Paweł Ptak, fizjoterapeuta Miedzi Legnica i reprezentacji Polski opowiada m.in. o pracy z biało-czerwonymi.
Czytałem, że był pan sprinterem. W jaki więc sposób trafił pan do piłki nożnej?
Faktycznie, moja przygoda ze sportem zaczęła się od lekkoatletyki, a w następstwie tego zechciałem być fizjoterapeutą. Dostałem szansę pracy w Polskim Związku Lekkiej Atletyki, jako fizjoterapeuta. W międzyczasie poznawałem różnych ludzi i cały czas się doszkalałem.
Na jednym ze szkoleń poznałem Bartka Spałka, który wtedy pracował w Górniku Zabrze z trenerem Nawałką. Ja już myślałem nad zmianą środowiska i zapytałem, czy mógłbym przynajmniej zobaczyć, jak pracują w piłce nożnej. Miałem też staż w Śląsku Wrocław. Tak się złożyło, że po pewnym czasie trener Nawałka został selekcjonerem reprezentacji Polski, kompletował cały swój sztab i dostałem swoją szansę.
W biegach osiągał pan jakieś sukcesy?
Udawało się zdobywać medale zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej. Jednym z moich największych sukcesów było wicemistrzostwo świata seniorów w hali w sztafecie 4x400 metrów pod okiem trenera Lisowskiego. Jedyne co mi się nie udało, to pojechać na igrzyska olimpijskie. Głównie stało się tak przez kontuzje, które męczyły mnie przez całą sportową karierę. Pewnie poniekąd z tego powodu zechciałem być fizjoterapeutą, aby pomagać sportowcom w spełnianiu ich marzeń.
A grał pan gdzieś w piłkę?
Właśnie nie. Pewnie to mnie m.in. ciągnęło do tej dyscypliny, aby poznawać nieznane. Cieszę się, że trafiłem do piłki nożnej, bo to całkiem inny świat. Przypadła mi ta praca do gustu, zarówno w klubie, jak i reprezentacji.
W pana przypadku nie można więc mówić, że praca z reprezentacją to spełnienie dziecięcych marzeń?
To był po prostu kolejny krok w karierze zawodowej. Oczywiście reprezentacji - jak każdy - kibicowałem, ale praca w niej nie była jakimś moim specjalnym marzeniem.
Na Roberta Lewandowskiego nie patrzył więc pan jak na Boga?
(śmiech) Są to ikony sportowców i dla każdego z kadrowiczów mam podziw i szacunek, ale dlatego, że nigdy nie grałem w piłkę piłkarze nie byli wybitnie blisko mojego serca. Byłem też już oswojony w pracy ze znanymi ludźmi, bo przy lekkiej atletyce współpracowałem z mistrzami olimpijskimi. Staram się traktować każdego sportowca na równi i pracować z nim bazując na relacji fizjoterapeuta - pacjent. Oczywiście, stosunki przyjacielskie się nawiązują, ale najważniejsza jest praca i na tym trzeba się skupić.
Któryś z kadrowiczów jest bardziej wymagający?
Każdy oczekuje od nas pracy na najwyższym poziomie, bo sami mają również świetną opiekę w klubach. Staramy się temu sprostać i ze wszystkimi pracujemy tak samo.
Pewnie wielu kibiców piłkarskich myśli sobie, że macie pracę marzeń...
Kibice pewnie tak sobie myślą, a wydaje mi się, że i niektórzy koledzy z branży, którzy pracują głównie w klubach, mogą trochę zazdrościć (śmiech). Sam uważam, że to faktycznie praca marzeń. Dla wielu kibiców spotkać i choć chwilę porozmawiać z Robertem Lewandowskim, Łukaszem Piszczkiem czy Wojciech Szczęsnym to rewelacyjna sprawa, a my to mamy na co dzień. Dla tych, którzy patrzą na to z boku jest to pewnie „wow”.
Obecność Łukasza Wiśniowskiego i jego kamery w trakcie waszej pracy nigdy wam nie przeszkadzała?
To też jego praca. Jak kamera jest na człowieka skierowana, to pewnie zachowuje się ciut inaczej. Trzeba uważać co się mówi (śmiech). Jak się jest tylko we własnym gronie to można grubiej pożartować, a przed kamerą pewne rzeczy nie przystają.
Dużo czasu zajęło, nim się pan oswoił z kamerą?
Zawsze jest to troszkę stresujące, aby dobrze wypaść przed kamerą.
Czasami to wy jesteście głównymi bohaterami filmów na kanale Łączy nas Piłka, a nie piłkarze...
To tylko może świadczyć o tym, że świetna atmosfera jest w całej grupie, a nie tylko wśród zawodników. Mamy bardzo dobre relacje między sobą i też dzięki temu ta reprezentacja jest w tym miejscu.
Po publikacji tych filmów sporo jest okazji do żartów?
Na szczęście nie wszystko jest publikowane (śmiech). Okazji do pożartowania jest sporo.
To który z kadrowiczów jest największym żartownisiem i dlaczego Artur Jędrzejczyk?
(śmiech) Nie da się ukryć, że to właśnie Artur jest takim wodzirejem. Świetnie czuje się w tej roli i zawsze nakręca atmosferę.
Odczuwa pan w jakiś sposób popularność?
