Pani Marta jest magistrem inżynierem informatyki. Pierwszej pracy szukała przez rok. Od grudnia znów jest bezrobotną. I nie może znaleźć etatu.
- Najpierw szukałam pracy przez rok. Teraz znów zaczyna się to samo - mówi Marta Melon, mgr inż. informatyki, czyli zawodu, który teoretycznie jest poszukiwany na rynku pracy. W 2013 r. skończyła informatykę na PWSZ w Gorzowie. Z tytułem inżyniera ruszyła szukać pracy. Jednocześnie rozpoczęła zaoczne studia magisterskie na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie. - Ale już wcześniej, w trakcie studiów inżynierskich, zrobiłam też kurs kwalifikacyjny z przygotowania pedagogicznego. Mam więc też zawód nauczyciela - opowiada 26-latka. To jednak nie wystarczało, żeby od razu dostać posadę. - A wcale nie byłam nastawiona, że muszę pracować w zawodzie. Szukałam czegokolwiek - tłumaczy pani Marta.
Poszukiwania trwały rok
W tym czasie złożyła mnóstwo cv, wydzwaniała do firm, o których słyszała, że kogoś potrzebują. Sprawdzała też w szkołach, bo przecież może uczyć informatyki, ale nigdzie nie było etatów. - Składałam podania również tam, gdzie wymagali tylko wykształcenia średniego. Ale w takich przypadkach zdarzało się, że mówiono mi wprost: Nie szukamy nikogo po studiach - relacjonuje pani Marta. Była też zarejestrowana w urzędzie pracy. Jak twierdzi, z pośredniaka nie dostała ani jednej propozycji.
Po roku udało się jej dostać do firmy informatycznej. - Zostałam testerem oprogramowania systemu bankowego. Bardzo mi odpowiadała ta praca - przyznaje kobieta. Dodaje, że oprócz samego testowania zajmowała się też naprawą komputerów i ich sprzedażą, jeśli była taka potrzeba. I szef ją ponoć chwalił. Miała umowę na stałe. Niestety, w firmie były redukcje. - I trafiło na mnie. Usłyszałam, że najkrócej tu pracuję i dlatego moje stanowisko zostanie zlikwidowane - wspomina pani Marta.
Od grudnia znów jest bez pracy. - Rozsyłam cv, dzwonię. Na razie dostałam jedną odpowiedź: Nie mają wolnych etatów, ale moje dokumenty zachowają, gdyby jednak kogoś potrzebowali - wzdycha 26-latka. Ale się nie poddaje. - Jeszcze w trakcie pracy zrobiłam certyfikat testerski w Warszawie. Zapłaciłam z własnej kieszeni tysiąc złotych - pokazuje dokument. I dodaje, że nadal inwestuje w siebie, aktualnie szlifuje angielski. I ma nadzieję, że wkrótce znajdzie posadę. - Gdy wybierałam informatykę, myślałam, że to zawód przyszłościowy, że będzie na niego zapotrzebowanie. Ale jak widać, nie ma gwarancji w żadnej branży - komentuje swoją sytuację.
Jak wygląda bezrobocie w województwie?
- Od stycznia 2014 do grudnia 2015 mamy ponad 20 procent mniej bezrobotnych. Przedsiębiorcom coraz trudniej pozyskać pracowników, dlatego też sięgają po oferty zagraniczne. W 2014 roku zezwoleń na pracę było 700, w roku 2015 około 1.300. Do powiatowych urzędów pracy przedsiębiorcy składają oświadczenia o pracowników zagranicznych. W 2014 roku mieliśmy ich 11.000, a w roku ubiegłym aż 34.000 - wylicza Waldemar Stępak, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy.
Odwiedziliśmy pośredniaki w lubuskich miastach. Pani Alina od trzech miesięcy jest zarejestrowana w zielonogórskim urzędzie i znajduje się w gronie 7.334 bezrobotnych (dane z końca stycznia dotyczące całego powiatu, w samej Zielonej Górze jest 4.272 bezrobotnych). Nie chce nazwiska w gazecie, bo to, że jest bezrobotna, bardzo ją krępuje. - Kiedy dwa lata temu skończyłam studia na kierunku administracja, liczyłam, że pracę znajdę raz dwa. Tak minął rok, chwytałam się jakichś dorywczych prac, ale nic konkretnego na horyzoncie się nie pojawiało. Postanowiłam zarejestrować się w urzędzie, bo liczyłam, że z moim wykształceniem będę mogła przebierać w ofertach. Niestety, w rzeczywistości jest zupełnie inaczej - opowiada. Ofert, które ją interesują, chodzi m.in. o pracę biurową, nie ma.
Na brak pracy nie powinni narzekać ci związani z budownictwem - od inżynierów, kierowników budowy po robotników
- W tej chwili mamy 251 ofert pracy, a w tym aż 750 stanowisk pracy. Najwięcej dla kasjerów, sprzedawców, kierowców kategorii B, C, E. Pracę szybko znajdą spawacze, ślusarze, przedstawiciele handlowi, szwaczki, kucharze i fryzjerzy - wylicza Nina Kowalonek, wicedyrektor PUP w Zielonej Górze. Wśród kursów i szkoleń największą popularnością cieszą się kosmetyczne, na wózki podnośnikowe, pracownika obsługi biurowej i kierowcę.
