Parafianie kontra ksiądz z „czarnej listy”. Strach pod Wadowicami
Wikarego Andrzeja F. oczyszczono z zarzutów pedofilii, ale parafianie mu nie ufają i chcą się go pozbyć. Do parafii pod Wadowicami przeniesiono księdza, który był przed laty podejrzany o ściąganie zdjęć pornograficznych z udziałem dzieci. Sprawę umorzono, ale wciąż budzi ona wielkie emocje.
Starsza kobieta wskazuje wąską ścieżkę do parafialnego kościoła. - Do proboszcza? Zacny człowiek, każdy go tu szanuje - mówi. Gdy dowiaduje się, że chodzi o wikarego, tylko wzdycha i macha ręką. - Szkoda gadać, że takie coś nas spotkało. Oby Bóg mu wybaczył - mówi i szybko odchodzi.
Nowym wikarym w małej parafii pod Wadowicami został ksiądz, którego 9 lat temu zatrzymano pod zarzutem ściągania z internetu zdjęć pornograficznych z udziałem dzieci.
Trwające kilka lat śledztwo przeciwko niemu umorzono, ale parafianie nie wierzą w niewinność księdza. Piszą skargi do biskupów i papieża.
Jesteśmy umówieni z wikarym Andrzejem. Drzwi otwiera wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna około pięćdziesiątki, ubrany w hawajską koszulę. Już w progu mówi, że... ma broń palną, której może w każdej chwili - jeśli zajdzie taka potrzeba - użyć.
Idziemy za nim. W pewnym momencie w jego ręce widzimy broń przypominającą myśliwski sztucer. - Jestem twardzielem, bo jestem góralem. Tak łatwo nie da się mnie przepłoszyć - mówi dobitnie.
Parę dni wcześniej do wado-wickiej redakcji „Gazety Krakowskiej” przyszło kilkoro parafian. Mówili, że w sierpniu pojawił się w ich parafii nowy wikary. A wraz z nim niepokojące plotki.
- Właściwie to nie są plotki, sprawdziliśmy go dokładnie w internecie. Ten człowiek może mieć skłonności pedofilskie. Odkąd o tym się dowiedziałam, nie mogę spać - mówi matka trojga dzieci w wieku szkolnym. - Jak na mszy dla dzieci, tej o godzinie 10, przechodzi obok nich, serce mi staje w gardle. Mąż mówi, że jak tylko podejdzie do dziecka bliżej niż na metr, to może nie wytrzymać i rzuci się na niego - denerwuje się.
Relacje pozostałych parafian brzmią podobnie: „jak go widzimy, to przechodzę z synkiem na drugą stronę ulicy”, „nie ma mowy, że puszczę córkę rano na roraty, jest wtedy jeszcze ciemno, kto wie, co on może jej zrobić”, „na stypie po pogrzebie dzieci pilnowaliśmy non stop w kilka osób, żeby w jednym pokoju z nim nie były”.
Jeden z mężczyzn odgraża się, że jeśli ksiądz nie spakuje się i nie wyjedzie, to mieszkańcy sami zrobią z nim porządek.
Parafianie twierdzą, że o usunięcie wikarego prosili pisemnie kurię i będą jeszcze interweniować w Stolicy Apostolskiej. Nie wyobrażają sobie, żeby ksiądz mógł dalej przebywać na terenie ich parafii.
- Nie jesteśmy śmietnikiem! Nie potrzeba nam zrzutów podejrzanych duchownych! Nie wpuścimy go na kolędę, będziemy bojkotować nabożeństwa, a jak trzeba, zablokujemy drogę krajową na Kraków, tak, żeby cała Polska się dowiedziała, jak się nam krzywdę zrobi. Nie możemy bezczynnie czekać i liczyć na to, że nic złego się nie wydarzy - mówi jeden z mężczyzn.
Ksiądz początkowo zgadza się na publikację nazwiska. Tłumaczy, że nie ma niczego na sumieniu. Już po rozmowie zmienia jednak zdanie. Wyjaśnia, że kiedyś chciał pozwać pomawiające go osoby, ale sprawę musiał z sądu wycofać za sugestią przedstawicieli kurii.
Twierdzi, że sugerowano mu, że w ten sposób tylko doszłoby do niepotrzebnego rozgłosu, a jego samego dotknęłyby „różne konsekwencje”.
- Są sposoby, by zniszczyć człowieka. Jezusa też atakowano. Ja to wytrzymam. Muszę - odpowiada wikary F., który nie ukrywa, że jest na krążącej po internecie „czarnej liście księży pedofilów”. - Tyle że ja jestem zupełnie niewinny - zarzeka się.
