Paranoja białoruskiego Baćki, czyli dziwny jest ten świat
Wygląda na to, że Aleksander Łukaszenka ma zamiar przeczekać protesty na ulicach Mińska i wykorzystać narodowe cechy Białorusinów: ich cierpliwość i łagodność.
Ludzie mogą więc sobie strajkować i chodzić tysiącami po ulicach, domagając się ustąpienia satrapy, ale efektów tym nie osiągną. Protestujący nie są bowiem na razie skorzy do wejścia w bezpośrednią konfrontację z milicją i wojskiem. Czy mają rację? Nie mnie oceniać: łatwo zagrzewać do krwawej walki, gdy się samemu siedzi bezpiecznie przed komputerem. A poza tym, widok Łukaszenki z kałachem w ręce mówi wyraźnie, że z psychiką prezydenta jest coś nie tak i nie miałby on oporów, by utopić swój kraj we krwi.
26 lat rządów uczyniły z niego paranoika, który w historycznych białoruskich flagach (biało-czerwono-białych) na ulicach Grodna widzi polskie barwy, zarazem twierdząc, że cała ta rewolucja to polska robota. Nie jest zresztą w tym twierdzeniu sam, bo w rosyjskich mediach „eksperci” usilnie próbują udowodnić, że zamieszkami na Białorusi sterują rzekomo polscy żołnierze z Bydgoszczy. Większej bzdury nie słyszałem, ale z drugiej strony - przy ambicjach mocarstwowych Polski i jednoczesnym braku jakichkolwiek faktów potwierdzających nasze współczesne wpływy - dobre i to, zawsze to jakiś objaw swoiście rozumianego szacunku. Choć z drugiej strony, antypolskie kampanie sterowane z Rosji, bywają dla nas tragiczne w skutkach.