Pierwsza impreza tenisowa udała się. Niedługo mają być kolejne
W niedzielę zakończyły się halowe Mistrzostwa Polski w Zielonej Górze, które trwały kilka dni. Władze krajowego związku chwaliły organizację i chcą tutaj kolejnych turniejów.
W finale kobiet Anastasia Shoshina pokonała Martę Leśniak 6:2, 6:2, w decydującym starciu panów Marcin Gawron rozprawił się z Adamem Majchrowiczem 6:3, 6:1. Jeżeli chodzi o debla to Shoshina wraz z Weroniką Domagałą wygrała z Marceliną Podlińską i Patrycją Polańską 7:5, 6:3, a Gawron z Majchrowiczem uporał się z Karolem Drzewieckim i Szymonem Walkówem 6:2, 7:5. - Niespodzianek nie było. Zwycięzca był bezbłędny technicznie. On kiedyś występował w juniorskim Wimbledonie, więc ciszymy się, że mogliśmy obejrzeć trochę tenisa na światowym poziomie. U kobiet triumfowała wychowanka dobrej, solidnej szkoły z Puszczykowa. Myśleliśmy, że finałowa rywalka postawi jej większy opór - komentował rezultaty główny organizator zielonogórskiego turnieju, Stanisław Zamiatała.
Działacz odniósł się także do występu lokalnych uczestników. Nasi przedstawiciele przegrali swoje pojedynki i nie awansowali dalej. - Trudno było wyobrazić sobie, że nasi znajdą się w końcowej fazie turnieju. Oczekiwania zawsze są duże. Losowanie Martyny Kubki czy Arnolda Kokulewskiego spowodowało, że trafili od razu na mocnych rywali. Jednak dzięki temu oglądaliśmy rywalizację na bardzo wysokim poziomie - ocenił Zamiatała. - Martyna gra bardzo otwarty tenis, jest ułożoną zawodniczką i jej mecz mógł się podobać. Oczywiście zwyciężyło doświadczenie. Kubka ma dopiero 15 lat, więc wszystko przed nią. Jej potencjał jest ogromny. Arnold w drugim secie prowadził 4:0. Przy odrobinie dyscypliny i kontynuacji dobrej passy mógł się pokusić o trzecią partię. Nie udało się - opisywał organizator.
Na zawodach obecny był wiceprezes Polskiego Związku Tenisa, który nie ukrywał zadowolenia. - Od dawna nie było tak porządnie zrobionych mistrzostw Polski. Piękny obiekt, wspaniała atmosfera. Jak było widać w finałach, zawodnicy odwdzięczyli się świetnym poziomem gry. W deblu panów mogliśmy obejrzeć prawdziwy, zawodowy tenis - ocenił Jan Walków, który jednocześnie zapewnił, że imprezy mistrzostwie będą do tego miejsca wracały. - Jest też plan powołania zielonogórskiej hali jako ośrodka szkoleniowego PZT dla grup Davis i Fed Cup Future oraz młodszych. Dłuższe, tygodniowe zgrupowania mogłyby się tutaj odbywać trzy-cztery razy w roku. Zielonogórzanie mają czołowe w kraju zawodniczki w kategorii do lat 15, 16. Dla nich też chcielibyśmy zorganizować jakieś konsultacje. Rozmawiamy, aby w przyszłym roku zagościł tutaj zawodowy turniej kategorii Futures dla mężczyzn. Ponadto halowe mistrzostwa w juniorach, bądź młodzikach - zapowiedział włodarz.
Jaki jest obecny poziom lubuskiego tenisa? - Na branżowej mapie Polski Zielona Góra zawsze była mocna w młodszych kategoriach wiekowych. Jeżeli chodzi o seniorów, nigdy nie mieliśmy tutaj żadnej wielkiej gwiazdy, która przez pewien czas utrzymałaby wysoki poziom. Oczywiście byli tacy zawodnicy, jak mistrz kraju na kortach otwartych, Radek Nijaki. Mieliśmy też Piotrka Barańskiego, który obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych i gra w najwyższej lidze amerykańskiej - wspominał Zamiatała.
W Zielonej Górze zabrakło pierwszoplanowych gwiazd, takich jak Jerzy Janowicz czy siostry Radwańskie. Organizatorzy turnieju prowadzili za to zaawansowane rozmowy z Łukaszem Kubotem. - Trudno jest z kalendarzem, ze znalezieniem luki w ich startach. Mamy obecnie rok olimpijski i dla Kubota każdy punkt zdobyty w deblu, gdziekolwiek jest dla niego ważniejszy od mistrzostw kraju. Chociaż Łukasz jest wielkim patriotą i żałował, że nie mógł przyjechać do Zielonej Góry - tłumaczył Zamiatała. - Podobnie jest z innymi zawodowcami. Wizyta u nas nie dawała im żadnych zdobyczy rankingowych, a jedynie sławę i tytuł. W przyszłości należy podnosić rangę tych zawodów. Ci tenisiści przecież wychowali się w Polsce, mają tutaj rodziców - zauważył organizator.