- Nie ukrywam, że dochodzą mi nowe obowiązki i pewnie w związku z tym trzeba będzie dłużej w Warszawie siedzieć - mówi poseł PiS, Marek Ast.
Lata lecą, kadencje mijają, a w Lubuskiem wciąż są białe plamy jeśli chodzi o biura naszych posłów i senatorów. Czy to się zmieni?
- Czy oni po wyborach jeszcze nas potrzebują? - brzmiało pytanie w słuchawce telefonu, gdy do naszej redakcji dodzwoniła się Urszula Chudak ze Wschowy, znana w regionie działaczka społeczna. Chodziło jej oczywiście o naszych parlamentarzystów. - Takie pytanie nasuwa się obserwatorowi życia publicznego. Mam na myśli biura parlamentarne. W moim mieście ma je tylko poseł Ast. Nie wiem, jak ono działa, bo nic nie słychać. Wiem, że poseł nie może martwić się o drobne sprawy w mieście czy gminie - ale o te większe już tak. A jak ma je znać, jak złożyć w ich sprawie interpelację, jeżeli nie ma biura, spotkań z wyborcami czy dyżurów w urzędzie miasta? - zastanawia się wschowianka.
- Nie mogą się więc parlamentarzyści dziwić, że przez zdecydowaną większość nie są rozpoznawani i przez tę większość, krytycznie oceniani. Dlatego też przeciętny wyborca brzydzi się polityką i politykami, jednocześnie zazdroszcząc im „słodkiego, miłego życia” - kwituje.
Przeciętny wyborca brzydzi sie polityką i politykami - przekonuje Urszula Chudak
Wywołany niejako do tablicy poseł Ast, na internetowych stronach sejmu jawi się jako parlamentarzysta mający aż pięć biur. Zapytałem, jak to jest w rzeczywistości zarówno z biurami jak i dyżurami dla mieszkańców. - W poniedziałki jestem w Zielonej Górze, od rana, gdzieś tak do 18.00. Z kolei we Wschowie dyżuruję we wtorki od 10.00 do 14.00 - wylicza. - Jeśli chodzi o biuro w Nowej Soli, to tam nie mam pracownika, to jest zresztą ogólne biuro PiS. Dyżury są tam z doskoku, staram się by było to przynajmniej raz w miesiącu. A o wyznaczonych terminach zawczasu informujemy w prasie - wyjaśnia poseł Ast.
Wraz z początkiem trwającej kadencji, twarz posła Asta stała się zdecydowanie bardziej rozpoznawalna niż wcześniej. Czy przełoży się to na zainteresowanie jego dyżurami? Być może. Ale sam zainteresowany widzi też drugą stronę swojej medialności. - Nie ukrywam, że dochodzą mi nowe obowiązki i pewnie w związku z tym trzeba będzie dłużej w Warszawie siedzieć - mówi.
Otwarcie biura w Nowej Soli już lata temu deklarował senator Robert Dowhan. W końcu to największe miasto jego okręgu. Zapytany o to, czy nowosolanie doczekają się w końcu takiego miejsca, odparł: - Pracujemy na tym, żeby jeszcze w tym miesiącu, jeszcze przed świętami, udało się zorganizować dyżury w urzędzie miasta. Chciałbym, żeby odbywały się raz w miesiącu.
Gdyby te plany wypaliły, cieszyć się mogliby też mieszkańcy Wschowy i Kożuchowa, bo senator Dowhan również te miejscowości chce objąć dyżurami. Miałby to być swego rodzaju kompromis, gdyż lubuski parlamentarzysta wciąż stoi na stanowisku, że prowadzenie biur nie jest tanie. I to pomimo pieniędzy jakie na ten cel dostaje. - Z tego co pamiętam, teraz jest to 10,5 tys. zł. A przecież oprócz opłaty za lokal trzeba tam kogoś zatrudnić, trzeba opłacić media... Większa ilość biur to naprawdę wysokie koszty - tłumaczy.
- Nie wspominając o tym, że wizyty mieszkańców na dyżurach są bardzo sporadyczne. Bywały takie miesiące, że nikt nie przychodził - mówi Dowhan. - Ale ja od ludzi nie uciekam, zawsze jestem do dyspozycji. Kontakt ze mną jest zawsze, są też moje pracownice, można dzwonić, można pisać - przekonuje senator.