Patyczki do uszu też zapychają nasze rury [interaktywna mapa]
Kanalizację traktujemy jak kosz na śmieci. Wrzucamy szmaty, folie, baterie. A potem dziwimy się, że ścieki leją się na naszej ulicy.
W piątek - jak już informowaliśmy na łamach naszej gazety - w Wagmostawie, Gęśniku i oczku przy ul. Wazów pływało kilkadziesiąt śniętych ryb. Do wody dostały się nieczystości.
Jak okazało się, doszło do tego przez wyciek ścieków komunalnych do kanalizacji deszczowej, a później do stawu koło ulicy Wazów. Stamtąd zanieczyszczona woda wpłynęła do Wagmostawu.
Nie byłoby tej sytuacji, gdyby mieszkańcy zwracali większą uwagę na to, co wyrzucają do sieci wodno-kanalizacyjnej.
Bo jak mówi prezes Zielonogórskich Wodociągów i Kanalizacji Beata Jilek, przyczyną awarii przy ul. Wazów było zapchanie kanalizacji. I ścieki nie popłynęły kanałem sanitarnym tylko przelewem (wykonanym w latach 60., jak budowano osiedle Wazów) i dalej popłynęły kanałem deszczowym.
Strach pomyśleć, co mieszkańcy wrzucają do muszli klozetowej. Pracowników ZWiK-u nic nie jest w stanie już zdziwić. Wyciągali już szmaty, ubrania, baterie, worki foliowe, pampersy, podpaski, prezerwatywy, cement, gruz... - Ale nawet drobne rzeczy jak plastikowe patyczki do uszu są problemem - podkreśla B. Jilek. - Zatykają sita w oczyszczalni! Ludzie muszą mieć świadomość, że kanalizacja nie jest koszem na śmieci. Nie wolno wrzucać do niej odpadów. Bo zatykają się m.in. pompy.
Co ludzie wrzucają do muszli klozetowej?
400 kilometrów sieci kanalizacji eksploatuje ZWiK. Odbiera ścieki od 130 tysięcy mieszkańców.
- Trzeba je potem naprawiać, a wszystko to są dla nas potworne koszty - mówi prezes ZWIK-u, a na dowód ma zdjęcie rozebranych pomp.
W przypadku awarii na Wazów doraźnie został zablokowany przelew, ale jeśli znowu w tym miejscu zatka się kanał, to te ścieki wypłyną albo wierzchem, albo dostaną się do piwnic. Dlatego B. Jilek mówi o potrzebie kampanii edukacyjnej mieszkańców.
Franciszek Walański uważa, że trzeba co jakiś czas przypominać użytkownikom, jak należy korzystać z kanalizacji. Bo ciągle dochodzą nowi, a starzy zapominają albo zmieniają nawyki.
- Tak samo jest z segregacją śmieci. Na początku wszyscy jakoś się starali - mówi pan Franciszek. - Teraz wielu wrzuca wszystko jak popadnie. Zwłaszcza na osiedlach. Nic więc dziwnego, że pojawiły się na klatkach schodowych kartki z prośbą, by mieszkańcy sumiennej przyłożyli się do segregowania śmieci.
Z problemami tymi boryka się nie tylko Zielona Góra, ale wiele miast w Polsce. We Wrocławiu wodociągi prowadzą kampanię społeczną „Nie zapychaj! Pomyśl!”. Nie tylko proszą mieszkańców, by nie wrzucali rajstop, kapsli, tubek po paście, tamponów, nasączonych chusteczek do mebli, wacików, patyczków do uszu, ale i większych rzeczy. Przekonują mieszkańców, że bardzo częstą przyczyną kłopotów z instalacją jest też tłuszcz usuwany bezpośrednio do zlewów lub toalet, który osadza się wewnątrz rur i ogranicza spływ nieczystości. Standardowa rura kanalizacyjna ma 150-200 mm średnicy. Wystarczy zatem wrzucona gąbka lub rajstopy, by ją skutecznie zablokować.
Z Płocka donoszą, że do kanalizacji mieszkańcy wrzucają nawet fragmenty opon i desek. Stąd kampania w lokalnych mediach. W Szczecinie znaleziono nawet fragmenty starego roweru, pralki, garnitur... Osobną sprawą są odpadki z obiadów. Ale zdarza się przypadki, że zamiast do garnka, do muszli klozetowej trafia... cała kura, jeszcze z piórami...