Pierwsza dama polskiego rocka skończyła 65 lat [zdjęcia]
Choć wychowała się w biedzie, odniosła sukces. Dziś walczy o życie w światłach reflektorów. Mimo że Kora - jak na gwiazdę rocka - jest w dojrzałym wieku, wciąż wszyscy o niej mówią.
A jak Anioł.
Dla małej Olgi aniołem była jej mama Emilia. Pochodziła, jak to się dawniej mówiło, „z nieprawego łoża”. Mimo to uzyskała przed wojną nauczycielskie wykształcenie i pracowała w swoim zawodzie. Kiedy jednak związała się z Marcinem Ostrowskim i urodziła mu pięcioro dzieci, musiała zostać w domu, by się nimi opiekować. „Wszystkie obowiązki spadły na nią. Dorabiała - szyła lalki, robiła siatki. Była wycieńczona i zachorowała na gruźlicę” - wspomina Kora w autobiografii „A planety szaleją” .
Mimo nawału obowiązków, to właśnie mama wprowadziła małą Olgę w świat sztuki: zabierała ją do kina, teatru i opery. Dużo czytała i zaraziła tym nawykiem córkę. A wszystko to działo się, mimo że rodzina Ostrowskich żyła w Krakowie przy ulicy Grottgera w niemal skrajnej biedzie. Kiedy mama przedwcześnie zmarła, Olga bardzo długo nie mogła się z tym pogodzić. I chyba do dzisiaj tak jest. Bo skąd u dorosłej Kory niezwykła pasja do malowania Madonn, skoro nie uważa się za katoliczkę?
D jak dom dziecka.
Kiedy mama zachorowała na gruźlicę, czwórka dzieci (najstarszy chłopak został z ojcem) została rozesłana do domów dziecka. Czteroletnia Olga trafiła z siostrą do ośrodka prowadzonego przez prezentki w Jordanowie. Obie dziewczynki bardzo źle wspominają ten okres.
„Zakonnice były dla nas w patologiczny sposób okrutne. Biły, wykręcały uszy, kazały - jak w bajce - klęczeć na grochu, znęcały się psychicznie” - pisze Kora. Jedyną ucieczką dla małej dziewczynki były książki. Ponieważ umiała już czytać, pochłaniała wszystko, co było w biblioteczce domu dziecka. Tak przeżyła w Jordanowie pięć lat. Po wielu latach jedna z sióstr zakonnych próbowała skontaktować się z dorosłą już Korą w Krakowie. Piosenkarka nie chciała się jednak z nią spotkać.
H jak hipisi.
Kiedy Olga zdała do liceum, przeprowadziła się z domu do internatu. To dało jej większą swobodę. I pewnego razu na Plantach poznała młodą hipiskę - Galię. Ta wprowadziła ją we właśnie rodzącą się w Krakowie subkulturę.
Olga szybko zmieniła swój wygląd - zaczęła nosić długie sukienki i koraliki, które kupowała na miejscowej „tandecie”. Tak wystrojona spotykała się z innymi hipisami w ich mieszkaniach, gdzie wszyscy słuchali płyt The Beatles, The Rolling Stones czy The Doors. Jeździła też na „zloty” hipisowskie w całej Polsce. Na jednym z nich w 1968 roku ktoś nazwał ją Korą - i tak już zostało. Wśród krakowskich hipisów poznała swą pierwszą wielką miłość - „Psa”.
Jak potem sama przyznała, czuła się w tym związku udręczona. I aby go zakończyć, zdradziła chłopaka na jego oczach. „Sama sobie wykombinowałam to ogromne fizyczne i psychiczne uzależnienie od niego” - uśmiecha się dzisiaj. „Pies” jest obecnie znanym politykiem PiS i odcina się od swej przeszłości.
M jak Marek.
Większość krakowskich hipisów była związana ze środowiskiem artystycznym. Dzięki temu Kora poznała najważniejszych twórców tamtego czasu - Tadeusza Kantora, Jerzego Beresia czy Krzysztofa Niemczyka. Szczególnie blisko zaprzyjaźniła się z Wiesławem Dymnym. Mieszkała przez jakiś czas u niego, to on zorganizował jej osiemnaste urodziny. I wprowadził do Piwnicy pod Baranami.
Tam poznała swojego przyszłego męża - Marka Jackowskiego. Był wtedy gitarzystą zespołu Vox Gentis. Gdy przyjechał w 1969 roku na koncert do Piwnicy pod Baranami, jego życie zmieniło się całkowicie. „Kiedy wyszedłem po schodkach na dziedziniec, zauważyłem, że na jednym z naszych głośników, które wynosiliśmy na zewnątrz, siedzi piękna, czarnowłosa dziewczyna. To była Kora. Podszedłem i porozmawialiśmy” - wspominał.
To dla Kory przeniósł się do Krakowa, gdzie grał potem z zespołami Anawa i Osjan. W końcu powołał do życia swoją grupę - Maanam (wcześniej były inne nazwy), z którą młoda krakowianka zaczęła z czasem śpiewać. Zaszła też w ciążę i w wieku dwudziestu lat wyszła za mąż za Marka Jackowskiego.
