Partie powalczą o społeczników. Kto ma szanse na mandat?
Sukces organizatorów „Łańcucha Światła” w Poznaniu na nowo przywołał temat wymiany elit politycznych. Wielu uważa, że to społecznicy powinni sięgnąć po karierę polityczną, bo to oni mogą przyczynić się do zmiany języka debaty publicznej. Partie chętnie zdyskontowałyby popularność aktywistów, jednak ci nie zawsze chętni są, by oddać się w ich ręce.
Platforma Obywatelska patrzy na poznańskich społeczników przychylnym okiem. To z listy tej partii od niedawna w Radzie Miasta zasiada Andrzej Rataj, który wszedł na miejsce Urszuli Mańkowskiej. Wcześniej A. Rataj był znany głównie z aktywnej działalności w Radzie Osiedla Stare Miasto. Wszystko wskazuje na to, że przed kolejnymi wyborami samorządowymi partia sięgnie po większą liczbę aktywistów.
- Jest jeszcze zbyt wcześnie by wymieniać konkretne nazwiska – zaznacza Marek Sternalski, przewodniczący klubu radnych PO. – Uważam, że na listach powinny się znaleźć osoby, które działają w radach osiedli i organizacjach pozarządowych – dodaje.
Jako przykład podaje Centrum Otwarte, inicjatywę skupiającą się wokół tematyki przestrzeni publicznej, architektury i urbanistyki. - Szkoda tylko, że opinię prawdziwym społecznikom psują aktywiści, którzy działają jedynie w sferze wirtualnej – stwierdza radny. W orbicie Platformy znajdują się tacy aktywiści jak Franciszek Sterczewski, Paweł Szwaczkowski, czy Krzysztof Bartosiak.
Na tego pierwszego z uwagą spogląda lewica. – Nie wierzę, by protesty w obronie sądów organizował po to, by nie mieć dalszego wpływu na miejską politykę. To na pewno osoba z pozytywnym ładunkiem energii – mówi Tomasz Lewandowski, zastępca prezydenta Poznania i jeden z liderów Stowarzyszenia Inicjatywa Polska.
Przyznaje też, że rozmawiał z kilkoma kandydatami na radnych z kręgu społeczników. – Musimy jeszcze poczekać z ujawnieniem nazwisk. Na pewno dobrze byłoby, gdyby po kolejnych wyborach do Rady Miasta weszło więcej osób, którym po prostu się chce – zaznacza.
Również Prawo i Sprawiedliwość deklaruje chęć wystawienia działaczy społecznych w przyszłorocznych wyborach samorządowych. Mają oni stanowić, podobnie jak trzy lata temu, aż 20 proc. ogółu kandydatów na listach. Tadeusz Dziuba argumentuje to faktem, iż nikt lepiej niż społecznicy nie zna lokalnych problemów, a to najważniejsze w pracy samorządowca. Jego zdaniem fakt iż partie stawiają na społeczników „jest naturalny” w wyborach na szczeblu lokalnym.
– Tu nie chodzi o żaden partyjny PR, czy manipulację. Manipulują może ci, którzy nic nie mają do zaoferowania, dlatego muszą posiłkować się społecznikami, którzy autentycznie pracują. Potrzebują społeczników, by uwiarygodnić swoje programy wyborcze, bo sami niewiele robią. W przypadku PiS nie jest to jednak taktyka wyborcza
– przekonuje Tadeusz Dziuba, szef PiS w Poznaniu.
W ubiegłych wyborach z list PiS startowała m.in. Arleta Matuszewska czy Jan Zujewicz. Żadne z nich nie dostało się do rady miasta. Najbliżej było Matuszewskiej. – To weteranka działalności społecznej. Będziemy chcieli, by startowała z naszych list także w najbliższych wyborach, bardzo na nią liczę, ma spore szanse na mandat – deklaruje Tadeusz Dziuba.
Ona sama zaznacza, że żadne oficjalne propozycje ze strony PiS nie padły. Twierdzi też, że jeszcze nie zdecydowała czy w najbliższych wyborach wystartuje. Jan Zujewicz jest obecnie członkiem gabinetu politycznego ministra rozwoju i finansów, mało prawdopodobne, że wróci do Poznania. Dziuba zaznacza, że jest za wcześnie, by mówić o nazwiskach innych osób, którym partia złoży propozycje startu.
