Rabuś z atrapą broni palnej siał postrach w Krakowie. Wpadł, bo miał czerwone podeszwy butów. Sąd Rejonowy dla Krakowa Podgórza skazał go na cztery i pół roku więzienia. Wyrok jest prawomocny.
Pracownica agencji pocztowej przy ul. Kalwaryjskiej w Krakowie uważnie przyjrzała się młodemu mężczyźnie, który wszedł do środka i poprosił o znaczek za 2 złote.
Średniego wzrostu, krótko ostrzyżony, w charakterystycznym niebieskim podkoszulku. Zachowywał się nerwowo i czekał, aż z pomieszczenia wyjdzie ostatnia klientka. Pracownica Iza B. przyjrzała mu się jeszcze raz i już była pewna, że wygląda identycznie, jak bandyta, który kilka tygodni wcześniej dokonał napadu na pocztę przy ul. Mitery.
Po tamtym rozboju policja opublikowała w mediach nagrania z kamer i 21-latka nie miała wątpliwości, że to ten sam człowiek, który właśnie stoi przed jej okienkiem.
Szefowa z telefonem
Koleżanka akurat wyszła załatwić jakieś swoje sprawy, więc Iza B. zadzwoniła do niej, by natychmiast wracała. Zatelefonowała też do szefowej i w trzech zdaniach nakreśliła grozę sytuacji. Przełożona zjawiła się raz-dwa. Bez strachu ruszyła w pościg za tajemniczym nieznajomym, który zdążył wyjść z pomieszczenia poczty. Zaczęła komórką robić mu zdjęcia, ponieważ mężczyzna pośpiesznie się oddalał i wsiadł do tramwaju nr 13. Starał się zasłaniać twarz, gdyż widział, że kobieta natarczywie mu się przygląda i nie przestaje wykonywać fotografii.
Policja zareagowała wzorowo i kryminalni niedługo potem zatrzymali pasażera, jak dojechał na przystanek przy ul. Wielickiej. Stawiał opór, krzyczał, szarpał się, więc wykręcili mu ręce i założyli kajdanki. Z kieszeni wyciągnęli mu portfel, komplet kluczy i pistolet na kulki z pustym magazynkiem.
Co ważne w tej historii, miał na sobie buty z czerwoną podeszwą.
Kryminalni byli pewni, że w końcu dopadli nieuchwytnego od dwóch miesięcy rabusia, który napadał na placówki pocztowe w Krakowie. Z dokumentów wynikało, że to 23-letni Maciej W.
Drobny złodziejaszek
Do tej pory Maciej W. był złodziejem z dobrym gustem. Miał na sumieniu kradzież ze sklepu kilku opakowań wody toaletowej Adidas, innym razem zwędził czekolady Merci i Lindt, następnym razem łupem padły markowe kurtki.
Jak wiadomo w Sevres pod Paryżem od prawie 150 lat siedzibę ma Międzynarodowe Biuro Wag i Miar, które posiada u siebie wzorzec kilograma i metra. Życiorys Macieja W. pod pewnymi względami można byłoby uznać za typowy i gdyby się dało, to jako wzór powinien trafić w Sevres do stosownej gablotki z etykietką „drobny złodziejaszek”.
Elementy tego życiorysu to trudne dzieciństwo, dom dziecka, zakład wychowawczy, poprawczak, ledwie ukończona szkoła podstawowa. Od 2011 r. pojawiły się wyroki, najpierw z warunkowym zawieszeniem, potem już kary bezwzględne. Na przestępczym szlaku w pewnej chwili na moment dołączył do Macieja młodszy brat.
Kiedy wyroki się skumulowały, okazało się, że krakowianin ma 4 lata do odsiadki i na tyle zamknęły się za nim drzwi celi.
Pierwsze dni wolności
Wyszedł z tarnowskiego więzienia w lutym 2016 r. Pomieszkiwał raz u siostry, raz u matki w Krakowie. W końcu, po spędzeniu półtora miesiąca na wolności, gdy już nie było za co żyć, postanowił wrócić do tego, na czym się najlepiej znał, czyli do złodziejstwa.
W marcu 2016 roku skorzystał z nieuwagi pracownic poczty przy Starowiślnej. Nie zasłaniał swojej twarzy, nie kombinował, nie zważał na to, że obok stoją inni petenci i po prostu bezczelnie sięgnął pod ladę i zabrał gotówkę. Kamery nagrały, jak charakterystycznie pochylony wielkimi susami znika z poczty.
Łup był niemały - 1400 złotych. Niektórzy muszą się trudzić miesiąc, żeby tyle zarobić, a jemu wystarczyły tylko zręczne dłonie i kompletny brak skrupułów.
Cztery dni później obłowił się jeszcze bardziej, bo do ręki dosłownie wpadło mu 2000 zł. Tym razem oskubał pocztę przy Rynku Kleparskim.
Znów wykorzystał nieuwagę pracownicy, gdy na chwilę wyszła za potrzebą i skradł gotówkę spod lady.
