Pieniądze na Boże Narodzenie [INFOGRAFIKA]
Czy warto było szaleć ze świątecznymi wydatkami? Pytamy ekspertów o „za” i „przeciw” wydatkowej rozpuście. Która opinia przekonuje Państwa bardziej?
TAK
Święta to najlepszy czas, by spełnić swoje marzenia
- mówi dr Anna Adamus-Matuszyńska, socjolog z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach[/b]
Warto z rozmachem przygotować się do świąt?
Jestem jak najbardziej za. Okres świąteczny to najlepszy czas, w którym sami sobie możemy sprawić przyjemność. Kupić coś, o czym długo marzyliśmy. A kupujemy, ponieważ to sprawia przyjemność. Bo rzeczy są trochę tańsze lub przekonano nas do tego, że tak jest. W tym czasie szaleństwo zakupowe sprawia przyjemność nie tylko nam. Prezenty, drobiazgi, upominki są dla naszych bliskich. Radość sprawia też samo obdarowywanie ich. Podsumowując: trzeba szaleć, ale w pewnych granicach. Wyznacza je domowy budżet.
Ta chwila zakupowej rozpusty będzie smakowała tak samo dobrze, kiedy w styczniu okaże się, że zabrakło na rachunki?
To rzeczywiście bardzo trudny moment. Dlatego zaznaczam, że powinniśmy szaleć w granicach zdrowego rozsądku. Powinniśmy byli robić to tak, by w styczniu starczyło nam na podstawowe rachunki. Niestety życie jest takie, że chwile przyjemne trwają krótko. Pocieszę was, trudne momenty również szybko się kończą.
Zakupy na wyprzedażach mają to do siebie, że później okazują się nietrafione. Tańsza o połowę sokowirówka kurzy się na szafie, przeceniona bluzka do niczego nie pasuje.
Dlatego jestem zwolenniczką szaleństwa z kartką papieru w ręce. A na niej ma być lista zakupów, nazwiska osób, które chcemy obdarować. Nie ukrywam, że sama od lat robię tak zakupy, zaczęłam po tym jak puściłam wodze fantazji i w następnym miesiącu cierpiałam. Musimy pamiętać, że siła działań promocyjnych jest ogromna. Każdemu, nawet najbardziej logicznej osobie, zdarzyło się kupić coś niepotrzebnego. Wówczas można zastanowić się komu będzie lepiej służyła i dać tej osobie na prezent. Jest wiele akcji charytatywnych, dzięki korym nietrafiona torebka czy bluzka dostanie drugie życie.
NIE
Promocje kuszą, ale zdarza się, że kupujemy rzeczy niepotrzebne - twierdzi dr Michał Kucia, ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach
Już prawie po świątecznych zakupach. Raz do roku chyba można było poszaleć na zakupach.
Jeżeli ma być to na zasadzie „postaw się, a zastaw się” zdecydowanie nie. Wtedy możemy skończyć z chwilówkami. Tego typu pożyczki to piękna rzecz, kiedy je się bierze. O wiele gorzej się je spłaca. Mają bardzo wysoki procent. Do tego większość z nas nie czyta przed podpisaniem umów. Zwłaszcza przed świętami, kiedy działamy pod wpływem impulsu. Doskonale wiemy, do jakich dramatów może to doprowadzić. Często pod koniec roku wyobrażamy sobie, że zmienimy pracę na lepszą, dostaniemy premię noworoczną, awans. Później okazuje się, że nasze plany spełzły na niczym.
Sklepy pod koniec roku kuszą wyprzedażami, promocjami. Patrząc z czysto ekonomicznego punktu widzenia, zakupy w tym czasie to sama oszczędność.
Jak najbardziej. Ale jeżeli planuję wydać 100 złotych, niech to będzie tyle, a nie 1000 złotych. Te dodatkowe pieniądze zazwyczaj przeznaczamy na produkty, które nam nie będą potrzebne w danym momencie. Podam przykład z życia. Moja znajoma miała ostatnio kupić na promocji lakier. I kupiła. Sześć lakierów, które pewnie starczą do końca ich terminu ważności. Zdecydowanie polecam zrobienie listy zakupów przed wyjściem do sklepów.
Prognozy są optymistyczne. W przyszłym roku ma być tańszy gaz, prąd, benzyna. Ma żyć się taniej. No to poszalejmy...
Moment, moment! To nie są obniżki rzędu 20-30 procent, a kilkuprocentowe spadki cen. Trochę taniej może być. Z drugiej strony nasze gospodarstwo domowe mogło wzbogacić się o nowy robot kuchenny (kupiony na wyprzedażach), który konsumuję energię i znowu rachunki rosną. Tak naprawdę te oszczędności nie są bezpośrednie. Możemy ich nie odczuć.