-----------------------------------------
Prawa kobiet
Joanna Jaśkowiak
Nie wykluczam startu w wyborach do rady miasta
Joanna Jaśkowiak na prezydenta - mówiło wielu po jej przemówieniu 8 marca na placu Wolności. To wówczas padły mocne słowa: „Jestem wku...”. Tak żona prezydenta Poznania komentowała wydarzenia polityczne na szczeblu ogólnopolskim: zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, pospieszne uchwalanie budżetu państwa, ale przede wszystkim projekt ustawy antyaborcyjnej. „Najpierw było zdziwienie, później zaskoczenie, niedowierzanie, złość wściekłość, a teraz brakuje mi już słów. I chyba tylko jedno mało cenzuralne oddaje moje uczucia. Wkurw. Jestem wkurwiona. (...) Mówię nie nienawiści i pogardzie okazywanej kobietom. Mówię nie pozbawianiu kobiet prawa wyboru i wolności podejmowania decyzji, począwszy od praw reprodukcyjnych, poprzez wybór stylu i sposobu życia. Jestem przeciwna ingerencji Kościoła w każdą dziedziną mojego życia”.
Po tych słowach wiele osób spodziewało się, że Joanna Jaśkowiak zdecyduje się na karierę polityczną. Pojawiały się nawet głosy, że byłaby lepszym prezydentem Poznania od męża. Ona sama nie zaprzecza, że polityka ją nie interesuje. Pytamy czy jest możliwe, że wystartuje w wyborach do rady miasta w przyszłym roku. – Gdybym miała startować do rady miasta musiałabym najpierw skonsultować to z mężem – mówi. – Jako radna oceniałabym prezydenta, w tym wypadku swojego męża, oczywiście jeśli wygra przyszłe wybory – dodaje Joanna Jaśkowiak.
Zaznacza też, że start w wyborach ma sens jedynie, gdy zaangażuje się w istniejące struktury, najlepiej polityczne, gdyż to właśnie partie mają doświadczenie i zaplecze, mogą realnie coś zmienić. Joanna Jaśkowiak uważa, że w jej wypadku w grę wchodzi Platforma Obywatelska, jej członkiem jest zresztą jej mąż. – Uważam, że w tej chwili nie ma sensu tworzyć nowych struktur politycznych, ale zasilać te, które już istnieją i potrzebują tzw. świeżej krwi. Przykład KOD-u pokazuje, że ruchy społeczne bez dojrzałości organizacyjnej, jaką mają partie, nie są wstanie przetrwać – mówi żona prezydenta.
-----------------------------------------
Infrastruktura
Arleta Matuszewska
Dla mnie ważna jest praca organiczna, a nie ideologia
Jestem estetką, jak widzę papierek na chodniku, to podchodzę i go podnoszę - śmieje się Arleta Matuszewska, przewodnicząca Rady Osiedla Strzeszyn prezes Stowarzyszenia My-Poznaniacy i wiceprezes Stowarzyszenia Zielony Strzeszyn. Na Strzeszyn trafiła blisko dwie dekady temu, ale jeszcze przed wyprowadzką z bloku na Piątkowie już działała, zdobywając dla swoich sąsiadów wszystkie konieczne pozwolenia. Później szerokim echem odbiła się akcja usuwania śmietniska. To ona zmobilizowała mieszkańców i miejskiej służby do działania.
– Pamiętam, że sześć ciężarówek przez całą sobotę wywoziły odpady – wspomina. W Radzie Osiedla Strzeszyn znalazła się, bo poprosili ją o to sąsiedzi. Zgodziła się, a już po roku (2007 r.) została przewodniczącą jednostki pomocniczej. Pytamy ją o sukcesy. - Szkoła, przedszkole, ścieżka pieszo-rowerowa biegnąca wzdłuż ul. Strzeszyńskiej i Podolańskiej. To wszystko jednak zasługa pracy zespołowej – zaznacza A. Matuszewska. Poznaniacy spoza Strzeszyna znają ją jednak przede wszystkim z My-Poznaniacy, protestów przeciw zabudowie parku Sołackiego, czy skutecznej walki o stadion Szyca. O stowarzyszeniu nie jest już jednak tak głośno, jak przed dwoma rozłamami, czego efektem było m.in. powstanie kolejnej organizacji Stowarzyszenia Prawo do Miasta. – Nie żałuję tego, bo My-Poznaniacy w poprzedniej formie było skrajnie lewackie. Mnie ideologia nie interesuje, podobnie jak pisanie postów i komentarzy w internecie. Ważna jest praca organiczna, bo to ona przynosi wymierne efekty – tłumaczy. A. Matuszewska dwukrotnie próbowała zdobyć mandat radnego miejskiego.
