Patrzenie z lotu ptaka jest piękne, ale i trudne
Wesela, manifestacje polityczne i duże imprezy. Nad ich uczestnikami często unoszą się drony. Zdjęcia z powietrza są coraz bardziej popularne, ale zostać „droniarzem” wcale nie jest łatwo.
Emocje są. Podczas każdego lotu czuję adrenalinę - przyznaje Marcin Błaszczak, operator drona. Dlaczego? - Dron to nie zabawka. Może narobić szkód. Śmigło potrafi przeciąć skórę. Nie daj Boże, żeby spadł i komuś zrobił krzywdę - dodaje.
Lublinianin ma uprawnienia do pilotowania drona od 2016 r. Od tego czasu wykonuje na zamówienie profesjonalne zdjęcia i filmy z lotu ptaka. Na stronie firmy Wysoko.tv można zobaczyć lubelskie osiedla, ale też zapierające dech w piersiach krajobrazy z innych miejsc Polski.
- To megafajne hobby, megazabawa, ale jak do wszystkiego, i do dronów trzeba podchodzić z rozsądkiem - podkreśla Piotr Stodulski, fotograf i doświadczony operator drona. Dodaje, że nawet najlepszym zdarzają się kraksy.
- Bywa i tak, że dron gubi sygnał z powodów zakłóceń generowanych przez telefon komórkowy lub linie energetyczne. Nawet doświadczonym operatorom trafiają się kolizje z gałęziami. Nie daj Boże, żeby poleciał komuś na samochód - mówi Błaszczak.
Dron to nie zabawka. Może narobić szkód - przestrzegaMarcin Błaszczak, który na co dzień wykonuje zdjęcia i filmy z drona
Piotr Stodulski jeszcze w ubiegłym roku prowadził szkolenia na operatora bezzałogowych statków powietrznych. W 2013 r., jako jeden z pierwszych w Polsce, wyrobił sobie uprawnienia na pilotowanie drona. - Są wymagane tylko wtedy, gdy będzie się go wykorzystywało do celów innych niż hobbystyczne i sportowe. Bez nich też można latać, pod pewnymi warunkami - przyznaje.
Od 2014 do 2016 r. (kiedy zmieniły się przepisy w tym zakresie) Piotr Stodulski prowadził kursy przygotowujące do państwowego egzaminu na pilota drona. Przez ten czas przeszkolił około 50 osób. Jednak prawdziwej liczby droniarzy nie sposób oszacować, bo bardzo dużo osób korzysta z tych maszyn tylko do celów rekreacyjnych i nie wyrabia sobie dokumentów. Tym bardziej że zniechęcić może wysoki poziom egzaminu.
- Teoria była dosyć trudna. Na ok. 15 osób, które zdawały ją w mojej grupie, tylko jedna zaliczyła za pierwszym razem. A egzamin praktyczny? Trochę podobny do egzaminu na prawo jazdy, ale lot trwa krócej niż jazda samochodem - mówi Marcin Błaszczak. Najlepsi piloci biorą udział w zawodach dronów, które odbywają się także w Polsce.
Bezzałogowcem po złoto
Piotr Stodulski jako jeden z nielicznych mieszkańców Lubelszczyzny startuje w zawodach drone racingu. - Ten sport staje się coraz bardziej popularny w Polsce i na świecie.
O co chodzi w zawodach dronów? Biorą w nich udział niewielkie maszyny (do 600 gramów) z zamontowanymi kamerami. Operatorzy sterują nimi przy użyciu specjalnych gogli i latają po boisku, na którym rozstawione są bramki. Za przelecenie przez bramkę dostaje się punkty, później podliczany jest czas i w ten sposób wyłania się zwycięzcę. Największe tego typu zawody w kraju, Polish Drone Nationals, odbyły się w ubiegłym roku w Warszawie.
- W Polsce jest dwóch zawodników na poziomie światowym. W województwie lubelskim lata nas pięciu. Podobny turniej chcemy zorganizować w tym roku także w naszym regionie - dodaje Stodulski. - Z lataniem dronem jest jak z jazdą samochodem. Jeden załapie szybciej, drugi wolniej, a trzeci w ogóle nie będzie wiedział, o co chodzi - przyznaje operator bezzałogowca. Dodaje, że zwykle wystarczy od 20 do 30 godzin przygotowania na symulatorze, żeby startować. Droższe maszyny mają wbudowane urządzenia GPS, które stabilizują lot. Dzięki temu kierowanie urządzeniem jest łatwiejsze. Ale i im zdarzają się kraksy.
Wybuchy szkodzą dronom
Profesjonalni operatorzy przyznają, że z urządzeniami latającymi nie ma żartów. - Niektórzy rodzice kupują drony dzieciom, ale to nie jest dobry pomysł. Chyba że mówimy o małym sprzęcie, który lata nie dalej niż na 20 metrów, ale nawet takie urządzenie może wykłuć oko albo przeciąć ucho - przyznaje Błaszczak.
Dużą rolę odgrywają czynniki atmosferyczne. Przy złej pogodzie, dużej mgle i zachmurzeniu, sprzęt potrafi się zgubić.
- Profesjonalne drony mają wbudowany GPS, który umożliwia im m.in. powrót do miejsca startu. Nie jest to doskonały system, bo różnica pomiędzy pozycją na mapie a stanem faktycznym może wynosić nawet 50 metrów. W skrajnych przypadkach, gdy na przykład dochodzi do wybuchów na Słońcu, zakłócenia elektromagnetyczne mogą doprowadzić do tego, że dron wcale nie wróci - przyznaje Stodulski.