Pomimo tego, że jesteśmy w reprezentacji, którą cała Polska podziwia, to my jako sztab, nie jesteśmy zbytnio rozpoznawalni. Chyba, że w środowisku stricte piłkarskim, czyli w gronie piłkarzy. Zdarzają się tylko sporadyczne sytuacje, że ktoś człowieka rozpozna. Moi pacjenci, z którymi pracuję prywatnie, cieszą się, że do mnie trafili.
W reprezentacji pana szefem jest Adam Nawałka, a w Miedzi Legnica do niedawna był nim Ryszard Tarasiewicz, który też uchodzi za charyzmatyczną postać. Który z nich jest bardziej wymagający?
Myślę, że jednak trener Nawałka. Praca selekcjonera jest specyficzna, bo ma piłkarzy na zgrupowaniu tylko pewnie co dwa miesiące, do tego na krótszy czas. Trzeba być więc mocno skoncentrowanym i skupionym na pracy pod każdym względem na sto procent. W klubie pracuje się na co dzień i jest pewnie łatwiej.
O perfekcjonizmie Adama Nawałki można by pewnie pisać już prace dyplomowe. Jak często odczuwa to pan na własnej skórze?
Za każdym razem, jak tylko przyjeżdżam na zgrupowanie. Od pierwszych chwil trzeba być skupionym na swojej pracy. Wiadomo, że są chwile, kiedy ma się trochę czasu dla siebie, ale nie jest ich za wiele. Trener szybko stawia ludzi do pionu (śmiech).
To ile godzin dziennie pracuje pan w trakcie zgrupowania reprezentacji Polski?
Pracujemy od rana do późnych godzin nocnych. Zgrupowania są więc ciężkie pod każdym względem. Nie można powiedzieć, że mamy wyznaczone godziny pracy. Jesteśmy do dyspozycji 24 godziny na dobę i musimy być przygotowani w każdym momencie.
Czyli dopiero, kiedy piłkarze mają ciszę nocną, to wy możecie odpocząć?
Niby tak, ale po tym, jak piłkarze mają być w swoich pokojach, nasza praca wcale się jeszcze nie kończy. Po pracy z piłkarzami musimy ogarnąć trochę rzeczy.
Jest czas na coś innego niż tylko sen?
Są takie dni, kiedy jest trochę luźniej i mamy wolne popołudnie. Na wszelki wypadek zostajemy w hotelu, ale mamy wtedy chwilę dla siebie i zajęcie się sprawami prywatnymi.
Jak wygląda wasz przykładowy dzień w kadrze?
Plan każdego dnia rozpisany jest co do minuty i trzeba się mocno sprężać, aby wszystko się zazębiło. Po śniadaniu przygotowujemy się do treningu, do tego czasami jest krótka odprawa przed pierwszymi zajęciami. Po treningu jest obiad, chwila wolnego i jeśli na dany dzień zaplanowany jest drugi trening, to trzeba się do niego przygotować. Po nim krótka odnowa, kolacja i znowu do pracy do późnych godzin nocnych.
Po pucharowym meczu ze Stalą Rzeszów piłkarze Miedzi Legnica spędzili kilkanaście minut na matach. Pan to przyniósł z reprezentacji?
To było wprowadzone już wcześniej. Ta świadomość regeneracji jest spora i tylko czasem trzeba niektórych chłopaków pogonić jak są leniwi (śmiech). Regeneracja po samym meczu jest ważna i dużo wnosi. Chodzi o to, aby mięśnie jeszcze na ciepło rozluźnić, żeby napięcia się nie kumulowały. Tym bardziej przed długą podróżą, jaka czekała nas po meczu ze Stalą Rzeszów.
Jakby miał pan wybierać, to wybrałby awans z Miedzią Legnica do ekstraklasy czy awans na mistrzostwa świata polskiej reprezentacji?
Biorę w pakiecie (śmiech). Wierzyłem, że z Miedzią uda się awansować już w tym roku, ale zabrakło nam punkciku. Na szczęście awans do ekstraklasy można wywalczyć co rok, a awans do mistrzostw świata danej ekipie może się zdarzyć tylko raz. Pytanie jest trudne, ale chyba postawię na awans reprezentacji. Wierzę jednak, że będę się cieszył z dwóch awansów.
Nie jest łatwo łączyć pracę na kilku frontach?
Czasu wolnego za wiele nie mam, to fakt. W domu mam dwójkę małych dzieci, narzeczoną i te wyjazdy są dla nich trudne. Czasem jak sam zostawałem z dziećmi, to wiem, jak ciężko jest samemu się nimi zajmować.
Taka impreza jak Euro w 2016 roku jest w stanie wszystko wynagrodzić?
Rodzinie pewnie nie (śmiech). Na pewno byli jednak dumni i mocno kibicowali drużynie. Mi osobiście wiele była w stanie wynagrodzić. Awans i sam turniej satysfakcjonował i wyszło na to, że ciężka praca popłaca.
Na koniec zapytam jeszcze, czy w przypadku fizjoterapeutów zdarzają się transfery?
Zdarzają się, ale nie tak często.
A pan miał jakieś oferty?
Były prowadzone pewne rozmowy, ale Miedź nie chce rezygnować z moich usług i przystałem na jej ofertę. W tym klubie jest mi dobrze.