Za pierwszym razem w 2010 r. startowała z komitetu My-Poznaniacy, zdobywając prawie 1,3 tys. głosów, cztery lata później znalazła się na listach PiS. Dziś jest także społecznym doradcą wojewody Zbigniewa Hoffmanna ds. samorządu. – Ta łatka „pisiora” wcale mi nie przeszkadza, bo politykiem i tak nigdy nie będę. Chciałabym jednak mieć większy wpływ na władze miasta, bo dziś Strzeszyn jest wyspą komunikacyjną. Potrzebujemy tu wiaduktu, by zacząć normalnie żyć – kończy.
-----------------------------------------
Przyjazne miasto
Dorota Bonk-Hammermeister
Start z list partyjnych to fatalna droga
Dorota Bonk-Hammermeister to doświadczona społeczniczka. Zaczynała jako osoba od gazetki i wycieczek w radzie osiedla Wilda. Teraz jest jej przewodniczącą. To nie jedyna kierownicza funkcja jaką pełni. Jest też od dwóch lat przewodniczącą stowarzyszenia Prawo do Miasta, z którego wywodzi się Jacek Jaśkowiak, wiceprezydent Maciej Wudarski oraz szef gabinetu prezydenta Andrzej Białas. Bonk-Hammermeister należy też do stowarzyszenia WILdzianie, z którego pochodzi większość członków obecnej rady osiedla na Wildzie. To właśnie te osoby są odpowiedzialne za aktywizację dawnej zajezdni tramwajowej przy ul. Madalińskiego, gdzie przez całe lato, w każdy weekend odbywają się zajęcia dla dzieci. Najgłośniejsza akcja to „Wilda na glanc”, która miała na celu poprawę estetyki wildeckich ulic. Polegała na przekonywaniu przedsiębiorców do wymiany szyldów na mniej krzykliwe.
W poprzednich wyborach Bonk-Hammermeister startowała do rady miasta z list Prawa do Miasta. Nie dostała się, ale w przyszłym roku planuje ponowny start. Twierdzi, że startowanie z list partyjnych to dla społecznika fatalna droga. Jej zdaniem partie wykorzystują społeczników wizerunkowo, chcą jedynie wzmocnić swoje listy, jednak w rzeczywistości nie są w stanie wzbić się poza swoje partykularne interesy. – Osobiście z pewnością nie będę startować z list żadnej z partii – mówi stanowczo Bonk – Hammermeister. – Wszystkie partie zapowiadają, że będą mieli na swoich listach społeczników. Niedługo społeczników zabraknie – dodaje z przekąsem.
Deklaruje, że Prawo do Miasta będzie chciało w najbliższych wyborach stworzyć szeroką koalicję ruchów społecznych, razem ze stowarzyszeniem Inwestycje dla Poznania czy Ulepsz Poznań i stworzyć wspólną listę wyborczą. – Ostatnie lata pokazują, że listy społeczne zbierają coraz więcej głosów. Mieszkańcy są zmęczeni partiami, działać dla miasta można także bez partyjnego szyldu – uważa prezeska PdM.
-----------------------------------------
Łańcuch Światła
Franciszek Sterczewski
Nasza energia może być wykorzystana nie tylko w polityce
Przez kilka ostatnich lat organizował Pogrzeb Zimy, pokazy kina plenerowego, oprowadzał po perełkach poznańskiej architektury. W tym roku, niespodziewanie, także dla niego samego, przyszedł czas na politykę. Zorganizował serię protestów pod hasłem „Łańcuch Światła”. Były inne niż wcześniejsze protesty, bez partyjnych haseł, bez hejtu, za to z poezją i 10-minutową ciszą.
