Z prawdziwym zadziwieniem słuchałem marszałek Elżbiety Witek, broniącej prawa Jarosława Kaczyńskiego do publicznego łamania kwarantanny z okazji rocznicy smoleńskiej, a zwłaszcza do odwiedzin grobu matki w czasach, gdy wielu Polaków nawet nie może uczestniczyć w pogrzebach bliskich.
Pani marszałek wiła się jak piskorz, ale w zasadzie całe jej tłumaczenie można by skomentować cytatem z Orwella: „Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych”.
Czy to koniec demokracji? Raczej nie, choć jak się pomyśli o majowych wyborach, to człowiek nabiera wątpliwości. Akurat będzie szczyt pandemii, a w roli organizatora głosowania wystąpi ledwie dysząca Poczta Polska. Ma nam ona dostarczyć karty do głosowania bezpośrednio do skrzynek, bez potwierdzenia ich odbioru.
Już widzę te hordy złośliwców, które będą twierdzić, że żadnego pakietu wyborczego nie otrzymały. Już widzę tych, którzy z uwagi na fundamentalny brak tajności (swój głos wyślemy przecież wraz z naszymi danymi osobowymi) będą woleli kartę zatrzymać albo zagłosować tak, jak chce „równiejsza” władza. A najłatwiej mogę sobie wyobrazić, i to jest naprawdę smutne, jak pół narodu przez następne lata będzie otwarcie kontestować wybór jedynego słusznego kandydata i wprost mówić, że uważa go za uzurpatora.
Czy o takie święto demokracji chodzi pani marszałek i jej pryncypałowi z ul. Nowogrodzkiej? Czy naprawdę tak ciężko jest sobie wyobrazić, że czeka nas ostateczny rozpad Polski na dwa nienawidzące się plemiona? I że jest to przepis na wojnę domową? Cóż, pęd do władzy bywa zaślepiający nawet u tych, którzy kiedyś walczyli z komuną.