Patrioci nie ustępują. "Polska postrzegana jako chory człowiek UE i nieprzewidywalny członek NATO"
Ostatnio namnożyło się gorliwych patriotów, znawców konstytucji i obrońców demokracji. W Parlamencie Europejskim domagają się sankcji dla Polski i wyeliminowania z europejskiego rynku polskich firm transportowych.
Posłusznie popierają światłe pomysły unijnych biurokratów w nadziei, że za rok nie będą musieli kandydować w wyborach do Europarlamentu i zdobywać głosy zacofanych Polaków, ale za swoje zasługi dostaną brukselskie posady i do końca życia będą bronić interesu Polski na plażach Seszeli i Bermudów.
Czy przynajmniej zaprenumerują tam „Gazetę Wyborczą”, żeby wspierać rzetelne polskie media? Tymczasem ich politycznego towarzysza, kandydującego na prezydenta Warszawy, oburza projekt budowy w Polsce wielkiego lotniska, skoro może to być konkurencja do lotniska budowanego w Berlinie.
Czy zaszła pomyłka i ten dzielnicowy mąż stanu przypadkiem nie szykuje się na burmistrza Berlina? Wcześniej jednak, żeby mieć tam większe szanse, powinien przejść na islam (swoją drogą czy miałby z czego przechodzić?). Berlin czeka.
W czasie gdy prawdziwi patrioci dzielnie wspierają naszych dobroczyńców od brukselskich funduszy, w mediach ukazała się deklaracja Konferencji Ambasadorów RP, która bezpardonowo rozprawia się z „łamaniem praworządności” i stwierdza, że „Polska postrzegana jest jako chory człowiek UE i nieprzewidywalny członek NATO”.
Ten wiekopomny dokument podpisało 29 ambasadorów, prawdziwych gwiazd dyplomacji, autorytetów w swoim fachu i mistrzów strategii siedzenia w kącie i nierzucania się w oczy. Są to wprawdzie ambasadorzy odwołani i dziś nikogo już nie reprezentują, ale jakby co, to zawsze gotowi są znów zaoferować swoje usługi.
Przez lata ich zajęcia ograniczały się do prac w ogródkach ambasadorskich rezydencji i popijania szampana na okolicznościowych rautach w zaprzyjaźnionych organizacjach, pamiętających czasy weteranów WSI, GRU i Stasi. Teraz jednak czują się niedowartościowani i zapomniani, bo po dobrej zmianie ogródkami zajmują się ogrodnicy, a na rautach możni protektorzy nie mają już kogo protekcjonalnie poklepywać po plecach.
- Przywrócić politykę nic nie robienia aż do czasu, gdy nadejdą instrukcje z Berlina lub Brukseli - to będzie dewiza, którą zapewne znów zaproponują wybitni specjaliści.
Front odmowy, który nie chce pogodzić się z realnym światem, rozszerzył się o kolejny krąg niezłomnych. Bohaterscy ambasadorzy będą wspierać roztargnionych sędziów, którzy przez pomyłkę przywłaszczali sobie drobne kwoty i przedmioty albo bronili prestiżu swojego zawodu, odmawiając ujawnienia oświadczeń majątkowych.
Nadal jednak mamy nadzieję, że byli ambasadorzy, byli prezesi sądów, byli szefowie służb i byłe gwiazdy ekranu, dzielnie i wspólnie obronią nas przed dyktaturą demokracji.