„Jestem amatorem w organizowaniu protestów politycznych. To mój pierwszy raz. Cała organizacja wydarzenia jest banalnie prosta. Mówię, że idę, a reszta dzieje się sama. Nie stoją za tym pieniądze, dotacje, jest tylko wola ludzi żeby przyjść” – mówił „Głosowi Wielkopolskiemu”.
Dlaczego zajął się polityką? Twierdzi, że jego zaangażowanie wynika z przerażenia tym, co dzieje się w Polsce. Wyjście na plac Wolności miało być szansą na spotkanie z innymi, którzy podobnie obawiają się kierunku, w jakim zmierza polityka PiS. „Początkowo zresztą myślałem, że wypowiem się w sprawie „reform” PiS-u jedynie na facebooku, napiszę posta i tyle. Potem uznałem, kurczę, muszę wyjść na ulicę i zamiast posta napisałem treść wydarzenia” – mówił.
Po tym jak Łańcuch Światła wyciągnął przez osiem kolejnych dni tysiące poznaniaków na ulice, wiele osób zaczęło głośno mówić, że Sterczewski powinien ten potencjał wykorzystać. Startować do parlamentu albo co najmniej do rady miasta. Miałby być świeżą krwią, której w polityce tak brakuje. On sam jednak nie jest przekonany czy to dobra droga. Twierdzi, że w tej chwili nie myśli o starcie w wyborach, nie proponowała mu tego póki co żadna z partii.
– Żadnych propozycji nie dostałem – mówi. – Na razie nie planuję startu w wyborach. Energia, która wytworzyła się podczas organizacji Łańcucha Światła, może zostać wykorzystana w inny sposób, niekoniecznie poprzez zaangażowanie wprost polityczne. Wierzę, że nie trzeba kandydować do jakiegokolwiek ciała, by coś zmienić. Można się angażować inaczej – twierdzi Sterczewski.
-----------------------------------------
Komunikacja
Krzysztof Bartosiak
Mam 52 lata, całe życie jeszcze przede mną
Zaczęło się od płotu odgradzającego przejście z przystanku autobusowego do ul. Żelaznej, gdzie z rodziną mieszka Krzysztof Bartosiak. To wtedy motorniczy MPK z blisko 20-letnim stażem poczuł, że chce zmieniać swoją okolicę. Choć szpital im. Strusia przeszkody nie usunął, dzisiejszy przewodniczący Rady Osiedla Antoninek-Zieliniec-Kobylepole nie zraził się do działania. Po płocie pojawiła się pętla...
– Nowa zajezdnia tramwajowa budoiwana była przy naszych osiedlach, a pętla tramwajowa powstawała od strony Centrum Handlowego M1. To był kolejny cios, znów poczułem, że z naszego osiedla tworzy się getto – wspomina. K. Bartosiak szybko zebrał grupę mieszkańców i stanął na czele Stowarzyszenia Przystanek Folwarczna. W efekcie tej inicjatywy został autorem pierwszej zatwierdzonej w historii Poznania uchwały obywatelskiej, która dotyczyła dostępu blisko 5 tysięcznej społeczności do pętli tramwajowo–autobusowej na Franowie. – Podpisało ją blisko 10 tys. osób i wywalczyliśmy remont ul. Folwarcznej.
Na tym gruncie wyrosła kolejna inicjatywa, czyli Przystanek jak malowany – opowiada motorniczy. Do dziś dzięki niej udało się wyremontować prawie 40 zdewastowanych wiat przystankowych na terenie całego miasta. K. Bartosiak postanowił działać szerzej, zebrał grupę 15 osób, która wystartowała w wyborach do rady osiedla. Wszyscy zyskali zaufanie mieszkańców.
– Już na początku kadencji zwróciłem uwagę na absurd, jakim są godziny spotkań organizowanych dla radnych przez jednostki. Zapraszano nas przed południem, a przecież każdy z nas ma swoją prace, swoje obowiązki. Starałam się to zmienić, częściowo się udało, ale i tak poprosiłem o zmianę grafiku w pracy – mówi. Teraz motorniczy wstaje o 3 nad ranem, a po powrocie do domu do godz. 22 stara się rozwiązywać problemy osiedla.