Napady z atrapą broni
Kolejny skok na ul. Orzechowej był już starannie przygotowany i zaplanowany. Maciej W. zdobył kominiarkę, aby zamaskować twarz, a w sklepie z militariami przy ul. Dietla kupił za 50 zł pistolet zabawkę produkcji tajwańskiej. Pneumatyczny ASG, model Police, na który nie jest wymagane pozwolenie, bo to nie broń palna. W krzakach przygotował sobie strój, w który się przebierał.
Przy ul. Orzechowej w pawilonie koło poczty był jeszcze lombard, optyk i protetyk. Maciej W. kręcił się nerwowo, rozglądał. Pracownica poczty Małgorzata Z. zwróciła uwagę, bo miał spodnie dresowe z charakterystycznymi lampasami. Akurat liczyła gotówkę, gdy do środka wszedł zamaskowany z czarnym pistoletem.
16 TYSIĘCY złotychzrabował Maciej W. z kilku placówek pocztowych w Krakowie i tyle ma oddać pokrzywdzonym
- Dawaj to. Liczę do pięciu, a potem cię zabiję - powiedział bez emocji.
Doliczył do trzech, kiedy kobieta oddała mu kopertę, w której było 7900 zł w banknotach po 100 zł. Wskazał wtedy pistoletem na szufladę.
- I jeszcze stamtąd! - powiedział, ale odparła, że tam nic ma. Zapamiętała, że miał zielone oczy, rozszerzone źrenice i - jak to potem opisała - świdrujący wzrok.
Zauważyła jeszcze na jego dłoniach chirurgiczne rękawiczki oraz blond włosy, gdy się odwrócił i zdjął kominiarkę.
Kiedy Maciej W. rzucił się do ucieczki, pracownica poczty wpadła do lombardu tuż obok i powiedziała, co się stało. Dwaj panowie skoczyli za rabusiem, ale jakimś cudem zdołał im umknąć.
Kamery monitoringu zarejestrowały, jak sadzi wielkimi susami. Widać było czerwone podeszwy jego butów.
Ucieczką Maciej W. salwował się także z ul. Mitery, blisko ronda Matecznego. Z pracownicą poczty nie obszedł się tam łagodnie. Kiedy odmówiła wydania gotówki, uderzył ją pistoletem z dużą siłą, a z rozciętego czoła Barbary Z. zaczęła kapać krew. Nie oddała jednak 16 tys. zł, które miała w kasie.
Maciej W. wybiegł na ulicę. Nie wiedział, że jest filmowany z góry komórką przez mieszkańca kamienicy z naprzeciwka.
Sfilmowany z balkonu
Świadek napadu stał na balkonie na II piętrze i zaczął nagrywać, gdy zobaczył na ulicy człowieka, który dziwnie się zachowuje, kuca, rozgląda się, ukrywa za autami, a w końcu zakłada na głowę kominiarkę i wchodzi na pocztę. Zarejestrował także, jak bandyta umyka. Widać było, że ma czerwone podeszwy butów. Jedna z mieszkanek zauważyła, że wpadł do bramy przy Kalwaryjskiej i przebrał się w inne ciuchy. Na jednym z podwórek znaleziono jego plecak.
W mediach upubliczniono nagrania z wizerunkiem nieuchwytnego bandyty. Powoli zaciskała się wokół niego policyjna sieć, bo Maciej W. już przestał być zwykłym złodziejem i wszedł do innej przestępczej ligi. Za napady z atrapą broni groziło mu do 12 lat więzienia.
Nie minęły dwa tygodnie i Maciej W. wpadł w ręce kryminalnych, jak rozpoznała go czujna pracownica poczty przy Kalwaryjskiej. Ujęto go w tramwaju nr 13 na ulicy Wielickiej.
Trafił za kratki. Do śledczych odezwała się jego siostra. Ostrzegła, że brat od czasu do czasu ma myśli samobójcze i podejmował próby odebrania sobie życia. Dlatego podjęto szczególne środki bezpieczeństwa, kiedy został aresztowany.
Okazało się, że ma na sumieniu sześć przestępstw, w tym kradzież z poczty przy ulicy Ściegiennego. Zgodnie z wypracowaną metodą, pracownicę poprosił o sprzedaż znaczka, a gdy się obróciła, by sięgnąć po drobny towar, skradł 5 tys. zł z jej kasy i zwiał.
Wyszło też na jaw, że dokonał rozboju na ul. Lea. W związku z tym napadem policjanci zorganizowali obławę, ale w ich ręce wpadło kilku młodych ludzi, którzy siedzieli w zaparkowanym aucie. W pojeździe znaleziono kominiarkę i pałkę teleskopową. Szybko jednak okazało się, że to zwykłe rekwizyty kiboli, którzy bez celu jeżdżą sobie po Krakowie. Chłopaków po przesłuchaniu puszczono wolno.
Przyznał się do winy
Przed prokuratorem podejrzany Maciej W. wyjaśniał, że posługiwał się tylko atrapą broni i nigdy nie stosował przemocy wobec pracownic poczty. To akurat nie była prawda.
Dobrowolnie poddał się karze czterech i pół roku pozbawienia wolności. Ma też naprawić szkody finansowe i oddać pokrzywdzonym w sumie 16 tys. złotych.
Sąd Rejonowy dla Krakowa Podgórza wymierzył mu taką karę. Wyrok jest już prawomocny.