Piąte życie rudego Zeusa, czyli seter, który znalazł dom [zdjęcia]
Zostawiono go na śmierć z głodu, bito smyczą i oddawano z rąk do rąk. Dwuletni psiak przeżył wiele, ale w końcu odnalazł swoich ludzi.
Zanim szczęście się do niego uśmiechnęło, przeżył koszmar, który zafundowali mu poprzedni właściciele. Przez dwa tygodnie mieszkał sam w opuszczonym mieszkaniu w Lesznie. Pił wodę z akwarium i toalety, dzięki czemu wciąż żył, gdy znalazł go komornik, który przejął lokal. Mężczyzna zabrał go do znajomych, którzy mieli ogródek działkowy, ale nie potrafili sobie z nim poradzić, więc przekazali go dalej. - Zeus zamieszkał z parą, która ewidentnie się nad nim znęcała - mówi Piotr Marzecki, obecny właściciel psiaka. - Przetrwał u nich zimę, ale małżeństwo się rozpadło. Kobieta bardzo często biła psa smyczą i gdy jeden z przechodniów zwrócił jej kiedyś uwagę, bez słowa oddała mu psa.
Mężczyzna mieszkał na poddaszu z sześcioosobową rodziną i nie mógł zaopiekować się tak dużym zwierzęciem. Odnalazł fundację Setery Adopcje, która rozpoczęła poszukiwania nowego domu dla niego. - Moja żona, Karolina znalazła jeden z postów, które zamieściła Grażyna Kaczmarek, adopcyjna mama Zeusa - opowiada Marzecki. - Natychmiast odpowiedzieliśmy na ogłoszenie i wypełniliśmy ankietę. Następnie czekała nas wizyta przedadopcyjna.
Do ich mieszkania przyszła pracownica fundacji ze swoim psem i sprawdziła warunki, w których miałby zamieszkać Zeus. Nie miała żadnych zastrzeżeń i tak z samego rana Piotr pojechał do Leszna po psiaka. - Gdy pierwszy raz go zobaczyłem, trząsł się ze strachu - opisuje. - Ale ja już wiedziałem, że bez niego nie wrócę do domu.
W tamtejszym sklepie zoologicznym, prowadzonym przez szefową fundacji, kupił wszystkie potrzebne rzeczy i pojechał do Bydgoszczy. - Zeus ważył 23 kilogramy, a dorosły seter powinien być o co najmniej siedem cięższy - relacjonuje. - Aby przyzwyczaić jego żołądek do jedzenia, gotowaliśmy mu posiłki. Wywijała mu się powieka, przez co nie widział na jedno oko. Przeszedł zabieg w klinice weterynaryjnej i teraz z jego wzrokiem jest już wszystko w porządku.
Ponieważ Zeus był bity, był też nieufny. Objawiało się to w szczególności agresją w stosunku do kobiet. - Przy każdym gwałtowniejszym ruchu, warczał i kładł się przestraszony na podłogę - wyjaśnia Marzecki. - Bał się Karoliny, więc musieliśmy coś zrobić.
Tak trafili do Marka Szrejtera i toruńskiego klubu Markowe Agility. W niecałe trzy miesiące ich seter zmienił się nie do poznania. Jest duszą towarzystwa, a wszystkich gości, niezależnie od płci, wita merdając ogonem. - Wciąż wspólnie pracujemy - dodaje Marzecki. - Teraz waży 31 kilogramów i wydaje się być szczęśliwy. Obecnie najbardziej lubi się kąpać w rzece i gonić motylki na łące.