Tę mrówcza praca jest dostrzegana, bowiem K. Bartosiak już otrzymał kilka propozycji wystartowania w wyborach samorządowych. – Chętnie bym wystartował, ale nie wiem z kim, jestem społecznikiem, a nie politykiem. Mam dopiero 52 lata, całe życie przede mną – śmieje się.
-----------------------------------------
Zieleń miejska
Paweł Szwaczkowski
Walczymy o architekturę i zieleń
Paweł Szwaczkowski ma dopiero 22 lata, jednak już dał się poznać jako społecznik, który władzom miasta i magistratowi tak łatwo nie odpuszcza. – Zanim w 2015 r. dostałem się do Rady Osiedla Sołacz najbardziej denerwowało mnie to ciągłe zbywanie. Na pisma dotyczące nawet tak drobnych spraw jak dziura w drodze, trudno się było doczekać odpowiedzi – mówi student Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Latem, kiedy nie musi pojawiać się na uczelni, średnio odbywa trzy spotkania dziennie.
– Praca na rzecz osiedla rzeczywiście stała się jednym z głównych moich zajęć. Napędzają mnie realne efekty działań, choć chciałbym, by jednostki pomocniczne w przyszłości miały jeszcze więcej do powiedzenia – przyznaje. Mimo to do tej pory był skuteczny, bowiem w dużej mierze jego zasługą było nieustanne przypominanie urzędnikom o zanieczyszczeniach pojawiających się w stawach sołackich. W tym roku zostanie oczyszczony największy z nich, a na jesień Zarząd Dróg Miejskich ma założyć filtratory do kanalizacji deszczowej, które będą zapobiegać w przyszłości podobnym problemom.
– Za swój największy sukces uznaję jednak rozpoczęcie renowacji parku Wodziczki. To bardzo ważna inwestycja dla wszystkich mieszkańców – stwierdza. Mimo to przed młodym radnym pozostaje wiele wyzwań i problemów, w tym powstające od jakiegoś czasu domy, które swą architekturą zaburzają willowy charakter Sołacza. – Prace nad miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego to temat trudny, ale konieczny do zrealizowania, by zachować niepowatarzalność tego miejsca jako enklawy niepowtarzalnej architektury i zieleni – tłumaczy.
Dodaje też, że politykom przestrzenną mógłby się zająć także w Radzie Miasta. – Oczywiście, pewne propozycje, bym wystartował się pojawiają, ale poczekajmy jeszcze do jesieni – mówi P. Szwaczkowski. Działacz osiedlowy ma duże szanse na to, by znaleźć się na listach Platformy Obywatelskiej.
-----------------------------------------
NASZ KOMENTARZ
Błażej Dąbkowski
Lans nie jest potrzebny
Coraz częściej miejski aktywista kojarzy się osobą, która działa, ale głównie w przestrzeni wirtualnej, pisząc dziesiątki postów, nawołując do składania podpisów na wszelakich petycjach. Swoją energię traci na klepanie w klawiaturę, klikanie, wykłócanie się na portalach społecznościowych o to, czy warto w Poznaniu zwężać drogi albo czy polityka mieszkaniowa jest kompleksowa. „Kozak w necie, d... w świecie” - mawia młodzież.
To powiedzenie w dużej mierze oddaje ducha współczesnego aktywizmu, skupionego na pozorach, nierzadko świętym, teatralnym oburzeniu, zbieraniu znajomych i „lajków”.
Na szczęście oprócz „wirtualnych partyzantów” istnieją jeszcze społecznicy z krwi i kości, którym nie jest obca praca organiczna. Na jej efekty czasem trzeba czekać miesiącami, latami, ale zazwyczaj przynosi ona konkrety- nowe boiska, chodniki, zieleń, a innym razem pobudzenie społeczeństwa obywatelskiego.
Prawdziwy społecznik nie potrzebuje lansu ani fleszy, a PR własnej osoby jest dla niego czwartorzędny. To właśnie o takie osoby będą się biły przed kolejnymi wyborami samorządowymi partie polityczne. Niech próbują, walczą o dobre miejsca na listach, ale nie tracą najważniejszego - niezależności, bo tę polityka potrafi skutecznie tłamsić.