r. Zespół miał za sobą pierwszy mecz. 1 maja przegrał z reprezentacją rzeszowskiego Garnizonu Wojska Polska 1:2.
Jak w ogóle doszło do majowego meczu?
Czasy były bardzo trudne, nie było pieniędzy na stroje i buty, brakowało piłek. Doszło do rozmów między mną, a Stanisławem Samołykiem - ówczesnym prezesem Resovii i Włodzimierzem Wasyłynem, kierownikiem sekcji piłki nożnej
- wspominał Zygmunt Cisek, kierownik sekcji piłkarskiej PZL-u i wiceprezes klubu OM TUR.
- Moi rozmówcy byli zdania, że powinniśmy wspólnie działać, aby nie dzielić sił i starać się stworzyć jedną drużynę. Ja natomiast upierałem się, że Rzeszów stać na dwa zespoły, jak Kraków, który ma Cracovię i Wisłę. Stanęło na tym, że będziemy organizować mecze towarzyskie i dochód z nich dzielić po połowie. 20 maja graliśmy na wspólną kasę - uśmiechał się.
Gwiazdy na boisku
Resovia wystawiła bardzo mocny skład. Na boisko wybiegli: Jan Rusznica w bramce, a w polu: Jan Chwałka, Edward Mikusiński, Kazimierz Kuźniar, Bronisław Dyląg, Marian Zwoliński, Emil Kotelnicki, Stanisław Melko, Edward Polak, Michał Karpiński, Józef Wróbel, Zbigniew Klee.
Stal zagrała w czerwonych koszulkach uszytych z poniemieckiego sztandaru z wyszytą mewką i białych spodenkach, w skladzie: w bramce Stanisław Rejewski, w polu: Stanisław Komuda, Tadeusz Kędzior, Zygmunt Peller, Remigiusz Śliwiński, Julian Bereś, Stefan Skwarczowski, Stanisław Żak, Józef Napieracz, Edward Budziński, Tadeusz Kamler.
Funkcje trenerów pełnili Stefan Skwarczowski i Jan Polak, a kierownika drużyny Władysław Zięba. Wszyscy, z wyjątkiem Komudy i Napieracza, pracowali w PZL-u. Byli wśrod nich „dwuzawodowcy”, czyli piłkarze i bokserzy, jak Napieracz, Żak i Kamler.
Sędziował inż. Julian Brzuchowski, ceniony arbiter.
- Resovia z furią atakowała. Była zdecydowanie lepsza, nadawała ton grze. Przeżywaliśmy ciężkie chwile - opisywał Zygmunt Cisek.
Resovia pany
Stanisław Rejewski, golkiper Stali w pierwszej połowie skapitulował pod strzałami resoviaków aż pięć razy. Jan Rusznica zachował czyste konto.
Po strzałach Kotelnickiego, Wróbla i Melki byłem bezradny, ale wcale się nie wstydziłem, że przepuściłem tyle goli. Kapitulowałem po strzałach doborowych zawodników. Melko miał potężne uderzenie, że jak strzelał z „szesnastki, to nie sposób było złapać piłkę
- wspominał Rejewski.
- W przerwie Stefan Skwarczowski, który miał duży autorytet, mimo, że dawaliśmy z siebie naprawdę wszystko, przekazał nam wiele krytycznych uwag. Reprymenda i wskazówki na drugie 45 minut poskutkowały - opisywał atmosferę w szatni PZL-u Edward Budziński, który zdobył dla swojej drużyny dwa gole.
- Najpierw Józek Napieracz wypuścił mnie w uliczkę i nie miałem specjalnych problemów z trafieniem do siatki. Nie pamiętam jak strzeliłem drugą bramkę. Wiem tylko, że bardzo się cieszyliśmy - dodawał Budziński.
Resovia do siatki PZL-u trafiła jeszcze tylko raz; wygrała pierwsze derby 6:2.
- Wszyscy wychodzili ze stadionu zadowoleni. Najważniejsze, że odbył się mecz i padło dużo bramek - podkreślali Zwoliński i Budziński.
- Z Resovią graliśmy wielokrotnie, walczyliśmy ze sobą z ogromną determinacją. I choć na boisku nie brakowało ostrych spięć, później spotykaliśmy się na zabawach i bawiliśmy się w najlepsze. Kibice dziwili się, jak to jest możliwe, ale i oni zachowywali się podobnie - opowiadał mi kilka dekad temu Edward Budziński.
Tak to się zaczęło. Pozostały wspomnienia. Potem bywało różnie. Jak to w derbach…