
Prof. Magdalena Wiącek-Zubrzycka uczy fizjoterapeutów na Akademii Pomorskiej. fizjoterapeutów na Akademii Pomorskiej. Jednocześnie uprawia kulturystykę i fitness sylwetkowy. Dziś pokaże muskuły w Neapolu
Jeszcze trzy lata temu nic nie zapowiadało, że pani profesor stanie na scenie z najlepszymi kulturystami i znajdzie się w światowej czołówce w tym sporcie. Pani Magdalena skupiona była na pracy naukowej i organizowaniu życia swojej rodzinie w coraz to innych zakątkach świata.
Naukowe wojaże po świecie
Zanim w październiku tego roku pani Magdalena Wiącek-Zubrzycka razem z mężem, też wykładowcą, i 10-letnim synem trafili do Słupska, mieszkali w różnych częściach świata. Pani Magdalena studiowała fizjoterapię w Polsce. Po studiach krótko pracowała z pacjentami, a potem razem z mężem wyjechała do Monachium, gdzie on rozwijał karierę, a ona uczyła się języka. Potem zmienili miejsce zamieszkania na Rostok, gdzie pani Magda też zabrała się za karierę naukową. Zdobyła tytuł doktora nauk medycznych w zakresie biologii medycznej. Jej kariera rozwijała się z powodzeniem również wtedy, gdy wyjechali do Seulu, gdzie współpracowała z Hanyang University Republiki Południowej Korei - jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów w Południowej Korei, znajdującym się w pierwszej setce rankingu uczelni zjatyckich. Pracowała naukowo także po przeprowadzce do afrykańskiej Namibii. W czasie tych wojaży i wspólnej pracy z mężem, m.in. przy prowadzeniu badań nad menopauzą i starością, mąż namówił ją na treningi na siłowni. I tak się zaczęło.
Wspólna kariera i treningi
- Mąż jest biochemikiem i statystykiem, wspólnie pracujemy i wspólnie trenujemy. To on motywuje mnie do pracy na siłowni, instruuje, jak ćwiczyć, by osiągać jak najlepsze efekty - opowiada pani profesor. Po kilku latach treningów odnosi ona spektakularne sukcesy w kulturystyce i fitnessie sylwetkowym. Twierdzi, że po prostu ma do tego talent. - Dopóki nie zaczęłam trenować, nawet sobie z niego nie zdawałam sprawy. Teraz okazuje się, że czego nie podniosę, od razu odbija się na moich mięśniach. Jako nastolatka szkicowałam i rysowałam, do dziś czasem jeszcze chwytam za ołówek - przyznaje. Do treningów na siłowni przygotowuje ją mąż, on też obmyśla to, jak żona ma prezentować się na scenie w trakcie zawodów. Opiniuje, w jakich strojach wystąpi, wybiera sukienki, bransoletki, sugeruje wybór fryzury, makijażu i koloru paznokci. Jest też twórcą choreografii. - Zawsze tak było, chyba nigdy nie kupiłam sobie spódnicy bez wcześniejszego pokazania jej mężowi - mówi pani profesor.
Do kulturystyki mam po prostu talent. Czego nie podniosę, idzie w mięśnie
Wyrzeczenia są, ale bez przesady
Sukcesy na zawodach i mistrzostwach wymagają poświęcenia. Regularnych treningów i diety.
- Jednak wszystko robię z głową. Przed zawodami zawsze bardziej się sprężam, ale między nimi więcej odpoczywam. Gdy mam chandrę i nie chce mi się trenować, nie trenuję, gdy mam ochotę na sernik czy krówki, które uwielbiam, to je jem - opowiada pani Magda. Przyznaje, że odkąd trenuje, musiała nieco zmodyfikować dietę, ale nie sprawiło jej to dużego kłopotu.
- Za słodyczami nie przepadam, gdy przygotowuję synowi pizzę czy smażone kiełbaski, wystarczy mi, że napawam się zapachem tych dań - opowiada.
Dodaje, że nie jada warzyw, bo... nie lubi. Kłopot miała z kurczakami, które w diecie kulturystów są głównym składnikiem. - Na szczęście wpadliśmy na to, że można je mielić i takie już mi smakują. Pani Magda mówi, że przed występem na zawodach nie ma stresu.
- On by mnie zjadł. Wychodzę na scenę, bo wiem, że robię to dla ludzi, którzy lubią taki sport. Nie przejmuję się też krytyką - twierdzi.