Pieniądze leżą... odłogiem?
Północna stolica regionu dostała na razie tylko 2 proc. z zaplanowanych pieniędzy na inwestycję. Po czyjej stronie leży wina za ten stan rzeczy?
- Ta dyskusja ma charakter polityczny, a nie merytoryczny - mówił wczoraj na sesji do gorzowskich radnych wiceprezydent Artur Radziński. Miejscy rajcy przepytywali urzędników w sprawie ZIT-ów.
ZIT-y to zintegrowane inwestycje terytorialne. Co kryje się pod tym skrótem? W skrócie: miasta wraz z przyległymi do swoich granic gminami mogą starać się o u unijne pieniądze na inwestycje dla swojego regionu. Gorzów stara się o pieniądze m.in. na remont ul. Kostrzyńskiej oraz stworzenie Centrum Edukacji Zawodowej i Biznesu. Ma ono powstać na terenach byłego szpitala miejskiego.
O jakie pieniądze chodzi?
Dwa lata temu zostało ustalone, że tzw. miejskich obszarów funkcjonalnych (czyli właśnie miast z okolicznymi gminami) pula pieniędzy będzie wynosiła 107 mln euro. Dla północy przypadło 49 mln euro, dla południa - 58 mln euro. - Decydowało kryterium ludnościowe - przypominała nam wczoraj marszałek Elżbieta Anna Polak.
8 września Ministerstwo Rozwoju określiło, że do końca roku samorządy powinny zakontraktować co najmniej 19 proc. inwestycji. Gorzów powinien mieć już więc podpisane umowy na inwestycje za 9,3 mln euro, a Zielona Góra za 11 mln euro. Tymczasem do 17 października Gorzów, dla którego, w przeliczeniu na złotówki, przyznano 212,23 mln zł podpisał umowę jedynie na jedno przedsięwzięcie. Na realizację programu „Unijne przedszkolaki w Gorzowie” dostało prawie 1,7 mln zł, co - jak wylicza marszałek - stanowi ledwie 0,8 proc. przyznanych dla północnej stolicy regionu pieniędzy. Marszałek zaczęła więc ponaglać gorzowskich urzędników. Dziś mają oni podpisaną już drugą umowę. Na program „Zawodowcy w Gorzowie” dostali 3,2 mln zł. Dostali więc już 2 proc. Wciąż jest to jednak dużo mniej niż chciałby minister Mateusz Morawiecki.
Nie każdy jest chętny?
We wczorajszej porannej rozmowie w Radiu Zachód marszałek mówiła, że „władze Gorzowa nie wykazują należytego zainteresowania ZIT-ami”. Pochwaliła przy tym Zieloną Górę.
Wiceprezydent Gorzowa Artur Radziński w rozmowie z „GL” nie kryje, że jest zaskoczony surowymi ocenami marszałek Polak. - Projekty na ZIT-y poskładaliśmy, jednak to nie nasza wina, że nie wszystkie zostały w Zielonej Górze obrobione i podpisane. Nie nasza też wina, że niektóre terminy poskracano, stąd też wrażenie opóźnień. Na coś mieliśmy trzy miesiące, a teraz nagle mamy 30 dni... (Urząd Marszałkowski w Zielonej Górze podjął decyzję o skróceniu terminu w sierpniu - dop. red.). Nie ponosimy odpowiedzialności za tempo pracy służb podległych pani marszałek. Poza tym ona sama na spotkaniu mówiła nam, że z powodu zbyt wolnej pracy zwolniła kilka osób. Może tam warto upatrywać problemów - mówił nam jeszcze przed sesją wiceprezydent Gorzowa. Zapewnił też, że urzędnicy robią wszystko, by jak najszybciej dopełnić procedur.
- To nieprawda, że nie składamy projektów. Dla marszałek kryterium jest podpisywanie umowy na dofinansowanie. Bardzo niesprawiedliwe jest to, co wypłynęło z Urzędu Marszałkowskiego. W tym roku złożyliśmy już wnioski o 45 mln zł. Do końca roku chcemy, by było to na poziomie 65 mln zł, a może nawet i 98 mln zł - mówił Radziński na sesji rady miasta.
Co się stanie, jeśli do końca roku Gorzów nie będzie miał podpisanych umów na co najmniej 19 proc. pieniędzy przeznaczonych na ZIT-y?
- Minister rozwoju poinformował regiony, że w przypadku opóźnień zmniejszy alokację ZIT w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego - przekazała nam wczoraj marszałek województwa.
Gdy na sesji Marta Bejnar-Bejnarowicz z Ludzi dla Miasta uświadamiała urzędnikom, że Gorzów może stracić grube miliony, Dawid Gierkowski, szef wydziału strategii miasta, odpowiedział jej: - Nic mi na ten temat nie wiadomo.
W sprawie ZIT-ów głos zabrał wojewoda Władysław Dajczak. W Radiu Gorzów mówił wczoraj: - Jak słucham, że marszałek jest za rozwojem, a z drugiej strony skraca terminy, to tego nie rozumiem. Trzeba rozmawiać, a nie mówić, że Gorzów nie zdąży.
Północna stolica regionu dostała na razie tylko 2 proc. z zaplanowanych pieniędzy na inwestycję. Po czyjej stronie leży wina za ten stan rzeczy?
- Do tej pory w ramach ZIT Zielona Góra podpisane zostały trzy umowy na łączną kwotę dofinansowania 13,5 mln zł. Jest to zaledwie 5,39 proc. przyznanej kwoty, która wynosi 251 mln zł.
- Jednak do końca roku zakontraktujemy umowy aż na 130 mln zł, co będzie stanowić już 55 proc. całej dostępnej puli - mówi Krzysztof Kaliszuk, zastępca prezydenta Zielonej Góry. - Do końca grudnia złożymy też w urzędzie marszałkowskim do oceny dokumenty na jeszcze jedno zadanie. Wprawdzie nie zdążymy podpisać tej umowy, jednak będzie to już tylko formalnością w przyszłym roku. Gdy to się stanie, osiągniemy poziom kontraktacji w wysokości 70 proc. To będzie najlepszy wynik w kraju.
Jak zaznaczył K. Kaliszuk - przygotowania do kontraktacji zadań w ramach ZIT trwały dwa lata. Przy bardzo dużej ilości dokumentów, które samorządy muszą opracować, to bardzo mało czasu.
- Trzeba też pamiętać, że urząd marszałkowski musi mieć czas na sprawdzenie przygotowywanych umów przez samorządy. To masa papierkowej roboty. Dlatego ten, kto nie zdąży dostarczyć wszystkich wymaganych akt do końca października br. musi się liczyć później z tym, że nie będzie mógł podpisać kontraktów w tym roku - powiedział wiceprezydent Kaliszuk.