Pediatrów jak na lekarstwo
W całym województwie jest zaledwie 110 pracujących pediatrów. To cztery razy za mało. A młodzi nie chcą się kształcić w tej specjalizacji. Bo w innych można zarobić znacznie więcej.
W Białymstoku średnio pod opieką jednego pediatry znajduje się 1277 dzieci. To ponad cztery razy więcej niż zakładają światowe normy. Mówią wyraźnie - na tysiąc osób powinno przypadać co najmniej czterech lekarzy.
- W województwie pediatrów jest 172 - mówi prof. Anna Wasilewska, p.o. dyrektora Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, a zarazem wojewódzki konsultant w dziedzinie pediatrii. To niewiele. Ale sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Bo, jak wynika z informacji zebranych przez prof. Wasilewską, prawie 20 spośród podlaskich pediatrów ma więcej niż 85 lat.
- Nie wierzę, że to lekarze w pełni czynni zawodowo - mówi. I wymienia dalej: - Powyżej 70. roku życia jest 27 pediatrów. Kolejnych 20 osób to lekarze mieszkający na Podlasiu, którzy pracują w innych częściach Polski. W pełni czynnych lekarzy jest więc raptem około 110.
Wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej. Bo nie ma młodych, którzy chcą się kształcić w tej specjalizacji. - Nie ma ani jednego pediatry poniżej 30. roku życia - zaznacza prof. Anna Wasilewska. I opowiada, że na rezydenturę w pediatrii w ostatnim roku zgłosiło się siedem osób. Miejsc było o wiele więcej - 43.
Ale prof. Wasilewska się nie dziwi. Bo pediatria to jedna z mniej opłacalnych specjalizacji. Co prawda rezydent przez pięć lat zarabia niemal 4 tys. zł brutto, czyli o 200 zł więcej niż na wielu innych specjalizacjach. Za to potem te zarobki maleją. Bo za rezydenturę płaci państwo. A pensję lekarza - szpital.
- Na szczęście jest możliwość pracy dodatkowej - mówi Natalia Werno, rezydentka. - Tylko dzięki temu można się jakoś utrzymać. Ale niestety kosztem czasu spędzonego z rodziną.
Co gorsza w wielu poradniach Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ) nie ma już pediatrów. Dzieci przyjmują interniści. Specjaliści to krytykują. - Bo choroby wieku dziecięcego są bardzo specyficzne - tłumaczy prof. Wasilewska.
Problemem zaniepokojeni są też rodzice: - Mam zaufanego pediatrę. Ale pani doktor zapowiada, że wybiera się na emeryturę. Nie wiem, co będzie potem - mówi Joanna Malinowska, mama czteroletniego Mateusza i dwuletniej Natalii. - Nie chcę, by moje dzieci leczył internista.
A prof. Wasilewska zdradza, że planuje przy UDSK otworzyć gabinet POZ dedykowany przede wszystkim dzieciom. Chciałaby, żeby zaczął działać w ciągu dwóch miesięcy. - Ale zobaczymy, jak to będzie. Na razie mam problem ze skompletowaniem kadry - przyznaje.
Od lat kształciliśmy za mało lekarzy
Mamy za mało pediatrów w Białymstoku...
Prof. Adam Krętowski, rektor Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku: Myślę, że problem jest bardziej globalny, dotyczy wielu obszarów medycyny i to nie tylko u nas, na Podlasiu, ale i w całej Polsce. Już od jakiegoś czasu w medycynie mamy rynek pracownika. I lekarze nawet próbują to wykorzystywać w negocjacjach zarobków z kierownictwem szpitala. Jest za mało chirurgów, za mało anestezjologów, onkologów... W niektórych obszarach młodzi ludzie w ogóle nie chcą się specjalizować.
Z czego to wynika?
Nie oszukujmy się: młodzi ludzie na swoje wykształcenie patrzą przez zarobki. I wybierają te specjalizacje, które przynoszą większe szanse na dobrą pensję. A poza tym - liczba rezydentów na poszczególnych specjalizacjach jest wyznaczana centralnie, przez Ministerstwo Zdrowia.
I według Pana te limity są niewystarczające?
Przez wiele lat było tych miejsc za mało. Ale tak naprawdę powinniśmy zacząć od tego, że były wyznaczane za małe limity na liczbę studentów przyjmowanych na pierwszy rok na wydziały lekarskie. I w efekcie za mało lekarzy kończyło studia. Te limity znacznie powiększono dopiero w tym roku. Ustalając je wcześniej na tak niskim poziomie, ktoś chyba nie wyczuł problemu, że lekarzy za chwilę będzie mało.
Ale nie tylko limity spowodowały te braki kadrowe...
Oczywiście, że nie. Część lekarzy wyjechała za granicę. Część lekarzy odeszła na emerytury. I nagle okazało się, że jest ich za mało. Dziś w wielu specjalnościach są przepaście, jeśli chodzi o wiek: są doświadczeni lekarze, którzy za chwile przejdą na emerytury i młodzi, którzy dopiero się kształcą. Poza tym, w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, mamy dwa razy mniej lekarzy niż większość krajów europejskich. I trzy razy mniej mamy pielęgniarek.
Teraz te limity przyjęć na studia są już wystarczające?
To trudno powiedzieć. Przecież studia trwają sześć lat, później jeszcze sześć lat specjalizacji. Sytuacja więc poprawi się za jakieś... 12 lat.
O ile lekarze nie wyjadą za granicę...
A słyszałem o sytuacji odwrotnej. W Lublinie zastrajkowały pielęgniarki. Dyrektor więc im podziękował i wziął pielęgniarki z Ukrainy.
I to jest według Pana rozwiązanie?
No nie. Bo one zastrajkowały, bo za mało zarabiają. Rozwiązaniem jest - mam nadzieję, że w tym kierunku to będzie szło - zwiększenie finansowania ochrony zdrowia.
Teraz jest nowy pomysł, żeby płacić za studia medyczne.
To tym bardziej zmniejszy się liczba chętnych. To bardzo zły pomysł.