Wszystko zaczęło się 9 lat temu. „Policjanci odwiedzili ks. Andrzeja bladym świtem 20 sierpnia. Już wstępny przegląd zawartości jego komputera oraz zgromadzonej na płytach CD i DVD kolekcji budzących grozę filmów oraz zdjęć potwierdził otrzymany z Interpolu sygnał, że wielebny jest miłośnikiem dziecięcej pornografii. W prokuraturze opowiadał, że owszem, skądś to ma, ale nie ogląda i nigdy w życiu nie rozpowszechniał zakazanych treści” - taką informację wyszukali w internecie parafianie.
Ksiądz opowiada swoją wersję. - Faktycznie zatrzymano mnie pod zarzutem posiadania materiałów pornograficznych z udziałem dzieci. To była duża akcja na sieć pedofilską, z tego co wiem zatrzymano też inne osoby, którym to udowodniono i zostały skazane. Mnie nic nie udowodniono. Ktoś chyba połączył się z moim komputerem przez wi-fi i stąd doszło do tej pomyłki. Nie zostałem skazany. Dwa lata trwało śledztwo w mojej sprawie. Zarekwirowano mi komputer, płyty, dyski CD, DVD. Do dziś nie wszystko zwrócono. Gdybym był pedofilem, to czy siedziałbym teraz na tej parafii? - przekonuje.
Księdza zatrzymano w 2007 roku, gdy do komendy policji z Zawoi Interpol przysłał materiały z prowadzonego śledztwa, które dotyczyło trzech mieszkańców Małopolski, w tym księdza Andrzeja. - Chodziło o rozpowszechnianie pornografii dziecięcej z określonych serwerów i pobieranie ich z określonych numerów IP. Na liście wytypowanych przez Interpol był też komputer, który, jak się okazało, należał do duchownego oraz komputery dwóch innych osób - wspomina Józef Palenik, prokurator rejonowy z Nowego Targu.
Śledztwo prokuratorskie trwało do maja 2010 r. Zakończyło się przedstawieniem dwóm mężczyznom zarzutów posiadania materiałów o charakterze pornograficznym z udziałem osób poniżej 15. roku życia.
Sprawę księdza umorzono z braku dowodów. W śledztwie tłumaczył, że z łącza interne-towego jego komputera, z którego korzystał na plebanii (pracował wtedy na jednej z nowotarskich parafii), mogły korzystać też inne osoby i to one pobierały zakazane zdjęcia. On komputer często zostawiał włączony, gdy wychodził.
- Według jego słów przebywać tam mogły inne osoby, w tym proboszcz i gosposia. Nie udało się ustalić, kto korzystał z tego komputera w czasie, gdy pobierano te treści - wyjaśnia prokurator.
Wikary twierdzi, że nie rozumie postawy parafian, którzy podejrzewają go o skłonności do pedofilii, mimo że uznano go za niewinnego. - Im się wydaje, że co? Że jak będę odprawiał pogrzeb dziecka, to je zgwałcę? Czemu mi nie ufają? - irytuje się.
Nie do końca ufa mu także kuria. Duchowny nie będzie uczyć religii w szkole podstawowej. - Ksiądz Andrzej nie ma zakazu uczenia dzieci i młodzieży, jednak złożony charakter i doświadczenia konfliktów z poprzednich lat przemawiają za zmianą charakteru jego pracy z pominięciem obowiązków szkolnych - słyszymy.
Wikarego ostatnio często przenoszono z parafii do parafii. Był m.in. w Krakowie, Trze-bini, Chrzanowie i Zawoi.
Duchowny ma żal do przełożonych. - To, że sprawę zamiata się pod dywan powoduje, że nie mogę pozwać autorów internetowych pomówień. One się za mną ciągną, ludzie w in-ternecie to czytają i potem dzieje się tak, jak w tej parafii - mówi. - Prosiłem o interwencję Watykan, ale Stolica Apostolska odpisała, że to sprawa między mną a archidiecezją - mówi.
Proboszcz parafii broni wikarego, choć problem widzi. - Ludzie niepotrzebnie panikują. To, że ktoś był podejrzany, nie znaczy, że go skazano. A że ma broń, to nic dziwnego, jest myśliwym. Do tego, jak wykonuje posługę w naszej parafii, nie mam zastrzeżeń - tłumaczy.
Proboszcz był już w kurii, ostrzegał, że będzie z tego kłopot. Więcej nic nie może. - Dobrym rozwiązaniem dla księdza Andrzeja byłoby, gdyby trafił do większej parafii, w mieście, gdzie wikarych jest kilku i nie byłby na pierwszym planie... - mówi proboszcz.
Autor: Bogumił Storch