W Gorzowie na koniec stycznia było 2.186 bezrobotnych. W powiecie - 3.365. - Poszukiwani są pracownicy z odpowiednimi kwalifikacjami - przyznaje Lilla Tomasik, kierownik działu usług rynku pracy PUP w Gorzowie. Na liście są kierowcy samochodów ciężarowych i autobusów, pielęgniarki, ślusarze, spawacze. Na brak pracy nie powinni narzekać ci związani z budownictwem - od inżynierów, kierowników budowy po robotników. Potrzebni są szefowie kuchni, ale orientalnych, spedytorzy, logistycy, farmaceuci, nauczyciele praktycznej nauki zawodu. Niewielkie szanse na posadę mają filolodzy, tłumacze, nauczyciele języków obcych, nauczania początkowego. Nikt nie szuka też pracowników administracji biurowej ani kadry kierowniczej, menadżerskiej. W ubiegłym roku prawie 170 osób skorzystało ze szkoleń dla bezrobotnych. - To były szkolenia dostosowane do potrzeb pracodawców. Był kurs na motorniczego tramwaju, na kierowcę autobusu czy montera konstrukcji stalowych - wymienia Tomasik. - Trzeba jednak pamiętać, że 30 procent bezrobotnych jest bez wykształcenia, czyli ukończyli najwyżej gimnazjum. A dla osób bez żadnych kwalifikacji nie ma ofert.
Dziś nie ma już tak, że jeden wyuczony zawód jest gwarancją daną na całe życie
- Jakiej pracy szukam? Jakiejkolwiek! W różnych miejscach pracowałem, ale zawsze mniej lub bardziej fizycznie. Szukam czegoś na produkcji. W końcu tyle fabryk tu mamy... - stwierdza pan Mirosław z Nowej Soli, mężczyzna po pięćdziesiątce. W pośredniaku najczęściej pojawiają się oferty dla kierowców, operatorów koparek lub innych maszyn czy właśnie pracowników szeroko pojętej produkcji. Trafiają się też dla księgowych, nauczycieli i handlowców. Zdecydowanie najgorzej mają humaniści.
- Takim osobom pozostaje dostosowanie się do potrzeb rynku. Dziś nie ma już tak, że jeden wyuczony zawód jest gwarancją daną na całe życie - komentuje Katarzyna Podgórska z PUP w Nowej Soli. Bezrobotni mogą liczyć na przyuczenie do zawodu, którego koszt weźmie na siebie pracodawca (zdarza się to coraz częściej z powodu braku fachowców) albo skorzystać z kursów organizowanych przez urząd. Te najbardziej potrzebne dotyczą obsługi maszyn czy znajomości języków obcych. Pod koniec 2015 roku stopa bezrobocia w powiecie wyniosła 18 proc.
Bezrobotni odmówili
Jedną z najniższych stóp bezrobocia ma od kilku lat powiat świebodziński. Obecnie wynosi ona niespełna 9 proc., a w rejestrze PUP jest około 2.000 osób szukających pracy. Najwięcej mieszkańców Świebodzina (ponad 1.100), w dalszej kolejności Łagowa (257), Zbąszynka (235), Skąpego (193), Szczańca (152) i Lubrzy (145) - dane z końca grudnia. Kto ma szansę na etat? Najbardziej potrzebni są monterzy foteli, operatorzy koparek i ładowarek, szwaczki, pracownicy sklepów oraz pracownicy fizyczni. Większość ofert złożyły firmy ze Świebodzina, ale są też ze Zbąszynka, Łagowa, Sieniawy. Niektóre, nie mogąc znaleźć chętnych, zatrudniają Ukraińców. Szacuje się, że w powiecie pracuje 2.000 przybyszy ze Wschodu.
Od lat jeden z najwyższych wskaźników bezrobocia (16,9 proc.) jest w powiecie strzelecko-drezdeneckim
Choć w powiecie międzyrzeckim bezrobocie spada, wiele osób wciąż pozostaje bez pracy. Najczęściej szukają zatrudnienia w produkcji albo jako sprzedawca, kierowca, magazynier, robotnik budowlany, kucharz czy pracownik biurowy. - Od nowego roku proponujemy pracodawcom udział w projekcie, który polega na tym, że przez 12 miesięcy refundujemy wynagrodzenie (minimalna krajowa) pracownika i opłacamy składki ZUS. Ale przez kolejny rok to pracodawca musi zatrudnić tę osobę na umowę o pracę, nie może też zmniejszać zatrudnienia w firmie. Program dotyczy osób do 30. roku życia - mówi Beata Gołębiewska z PUP w Międzyrzeczu. Urząd wspiera też przedsiębiorców, którzy dopiero startują ze swoją działalnością. Dofinansowanie wynosi 20 tys. zł. Każdy bezrobotny, który się zarejestruje, dostaje doradcę. Wspólnie opracowują ścieżkę pomocy.
Od lat jeden z najwyższych wskaźników bezrobocia (16,9 proc.) jest w powiecie strzelecko-drezdeneckim, a mimo to wielu pracodawców narzeka na brak chętnych. Najbardziej brakuje spawaczy, elektryków i ślusarzy. Wprawdzie tych ostatnich PUP zarejestrował około 160, ale wielu pracowało dawno temu i wygasły im uprawnienia. Większość jest grubo po pięćdziesiątce. Ostatnio firma poszukiwała w Strzelcach Kraj. ślusarzy, ale takich, którzy jeździliby w delegacje po całym kraju. Bezrobotni odmówili. Wielu bezrobotnych to osoby bez żadnych kwalifikacji i doświadczenia, a wśród pracodawców przeważają ci, którzy nie chcą przyuczać do zawodu. Ludzie nie chcą też pracować poza miejscem zamieszkania, oczekują wyższych zarobków. Jakiś czas temu PUP organizował giełdę pracy, zatrudnienie przy produkcji oferowało TPV w Gorzowie. W giełdzie udział wzięło 160 bezrobotnych z całego powiatu, pracę podjęło jedynie 26.