Przytacza też historię swojego kolegi, który wypłynął ze swoim bezzałogowcem na morze. - Dron wystartował ze statku i przez pewien czas krążył wokół jednostki. Po pewnym czasie operator włączył automatyczny powrót i bezzałogowiec gdzieś odleciał. Człowiek nie wziął pod uwagę tego, że statek znajdował się w ruchu i rzeczywiste miejsce startu znajdowało się kilka kilometrów dalej - wyjaśnia fotograf i pilot. Jednak kraksy zdarzają się nie tylko innym. Stodulski przyznaje, że podczas nagrywania imprezy fanów motoryzacji zapomniał o naładowaniu baterii. - W pewnym momencie maszyna straciła sterowność i podjęła próbę lądowania. Pech chciał, że było to akurat zbocze góry. Stoczyła się i połamała, tylko część sprzętu udało się uratować - relacjonuje.
Nie wszyscy lubią drony. - Miałem jedną sytuację w Nałęczowie, gdzie realizowałem zlecenie dla salonu kosmetycznego. Podczas robienia zdjęć z powietrza z sąsiedniego domu wybiegł gospodarz w samych spodniach i zaczął na mnie krzyczeć. Odgrażał się, że bezprawnie robię mu zdjęcia. Wytłumaczyłem mu, że on i jego posesja mnie nie interesują - mówi Błaszczak.
Mimo różnych obaw, do wypadków z dronami dochodzi rzadko. O krok od tragedii było 80 pasażerów i 6 członków załogi boeinga należącego do mozambickich linii lotniczych. Podczas lądowania maszyna zderzyła się z bezzałogowcem. Do kolizji doszło niespełna dwa tygodnie temu. W listopadzie podobne zdarzenie miało miejsce w śródmieściu Londynu. Pasażerski airbus ze 165 osobami na pokładzie minął zaledwie o 20 metrów bezzałogowca. Do niebezpiecznego incydentu na lotnisku Chopina w Warszawie doszło w lipcu 2015 r. Wówczas to dron przeleciał 100 metrów od niemieckiego embraera. Wszystkie przypadki wywołały duże emocje, ale nikomu nie stała się krzywda.
A jak wygląda sytuacja na lotnisku pod Lublinem? Loty bezzałogowych statków powietrznych wokół pasa startowego koordynuje Polska Agencja Żeglugi Powietrznej. Każdy lot do sześciu kilometrów od ogrodzenia lotniska należy zgłosić do PAŻP na minimum 3 dni robocze przed planowanym startem. - Po otrzymaniu warunków, które są swojego rodzaju „instrukcją” o dalszych krokach, operator zobowiązany jest do kontaktu z wieżą kontroli lotów odpowiedzialną za loty w przestrzeni CTR (ang. strefa kontrolowana lotniska) celem otrzymania ostatecznej zgody na lot, która uzależniona jest od bieżącej sytuacji ruchowej. Taką strefę znajdziemy również wokół lotniska w Lublinie - tłumaczy Mikołaj Karpiński, rzecznik PAŻP.
Jeszcze w ubiegłym roku obowiązek zgłoszenia lotu dotyczył prawie całego Lublina, Świdnika oraz dużej części Mełgwi i Piask. W ubiegłym roku mieszkańcy zgłosili 134 przeloty na tym terenie, w tym 11 po wejściu w życie nowych przepisów. - Od 7 września 2016 r. zgłoszeniom podlegają jedynie loty do sześciu kilometrów od granicy lotniska - mówi Karpiński. Na tym obszarze znajduje się cały Świdnik, a także wschodnie dzielnice Lublina (Hajdów, Zadębie, część Tatar, Bronowic, Kośminka i cały Felin). Nad resztą miasta można latać, ale nawet tam obowiązują pewne obostrzenia.
- Osoby latające sportowo i rekreacyjnie są zobowiązane do zachowania odległości poziomej nie mniejszej niż 100 metrów od zabudowy miejscowości, miast, osiedli lub zgromadzeń osób na wolnym powietrzu oraz 30 metrów od pojedynczych osób, pojazdów, obiektów budowlanych niebędących w dyspozycji lub pod kontrolą operatora - tłumaczy Karina Lisowska, rzeczniczka Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Dodaje, że te zapisy nie dotyczą modeli latających o masie mniejszej niż 600 gramów.
- Operatorzy dronów używanych w celach zarobkowych, posiadający świadectwo kwalifikacji (uzyskane po zdanym egzaminie - przyp. red.) mogą latać w mieście z zachowaniem bezpiecznej odległości, w widocznej kamizelce oraz posiadając instrukcję operacyjną. Dron musi posiadać tabliczkę identyfikacyjną z nazwą właściciela oraz w przypadku lotów nocnych odpowiednie oświetlenie - zastrzega Lisowska.
W listopadzie ubiegłego roku zmieniły się przepisy dotyczące zasad zdobywania uprawnień do obsługi dronów. Wprowadzono obowiązek ukończenia szkolenia teoretycznego w certyfikowanych ośrodkach szkolenia. - Powinno to wpłynąć pozytywnie na poziom wiedzy i umiejętności osób wykonujących loty w zakresie różnego rodzaju prac lotniczych i w bezpośredni sposób wpłynąć na poziom bezpieczeństwa lotów - zapewnia rzeczniczka Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Kursy latania dla operatorów dronów od kwietnia planuje wznowić Politechnika Lubelska. - Nie ma co demonizować dronów, ale dużo zależy od człowieka, jego wiedzy o sprzęcie i umiejętności - przyznaje Stodulski.