N jak narkotyki.
Hipisi reprezentowali chyba pierwsze pokolenie polskiej młodzieży, które sięgnęło po narkotyki. Ponieważ marihuanę czy haszysz było trudno dostać, gdyż można je było tylko przywieźć z zagranicy, fundowano sobie „odlot” za pomocą rozpuszczalników, proszków doprania czy różnych leków. Nic więc dziwnego, że już w liceum Kora uzależniła się od fermetrazyny. Ten mocny środek pobudzający sprawił, że właściwie nie sypiała. Z czasem bardzo schudła i popadła w depresję. Doprowadziło ją to do próby samobójczej.
Kiedy jednak, przeciąwszy sobie przeguby żyletkami, zaczęła obficie krwawić, nagle zapragnęła żyć. Nie mając siły krzyczeć, otworzyła okno i przewiesiła przez nie głowę. Zauważyła to sąsiadka i wezwała pogotowie. Słabość do narkotyków została jednak Korze na zawsze. Stąd kompromitująca afera sprzed kilku lat, kiedy policja odkryła w jej przesyłce marihuanę, a ona broniła się, twierdząc, że paczka była adresowana do... jej psa - suczki Ramony.
P jak punk
. Początkowo Maanam grał hipisowską muzykę psychodeliczną na gitarach akustycznych. Kiedy jednak do grupy dołączył brytyjski muzyk na stałe mieszkający w Polsce, John Porter, przyniósł ze sobą na próbę płytę grupy Sex Pistols. Kora i Marek byli oszołomieni, że można tworzyć z tak dziką furią. To był punk - nowa muzyka i subkultura, która narodziła się w połowie lat 70. w Anglii. Pod jej wpływem Maanam zaczął grać zupełnie inaczej - Jackowski sięgnął po gitarę elektryczną, a Kora obcięła włosy na krótko i założyła „kocie” okulary kupione na „tandecie”.
Kiedy zespół pokazał się z nowym wizerunkiem i z nowym brzmieniem na festiwalu w Opolu w 1980 roku, wszyscy byli pod wrażeniem. W jednej chwili Maryla Rodowicz i Krzysztof Krawczyk odeszli do lamusa. Władze telewizji były oburzone, ale publiczność oszalała. „Byliśmy buntownikami. A punk dawał nową, świeżą energię. Podłączyliśmy się do tego, wzbogacając go polską, melancholijną melodyką Maanamu” - tłumaczy Kora w Onecie.
R jak rock.
Występ zespołu na opolskim festiwalu jakby przerwał tamę - i przez powstałą wyrwę runęła wzburzona fala polskiego rocka, która zdominowała muzyczny pejzaż lat 80. Oczywiście sam Maanam też na tym zyskał. Po jego płyty stały kilometrowe kolejki, fani tłumnie szturmowali sale koncertowe, a większość młodych dziewczyn chciała wyglądać jak Kora.
Grupa grała nieustannie - i aby wytrzymać to tempo, niemal wszyscy muzycy musieli wspomagać się alkoholem. Na to wszystko nałożyła się atmosfera stanu wojennego, kiedy wydawało się, że jutra już nie będzie. „Non stop wszyscy byli pijani oprócz mnie i realizatora. Nagrywaliśmy na permanentnym kacu. Jeśli ktoś z grupy był na tyle pijany, że nie był w stanie nagrywać, dawaliśmy mu trochę czasu na dojście do przytomności” - wyznaje Kora. Mimo to Maanam sypał przebojami. Większość z nich powstała w mieszkaniu Jackowskich przy ulicy Kazimierza Wielkiego w Krakowie, gdzie Kora i Marek zamieniali się z gwiazd rocka w rodziców, wychowujących dwóch synów - Mateusza i Szymona.
S jak Sipowcz.
Gdy Kora i Marek wzięli ślub w 1971 roku, długo nie mogli znaleźć własnego mieszkania w Krakowie. Wtedy postanowili się przeprowadzić do Warszawy. Pomieszkiwali kątem u znajomej - i podczas jednej ze zorganizowanych u niej imprez, spotkali sąsiada z siódmego piętra. To był Kamil Sipowicz, wówczas student filozofii, który mieszkał z matką. Młodszy o dwa lata od Kory przystojny chłopak wpadł jej w oko.
Z powodu sąsiedztwa okazji do spotkań nie brakowało. Kamil i Kora zakochali się w sobie - a owocem ich ukrywanego przed światem związku był syn Szymon. Piosenkarka nie przyznała się jednak mężowi do romansu i chłopak dorastał jako syn Kory i Marka.
Kiedy Kamil skończył uczelnię, udało mu się wyjechać do Monachium, aby robić doktorat. Relacja z Korą została zerwana. W międzyczasie Maanam odniósł wielki sukces, Jackowscy kupili mieszkanie w Krakowie i wrócili tam na stałe.
