Pandemia w szponach TikToka, czyli dziwny jest ten świat
Kiedy rząd decydował o zamknięciu szkół, kin, muzeów, restauracji i centrów handlowych, mieliśmy w Polsce niecałe 20 przypadków koronawirusa.
Dziś statystki regularnie oscylują w okolicy tysiąca, a to czy ten magiczny próg przekraczają, zależy w zasadzie tylko od tego, ile przeprowadza się danego dnia testów, a w zasadzie, ilu się ich nie przeprowadza. Czy robi to na nas wrażenie? Nie. Wciąż niewielu z nas zna kogoś, kto zachorował, o zmarłych nie wspominając. Oswoiliśmy się z pandemią, martwimy o miejsca pracy, więc niewielu jest dziś w Polsce zwolenników kolejnego lockdownu i np. wysłania dzieci znowu do domów. Wielu z nas doświadczyło, jak bardzo w wakacje wylogowały się one z realnego świata. Jeszcze nie czas, by przewidywać dalekosiężne skutki erozji więzi społecznych, ale że one nastąpią, to rzecz pewna.
Już przecież przed pandemią wielu dorosłych nie dostrzegło faktu, że ich latorośle więcej czerpią wiedzy (albo „wiedzy”) z krótkich filmików na TikToku niż z lekcji czy tradycyjnych serwisów internetowych. Nie będę się tu bawił w zrzędzenie o tym, że internet ogłupia młodzież, ale trudno nie zauważyć faktu, iż dzisiejsze algorytmy decydujące, co podsunąć użytkownikowi, jaki temat wyolbrzymić, a jaki realny problem ukryć - to nowa forma manipulacji. I jest dużo efektywniejsza niż klasyczna propaganda, bo ubrano ją w szaty „wolnego wyboru”.
W normalnej sytuacji porządkowaniem tego chaosu zajęłaby się szkoła, ale doprowadzono ją przez lata do upadku. Ratowaniem świadomości dzieci musimy więc zając się sami, ale jak to zrobić, gdy ktoś nie wie nawet, czym jest TikTok?