Nie układało się jednak między nimi, dlatego w 1984 roku wzięli rozwód. Kora została z synami pod Wawelem. Wtedy niespodziewanie wrócił Sipowicz. „Wspaniale zajmował się dziećmi, przywoził im wspaniałe książki, bardzo rozwojowe, pierwszy komputer. Zaczęliśmy jeździć na wspólne wakacje”.
Gdy upadła komuna, Kamil postanowił wrócić do Polski. I wtedy razem z Korą i synem Szymonem zamieszkali w Warszawie. Ślub wzięli jednak dopiero w 2013 roku, kiedy Kora zachorowała na raka.
T jak teksty.
Jeśli o jakichkolwiek tekstach do polskich piosenek rockowych można powiedzieć, że są poezją, to właśnie o tekstach Kory do utworów Maanamu. Mimo że miały one bardzo abstrakcyjny charakter, za czasów Peerelu cenzura miała z nimi problem. „Oddech szczura” nie podobał się już ze względu na sam tytuł, „Paradę wielkich słoni” zinterpretowano jako metaforę agresji ZSRR na Afganistan, a „Antonow” został z góry przekreślony przez rozgłośnie radiowe, bo ukazał się tuż po zamachu na papieża, w który zamieszany był Bułgar o takim właśnie nazwisku.
Co ciekawe, cenzura nie czepiała się piosenek, które faktycznie zostały napisane pod wpływem tego, co działo się w Polsce podczas stanu wojennego. Były to takie utwory jak „Kreon” i „Zdrada”, które uzupełniał instrumentalny „Nocny patrol”. „Myślę, że przeceniamy możliwości ówczesnej władzy. Wbrew pozorom wiele rzeczy, spraw wymykało jej się z rąk, umykało uwadze... Zatrzymanie rockowej rewolucji było poza jej możliwościami. Zresztą oni sami chyba lubili tę muzykę” - śmieje się Kora w Onecie.
W jak wyzwanie
. Jurorowanie w telewizyjnym talent show, pogardzanym przez rockmanów, było dla Kory dużym wyzwaniem. Wielu jej dawnych fanów mogło to uznać za sprzeniewierzenie się kontrkulturowym ideałom gwiazdy. Udział w „Must Be The Music” zaproponowała Korze Nina Terentiew pięć lat temu. To był dla Kory szczególny czas - Marek Jackowski wyjechał z nową rodziną do Włoch, Maanam ostatecznie zakończył działalność, a ona miała rozpocząć solową karierę.
Talent show mogło więc pomóc jej szerzej zaistnieć wśród tej widowni, która nie dorastała przy przebojach jej dawnego zespołu. „To zresztą zaczęło przekładać się na frekwencję podczas koncertów. Mam coraz więcej młodych odbiorców, nareszcie w pełni istnieję ja, Kora, a nie fragment większej całości, jaką był Maanam” - podkreślała. Piosenkarka niedługo jednak nacieszyła się solową karierą, którą rozpoczęła, wydając cztery lata temu płytę „Ping pong”.
Z jak zdrowie
. Trzy lata temu Kora oficjalnie obwieściła światu w wywiadzie dla magazynu „Pani”, że jest poważnie chora na nowotwór jajników. Właściwie źle się poczuła już w połowie lat 90. Niestety, postawiono niewłaściwą diagnozę. Niby operacja, którą wtedy przeprowadzono, miała rozwiązać problem, tak się jednak nie stało. Bóle powróciły po wielu latach ze zdwojoną siłą.
Kolejna operacja też nie zakończyła leczenia. Konieczna była chemioterapia, która mocno nadszarpnęła zdrowie piosenkarki. To nie wystarczyło. Okazało się, że aby uniknąć ponownego ataku choroby, Kora musi przyjmować do końca życia wyjątkowo drogi lek. Jego miesięczna dawka kosztuje obecnie aż 24 tys. zł. By sfinansować leczenie, wokalistka sprzedała mieszkanie. To jednak nie wystarczy. Nic więc dziwnego, że zaciska zęby i mimo złego samopoczucia nadal występuje w „Must Be The Music”.
Wystosowała też apel do ludzi dobrej woli o wsparcie finansowe. Pieniądze ciągle spływają - jest więc szansa, że wystarczy jej funduszy na leki. Tymczasem wokalistka, kiedy tylko może, odpoczywa w domu na wsi. „Po raz pierwszy od chyba trzydziestu lat żyję w zgodzie ze sobą, cieszy mnie każdy dzień, godzina, minuta, sekunda. Roztocze, gdzie mieszkam, jest nieskazitelnie czyste. Nadal jestem nonkonformistką, wrażliwą na piękno przyrody, zwierzęcą i ludzką krzywdę. Nadal chcę pokazać ludziom siłę miłości. I nie tylko tej między dwojgiem ludzi. Bo przecież „Miłość jest cudowna” - puentuje w Onecie.
Paweł Gzyl